Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ludzie gdańskiej bezpieki

Treść

W piątek, 13 kwietnia, otwarto w Gdańsku wystawę "Ludzie gdańskiej bezpieki 1945-1990". Jest to kolejna ekspozycja z cyklu obejmującego cały kraj, przygotowanego przez 11 oddziałów IPN w Polsce.

Na otwarcie przybyło ponad sto osób, wśród nich p.o. wojewoda pomorski Piotr Karczewski, kombatanci związków niepodległościowych, nauczyciele i osoby zainteresowane z różnych powodów, także rodzinnych, historią UB i SB na terenie Pomorza Gdańskiego. Obecni byli liczni przedstawiciele mediów.
Wystawę otworzył dyrektor oddziału gdańskiego IPN dr Mirosław Golon. Merytorycznej prezentacji dokonał dr Sławomir Cenckiewicz, naczelnik Biura Edukacji Publicznej, autor licznych publikacji poświęconych komunistycznej bezpiece w Polsce. Doktor Cenckiewicz podkreślił przestępczy charakter komunistycznych służb bezpieczeństwa w Polsce, ich działania dezintegracyjne wobec środowisk niepodległościowych i niepokornych wobec systemu, wobec Kościoła, wobec poszczególnych ludzi. Agnieszka Rudzińska, wicedyrektor Biura Edukacji Publicznej z warszawskiej centrali IPN, zapowiedziała, że 22 lipca w Alejach Ujazdowskich w Warszawie zostanie otwarta ogólnopolska megawystawa o bezpiece, złożona z wybranych segmentów oddziałowych.
Gdańską wystawę tworzą panele zawierające biogramy i archiwalne zdjęcia funkcjonariuszy bezpieki od lat 40. do 90. - szefów urzędów wojewódzkich, powiatowych, szefów niektórych wydziałów, "wyróżniających się" pracowników. Są tu najważniejsze wydarzenia z ich bezpieczniackiej kariery i to, co najbardziej zainteresowało zwiedzających wystawę: ciekawe dokumenty z teczek personalnych obrazujące antypolski charakter całej instytucji i szczególne predyspozycje jej funkcjonariuszy. W sumie mamy na wystawie 82 biogramy: 30 szefów i zastępców szefów UB/SB, 25 naczelników wydziałów UB/SB, 15 szefów PUBP do spraw SB, 12 innych funkcjonariuszy SB.

