Łukaszenko przestraszył się rewolucji
Treść
O represjach stosowanych przez białoruskie władze wobec działaczy ZPB, z prezesem Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" prof. Andrzejem Stelmachowskim, rozmawia Krzysztof Warecki
Dlaczego białoruskie władze zaostrzyły konflikt wokół Związku Polaków na Białorusi?
- Cała sprawa jest szczególnie irytująca z uwagi na to, że najwyraźniej mimo wysiłków ze strony polskiej, żeby jakoś załagodzić sprawę, władze białoruskie biorą kurs na zaostrzenie. Właściwie pierwszy raz się zdarzyło, że powstał spór na tle narodowościowym. Dotychczas dochodziło tam do różnych nieporozumień, natomiast na ogół władze białoruskie trzymały się zasady, że gdy chodzi o sprawy narodowościowe, to istnieje pewna swoboda działania. Tymczasem okazuje się, że nie. Wydaje mi się, że powstało podejrzenie władz białoruskich, że być może Związek Polaków na Białorusi będzie wylęgarnią opozycji.
Czy obawy władz w Mińsku są uzasadnione?
- Moim zdaniem, było to całkowicie błędne rozeznanie sytuacji, niemniej jednak oni się przyzwyczaili, że z poprzednim zarządem na czele z prezesem Tadeuszem Kruczkowskim nie mieli kłopotów, więc przerazili się, że wybrano osoby, które były im mniej znane czy budzące mniejsze zaufanie. Dlaczego jednak było to błędne rozeznanie sytuacji? Dlatego, że zarówno Rada Naczelna, jak i zarząd Związku Polaków na Białorusi na ogół trzymały się z daleka od polityki i nic nie wskazywało na to, że może być inaczej. Niemniej jednak uznali, że trzeba wkroczyć. Osobiście nie sądziłem, że mogą się posunąć do takich kroków jak aresztowania czy zorganizowanie spotkania Rady Naczelnej, która miała odwołać obecne władze. Efekt był taki, że na trzydzieści sześć osób wchodzących do Rady Naczelnej zostało tylko trzynaście. Ta trzynastka podjęła uchwałę, jaką białoruskie władze sobie życzyły. Z tym, że cały zjazd odbył się prawie pod bagnetami. Takie postępowanie kłóci się z podstawowymi standardami. Poza tym instalacja tego starego zarządu, który był przed zjazdem marcowym w siedzibie związku, odbyła się również przy udziale sił milicyjnych. Tego rodzaju postępowanie jest postępowaniem budzącym najwyższą odrazę. W całej sprawie smutne jest to, że znalazła się grupa osób, które poszły na swoistą kolaborację, z prezesem Tadeuszem Kruczkowskim na czele. Wszyscy oni stanowili przy tym mniejszość działającą wbrew opinii społeczeństwa polskiego. Oczywiście spodziewam się, że nie mają oni nadziei, iż my z naszej strony będziemy jeszcze udzielać im wsparcia. Będziemy się musieli zastanowić, co należy uczynić, ale trzeba powiedzieć, że jestem głęboko tym zaniepokojony, a nawet wstrząśnięty.
Czy więc działania Łukaszenki są wynikiem obsesji spowodowanej strachem przed przewrotem?
- Ponieważ władze białoruskie wymieszały tę sprawę z konfliktem dyplomatycznym, na razie na najbliższą przyszłość trudno być optymistą. Wszystko zdaje się polega na tym, że prezydent Aleksander Łukaszenko przeraził się "pomarańczowej rewolucji" na Ukrainie, a ponieważ tam Polska i Polacy wspomagali "pomarańczową rewolucję", więc przestraszył się, że do czegoś takiego może dojść również na Białorusi. A ponieważ większość organizacji opozycyjnych była już wcześniej spacyfikowana, Związek Polaków na Białorusi, który miał ponad 20 tys. członków, był jedyną organizacją niekontrolowaną przez ekipę Łukaszenki.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2005-07-29
Autor: ab