Łukaszenka wyznaczył wybory
Treść
W kwietniu przyszłego roku Białorusini będą wybierali władze samorządowe, a w lutym 2011 roku pójdą do urn, żeby oddać swój głos w wyborach prezydenckich. Eksperci przypuszczają, że tym razem walka o władzę będzie na Białorusi ostrzejsza niż do tej pory, bo nastroje społeczne są coraz gorsze.
Decyzję o wyznaczeniu daty wyborów Alaksandr Łukaszenka podjął podczas spotkania z przewodniczącą białoruskiej Centralnej Komisji Wyborczej Lidią Jermosziną. Według niej, wybory głowy państwa odbędą się w terminie ustanowionym przez konstytucję, czyli nie później niż dwa miesiące przed wygaśnięciem pełnomocnictw obecnego prezydenta. Dla wielu obserwatorów ta decyzja była zaskakująca. Liczono na to, że w trudnej sytuacji gospodarczej w ramach oszczędzania wybory samorządowe i prezydenckie zostaną połączone, a wielu komentatorów oczekiwało, że to właśnie wybory prezydenckie będą przyspieszone, "dopóki Białoruś nie odczuła na sobie najcięższych skutków kryzysu". - Zabronił tego sam prezydent, który nie chce, aby przez to doszło do dewaluacji wyborów prezydenckich.
Oba głosowania mogą być dla prezydenta i jego administracji bardzo ciężkie. Sytuacja gospodarcza Białorusi stawia władze w niekomfortowej sytuacji. W kraju rośnie bezrobocie, wypłaty są obniżane, a ceny rosną. Władze dotychczas bazowały na tym, że choć Białorusini żyli biednie, to jednak mieli stabilizację socjalną, a teraz i tego brakuje. Były rzecznik administracji Łukaszenki Alaksandr Fieduta w wywiadzie dla czwartkowego wydania "Kommiersanta" ostrzegł, że skoro obecny prezydent nie przyspiesza wyborów, to znaczy, że ma w zapasie jakieś karty, o których jeszcze nie wiemy.
Specjaliści zauważają, że obecnie sprzyja Łukaszence czynnik zewnętrzny. W odróżnieniu od wyborów z roku 2006, kiedy kraje zachodnie nie uznały wyników wyborów, obecnie Unia Europejska zliberalizowała stosunki z Mińskiem. Rosja, pomimo licznych awantur z Łukaszenką, do tej pory nie decyduje się na poparcie jakiegoś innego kandydata z opozycji. Zresztą sama opozycja białoruska jest teraz w głębokim kryzysie spowodowanym rozłamem, co uniemożliwia praktycznie skuteczną walkę z Łukaszenką. Swój zamiar kandydowania w najbliższych wyborach już ogłosił lider ruchu "Za wolność" Alaksandr Milinkiewicz. Pozostali opozycjoniści oskarżają go o chęć przypodobania się władzom. Inny kandydat to przywódca partii socjaldemokratycznej Nikołaj Statkiewicz. Do tej pory nie wybrali wspólnego kandydata opozycjoniści ze Zjednoczenia Sił Demokratycznych. Oprócz tego opozycja boryka się z problemami finansowymi. Ponieważ Zachód zmienił swoją politykę wobec władz Białorusi, opozycja przestała otrzymywać wsparcie z zagranicy.
Wszystko to dodaje Łukaszence pewności, że mimo pogarszających się nastrojów społecznych jego kandydatura jest najlepiej odbierana przez Białorusinów. Choć na pewno podczas kampanii Alaksandra Łukaszenkę będą czekać ciężkie chwile, gdy przyjdzie mu tłumaczyć się z kryzysu. Białoruski przywódca na razie nie musi się nikogo obawiać i nie ma zamiaru zmieniać swojej polityki. Zaznaczył, że na żadną liberalizację, jakiej domagają się opozycja i Zachód, nie pójdzie.
Wiesław Sarosiek
"Nasz Dziennik" 2009-10-23
Autor: wa