Bandyta zostaje generałem
Szczególne zainteresowanie wzbudził panel poświęcony Stefanowi Kilanowiczowi, znanemu pod zmyślonym nazwiskiem Grzegorz Korczyński. Był szefem wojewódzkiego UB w Gdańsku, gdzie wsławił się propozycją wykorzystania pieców krematoryjnych KL Stutthof do likwidacji gdańskich Niemców (według protokołów obrad KC PPR z maja 1945). Niezadowolony z nieprzyjęcia "nowatorskiego" wniosku zajął się "bandytami", czyli żołnierzami polskiego podziemia niepodległościowego. Zwalczał ich w ramach tzw. Rządowej Komisji do Walki z Bandytyzmem. W akcji "Wisła" przeciwko UPA był zastępcą dowódcy do spraw bezpieczeństwa. Później był m.in. szefem wywiadu wojskowego, a w grudniu 1970 r. dowodził oddziałami wojska pacyfikującymi Wybrzeże. Od 1961 r. był dożywotnio posłem.
Wierny Moskwie od wczesnej młodości w latach 1936-1939 brał udział w bolszewickim zaciągu do Hiszpanii. W czasie wojny w kolaboranckich formacjach GL i AL, był dowódcą obwodu lubelskiego AL. Dowodzone przez niego oddziały dopuściły się wielu pospolitych zbrodni. Kilanowicz miał też swoje osobiste "hobby": pozwalał swoim podkomendnym mordować Żydów (m.in. w Ludmiłówce i w Grabówce). Po wojnie jego ludzie zacierali ślady, likwidowali świadków tych zbrodni. Lobby żydowskie w partii i w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego było jednak na tyle silne, że w roku 1954, po długim śledztwie, postawiono "towarzysza Grzegorza" przed sądem i skazano go na dożywocie. Część partyjnej ciemnoty traktowała to jako represje wobec "bohatera walk z hitlerowskim okupantem". Szeptana propaganda przedstawiała go w okresie gomułkowskim jako "patriotę", którego skrzywdziła żydowska bezpieka. Do dziś niektórzy próbują w ten sposób przedstawiać Gomułkę - jako swego rodzaju ofiarę UB! Taka interpretacja wewnątrzpartyjnych porachunków to dla myślącego Polaka hańba! Partyjny funk i bezpieczniak, niezależnie od tego, czy był z żydowskiej, czy z "nacjonalistycznej" frakcji w PZPR - to konie z jednorodnej, moskiewskiej stajni. Tylko bardzo naiwni mogą sądzić inaczej. Nie wolno na jednej płaszczyźnie stawiać polskich patriotów, wypuszczanych z więzień około 1956 r., z "ofiarami" mafijnych porachunków.
"Towarzysz Grzegorz" długo nie siedział. Jeszcze w tym samym roku obniżyli mu wyrok, a w 1956 r. "towarzysz Wiesław" uwolnił go z więzienia i mógł kontynuować karierę. W latach 60. był nawet wiceministrem obrony narodowej, pod koniec rządów Gomułki został generałem. W roku 1968, gdy starły się frakcje żydowska i "nacjonalistyczna", Kilanowicz należał do wiernych "partyzantów" Moczara. Mógł się teraz odegrać na tych, którzy posadzili go w roku 1954. Dla Gierka był zbyt skompromitowany, by trzymać go w kraju, ale zbyt bliski (wszak walczył ramię w ramię z "towarzyszem Walterem"!), by go ponownie zamknąć. Mianował go ambasadorem w Algierii. Tam Kilanowicz zginął w październiku roku 1971, w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Do dziś krąży plotka, że śmierć towarzysza ambasadora to nie samobójstwo, lecz zemsta służb wiadomego państwa. Ubecki bandyta i zbrodniarz czasu wojny został pochowany w alei Zasłużonych na Powązkach. Wśród żałobników wyróżniali się dwaj towarzysze, wówczas już odstawieni na boczny tor: Władysław Gomułka i Mikołaj Demko (Dziomko?) vel Mietek Moczar, też "generał"...

Trudności w pisaniu...
Towarzysz pułkownik Jan Wołkow, syn Arona, w młodości "cierpiał za lud". Jako członek Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy nosił pseudonim "Kajdan". Może chciał zerwać "kajdany reakcyjnej Polski" gnębiącej lud? Okazja nadarzyła się, gdy Sowieci wspólnie z Niemcami napadli na Polskę. Wołkow został pracownikiem sowieckiej "rady narodowej" w swoim rodzinnym powiecie na Wołyniu, a potem wiedziony nieomylnym instynktem wstąpił do AL. Tuż po wojnie dostał za to stopień porucznika jako "oficer konspiracyjnej organizacji wojskowej". Rozkaz podpisał Kilanowicz vel Korczyński. Jak przystało na "demokratę", Wołkow złożył przysięgę w UB. Zachowała się w jego teczce personalnej. Nie wiadomo, dlaczego nosi tytuł "zobowiązanie": "Ja, Wołkow Jan, współpracownik Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zobowiązuję się wiernie służyć sprawie wolnej, demokratycznej i niepodległej Polski"... Ciekawe, czy sam wierzył w szczerość tych słów? Starzy towarzysze, tacy jak on, mieli za złe towarzyszowi Stalinowi, że Polska nie jest republiką sowiecką, a ukochana partia nie nazywa się komunistyczną, lecz robotniczą. Stalin miał jednak więcej rozumu niż oni wszyscy razem wzięci. Był mistrzem politycznego kamuflażu. Polsza wolna, demokratyczna i niepodległa. To brzmiało znacznie lepiej...
Wołkow awansował na naczelnika Wydziału I, potem Wydziału III wojewódzkiego UB w Gdańsku. Miał też etat "doradcy" UB. Już w roku 1947 przeniósł się do ministerstwa. Pracował w Departamencie III. Sprawował się dobrze, w nagrodę w listopadzie 1950 r. dostał zgodę na małżeństwo z obywatelką Złotkiewicz. Bezpieczniacy byli własnością państwa komunistycznego, tak jak rowery i maszyny do pisania. Mogli się żenić tylko na rozkaz... Zresztą problemu nie było, bo obywatelka pracowała w tej samej firmie. Po krótkim pobycie w Lublinie (naczelnik Wydziału III) Wołkow wraca do centrali w Warszawie i awansuje na podpułkownika. Nadchodzi czas Gomułki i nasz bohater nabiera wiatru w żagle. Przecież to "od nowa"... Teraz jest już szefem wojewódzkiej bezpieki w Warszawie. Nieoczekiwanie w roku 1957 kończy jednak karierę w bezpiece. Ktoś zwrócił w ministerstwie uwagę, że jeśli chodzi o wykształcenie, to pozostał na poziomie przedwojennym: szkoła powszechna... Poza tym okazało się, że jest "wybuchowy" i "nie zawsze taktowny". "Do prac typu biurowego się nie nadaje, gdyż posiada trudności w pisaniu...". Towarzysz pułkownik?!

