Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ludowcy chcą rekonkwisty resortów

Treść

Po wakacjach dojdzie do pierwszych dymisji w rządzie Donalda Tuska. Stanowiska mają wtedy stracić minister infrastruktury Cezary Grabarczyk i szef resortu kultury Bogdan Zdrojewski. Z urzędem pożegnałaby się zapewne także minister zdrowia Ewa Kopacz, ale ją akurat uratował wniosek opozycji o wotum nieufności. Gdyby premier odwołał Kopacz ze stanowiska ledwie parę tygodni po debacie sejmowej, byłoby to przyznaniem się przez niego do tego, że zarzuty opozycji były jak najbardziej zasadne. Niewykluczone, że zmiany w ekipie rządowej będą jednak jeszcze głębsze. Ludowcy niewątpliwie chcą odbić zasobny resort środowiska. O oczekiwanych zmianach w rządzie mówią zarówno posłowie PO, jak i PSL. Nikt jednak nie chce wypowiadać się pod nazwiskiem. - Snucie takich spekulacji grozi posłowi surowymi sankcjami ze strony klubu - usłyszeliśmy od jednego z posłów Platformy. - Oficjalnie, w mediach, nie możemy formułować żadnych zarzutów wobec ministrów. Ale przecież wiemy, które resorty są najbardziej zagrożone: to infrastruktura i środowisko - dodaje. Także wysoki rangą polityk PSL, z którym rozmawialiśmy, podaje nazwiska ministrów Grabarczyka i Zdrojewskiego jako tych, którzy w pierwszej kolejności opuszczą skład Rady Ministrów. Cezary Grabarczyk nie radzi sobie z budową autostrad i innych dróg. Tymczasem jest to nie tylko jedna z najważniejszych obietnic wyborczych PO, ale też sprawa, na której rząd może się najszybciej wyłożyć. - Każdy Polak łatwo zobaczy, oceni, czy drogi się buduje, czy nie. Żaden PR tutaj nie pomoże, jeśli inwestycje będą się ślimaczyły jak do tej pory - tłumaczą politycy koalicji. Grabarczyk dokonał już takich zmian personalnych w podległych mu instytucjach, jakich chciał, a efektów wciąż nie widać. Dlatego jego pozycja jest coraz słabsza. Inwestycje, które są teraz kończone, to albo projekty rozpoczęte za czasów PiS, albo jeszcze za SLD. Nowych jest jak na lekarstwo i przyspieszenia w tym względzie nie widać. Mierne efekty przynoszą także działania zmierzające do uproszczenia prawa, aby przyspieszyć inwestycje drogowe, a to także obiecywał rząd. - Tylko że nie ma takich projektów ustaw ze strony ministerstwa - powiedział nam jeden z posłów z sejmowej Komisji Infrastruktury. Dlatego jego zdaniem los ministra Grabarczyka jest przesądzony, pytanie tylko, kiedy ta dymisja nastąpi. Niepewny swojego miejsca w rządzie powinien być także minister kultury Bogdan Zdrojewski. Jeden z powodów to "uśpienie ministerstwa", które za poprzedników tryskało pomysłami. Resort za czasów PiS był kojarzony choćby z programami edukacji patriotycznej, które obecny minister ograniczył, nie proponując nic w zamian. Ale jeszcze poważniejszym powodem do dymisji ma być... ustawa medialna. Bogdan Zdrojewski powołał niedawno zespół, który miał zająć się przygotowaniem propozycji zmian w funkcjonowaniu mediów w Polsce, ale jego efekty są mizerne. - Premier, czy też może jego doradcy boją się również, że Zdrojewski będzie zbyt samodzielny przy pracach nad nową ustawą medialną i nie zrealizuje w pełni pomysłów PO przejęcia mediów publicznych - usłyszeliśmy od posłów koalicji z dwóch niezależnych od siebie źródeł. - Premier wołałby mieć na tym stanowisku bardziej uległą osobę - dowiedzieliśmy się od posłów. Takie zmiany byłyby dla premiera korzystne wizerunkowo: zarówno po Grabarczyku, jak i Zdrojewskim nikt by nie płakał, a premier pokazałby, że pozbywa się słabych ogniw w rządzie. Choć z drugiej strony sporo ryzykuje, bo obaj politycy wróciliby do Sejmu, gdzie w klubie mogliby sporo namieszać. Dlatego podobno zwłaszcza Zdrojewskiego broni przewodniczący klubu PO Zbigniew Chlebowski, który przecież przegrał z nim walkę o fotel szefa klubu w Sejmie poprzedniej kadencji. Zdrojewski, mając wielu zwolenników, mógłby wzmocnić swoją pozycję w PO. Skazani na Kopacz? Do wymiany była też przewidziana minister zdrowia Ewa Kopacz, w większości sondaży uważana za jednego z najsłabszych ministrów. - Ale teraz, gdy w Sejmie przepadł wniosek o wotum nieufności dla minister, premier jej nie odwoła. Musiałby się bowiem wtedy przyznać, że zarzuty, jakie wobec niej formułowano, były prawdziwe - tłumaczy nam poseł PO blisko związany politycznie z szefową resortu zdrowia. I dodaje krytycznie: - Nie ma też chętnych na zajęcie jej stanowiska, bo niestety reforma ochrony zdrowia jest rozgrzebana, poza tym na tym można się bardzo szybko wyłożyć. Ewa może więc być spokojna o swój fotel. Przy okazji tych zmian niewykluczone są inne roszady w rządzie. Cały czas jako kandydat na stanowisko ministra infrastruktury jest wymieniany poseł Janusz Piechociński z PSL. Gdyby tak się stało, ludowcy musieliby oddać jedno ze swoich ministerstw. W grę zaś wchodzi tylko resort pracy, bo gospodarki i rolnictwa PSL na pewno nie odda. Ale ludowcy chcieliby dokonać jeszcze innego targu: za resort pracy wzięliby Ministerstwo Środowiska. Wielu działaczy PSL miało pretensje do wicepremiera i prezesa partii Waldemara Pawlaka, że w trakcie negocjacji nad powołaniem koalicyjnego rządu z PO nie wywalczył dla ludowców tego resortu, który niemal zawsze był obsadzany przez PSL, gdy ta partia uczestniczyła w rządach. Teraz może się nadarzyć okazja do odzyskania resortu. - Wątpię, abyśmy na to poszli - odpowiada prominentny parlamentarzysta PO. - Ten resort ma decydować o wydaniu ogromnych funduszy unijnych i chcemy mieć nad tym kontrolę - tłumaczy. Ale zastrzega, iż wszystko może być przedmiotem negocjacji. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2008-07-28

Autor: wa