"Nowe" w bezpiece
Towarzysz pułkownik Eljasz Koton był Żydem z Wilna. Kojarzyć mi się będzie z prześladowaniem polskiej młodzieży, choć jego bezpieczniacki życiorys jest znacznie bogatszy. Jako zastępca szefa wojewódzkiej bezpieki w Białymstoku nakazał w czerwcu 1945 r. aresztowanie grupy pracowników nadleśnictwa Narewka, wśród nich 16-letniej wówczas Danki Siedzikówny "Inki". Z kolei Józek Obacz, 16-letni uczeń Liceum Pedagogicznego w Myśliborzu, zapamiętał go jako oficera śledczego, który osobiście go przesłuchiwał na wojewódzkim UB w Szczecinie. Józek trafi potem do więzienia "progresywnego" w Jaworznie i do batalionu górniczego. O Gdańsk otarł się Koton w roku 1956 jako szef wojewódzkiego UB, przepoczwarzonego już wówczas (od grudnia 1954 r.) w tzw. Urząd do spraw Bezpieczeństwa Publicznego. Szło właśnie popaździernikowe "nowe". Jak widać, miało ono twarz starych bezpieczniaków...

"Znawca" Kościoła
Zejdźmy na niższe szczeble ubeckiej hierarchii i przyjrzyjmy się kilku towarzyszom o szczególnie ciekawej biografii bezpieczniackiej. Aleksander Świerczyński przez całą ubecko-esbecką karierę (1949-1982) zajmował się Kościołem i uważany był w tych sprawach za specjalistę. Skąd takie wysokie kompetencje? Otóż, zgłębianie problematyki kościelnej rozpoczął od zniszczenia w kwietniu 1949 r. krzyża w ogrodzie kościoła Ojców Franciszkanów w Wieluniu, wybicia szyby w domu księdza dziekana i na plebanii kościoła augustiańskiego, gdzie uszkodził ambonę i złamał chorągiew kościelną. Zdemolował też kościół św. Barbary. Dzięki temu znalazł zatrudnienie na stanowisku młodszego referenta w wojewódzkim UB w Katowicach. Kończył karierę w roku 1982 jako naczelnik wydziału IV (kościelnego) wojewódzkiej SB w Gdańsku!

"Jubiler"
Towarzysz Ryszard Matejewski był w latach 1953-1954 szefem wojewódzkiej bezpieki w Gdańsku. Potem jego kariera rozwijała się przykładnie: wicedyrektor Departamentu Śledczego MBP (1954), dyrektor generalny do spraw SB w MSW (1965), wreszcie wiceminister w MSW (1969). Na tym jednak koniec. Okazało się bowiem, że był hersztem grupy esbeckiej, która od końca lat 60. do roku 1971 przemycała nielegalnie z zagranicy ogromne ilości dewiz, biżuterii i złota, pochodzących z rabunków na Zachodzie. Część łupu rabusie ukryli na swoich działkach "rekreacyjnych" nad Zalewem Zegrzyńskim, stąd nazwa operacji przeciwko nim: "Zalew". Dodajmy, że ta sprawa nigdy by nie ujrzała światła dziennego, gdyby nie wewnętrzne, bandyckie porachunki między bezpieczniakami z departamentów I i II. Towarzysz generał Matejewski stał się ich ofiarą. Skazany na 12 lat więzienia jako główny obwiniony wyszedł na wolność już po 6.

Dziś nie biją...
Obecni na wystawie kombatanci czasów "Solidarności" interesowali się szczególnie postacią generała Jerzego Andrzejewskiego. Był komendantem wojewódzkim MO w Gdańsku, potem szefem Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku, jeszcze w okresie rządów Tadeusza Mazowieckiego. Mało znana jest gdańszczanom kariera Andrzejewskiego w UB i SB. Tuż po wojnie był szefem UB w Tczewie, potem w Sopocie. W roku 1952 w okresie najbardziej represyjnego stalinizmu awansował na szefa wojewódzkiego UB w Kielcach. W latach 60. był komendantem wojewódzkim MO w Lublinie, od 1975 r. w Gdańsku. W stanie wojennym wysyłał na ulice Gdańska oddziały milicji i ZOMO, które brutalnie pacyfikowały patriotyczne manifestacje. "Chodźcie z nami, dziś nie biją...". Jeszcze dziś brzmią mi w uszach słowa uczestników pochodu z gdańskiej Zaspy do centrum Wrzeszcza w roku 1987, gdy jeszcze samolot z Janem Pawłem II unosił się w powietrzu. Niestety, tego dnia też bili...

Czas się zatrzymał...
Przed paru laty ks. prałat Henryk Jankowski został brutalnie zaatakowany przez media. Zarzucano mu... pedofilię. W Gdańsku wszyscy wiedzą, że jeśli chodzi o ks. Jankowskiego, to wszelkie chwyty są dozwolone. Przyznają to nawet jego przeciwnicy. Znany gdański pisarz znieważył go publicznie w miejscowej gazecie bez żadnych konsekwencji. Okazało się teraz, że zarzuty są wyssane z palca i nie da się czegoś podobnego dowieść. Kawałki błota pozostały jednak na schorowanym już wówczas kapłanie. Nie to jednak najbardziej zbulwersowało ludzi pamiętających dobrze czasy "Solidarności" i stanu wojennego. Prokurator prowadzący sprawę "pedofilii" nosił znane z tego okresu nazwisko. Okazało się, że jest synem... zastępcy wojewódzkiego komendanta MO do spraw SB z lat 1975-1983! Krótko mówiąc, pułkownik Sylwester Paszkiewicz gromadził "komprmateriały" na kapelana "Solidarności", a jego syn badał rzekomą "pedofilię"... Wybuchł skandal, sprawę oddano prokuratorom z Elbląga, którzy wkrótce ją umorzyli. Pozostał niesmak.
* * *
Gdańska ekspozycja położona jest w ruchliwym i łatwo dostępnym miejscu - w Centrum Handlowym "Manhattan" w Gdańsku Wrzeszczu. Centrum wydzieliło dla potrzeb wystawy obszerną salę. Zaletą tej lokalizacji jest dostępność wystawy, czynnej codziennie od godz. 9.00 do godz. 20.00. Znajduje się ona na IV piętrze, można tam jednak dojechać wygodną windą.
Piotr Szubarczyk
IPN Gdańsk

Wystawa "Twarze gdańskiej bezpieki" będzie czynna w Gdańsku do 31 maja. Zainteresowani eksponowaniem jej w swoim mieście proszeni są o kontakt z Kamilem Ruteckim z gdańskiego IPN, tel. (58) 660 67 62. Również pod tym numerem telefonu można uzgadniać obecność prelegenta dla grup zorganizowanych (środy i piątki).
"Nasz Dziennik" 2007-04-21

Zdjęcie nr 1

Zdjęcie nr 2

Zdjęcie nr 3

Zdjęcie nr 4

Zdjęcie nr 5

Zdjęcie nr 6

Zdjęcie nr 7

Autor: wa