Ludowcy bliscy porozumienia z PiS, choć oficjalnie rozmowy jeszcze się nie rozpoczęły
Treść
Dopiero jutro liderzy PiS i PSL po raz pierwszy usiądą do rozmów koalicyjnych. Nikt nie chce ujawnić swojej strategii, ale chęć porozumienia jest duża. Kluczem wydaje się więc sytuacja wewnątrz klubu Samoobrony. Z nieoficjalnych rozmów wynika, że już dziś gotowych do odejścia byłoby kolejnych piętnastu posłów. Wzrasta też przekonanie, że nowa koalicja mogłaby ostatecznie zakończyć temat istnienia Samoobrony na polskiej scenie politycznej.
- Jestem pewny, że gdyby tylko upadła sprawa weksli, a ludzie Leppera przestali nas szantażować, to szybko klub Janka Bestrego powiększyłby się nawet o dwadzieścia kilka osób - mówi nam jeden z posłów Samoobrony. Nie wyklucza przy tym, że odejdzie jeszcze w tym tygodniu. Nie ma jednak tyle pieniędzy, co Bestry czy Piotr Misztal, wobec których, jak poinformował wczoraj Janusz Maksymiuk, została już wszczęta procedura egzekucji zobowiązań wobec Związku Zawodowego Samoobrona. Dlaczego tylko wobec nich? Okazało się bowiem, że regulamin klubu Samoobrona złożony u marszałka Sejmu na początku kadencji... nie przewiduje czegoś takiego jak odejście z klubu.
- Można zostać tylko wyrzuconym - mówi Maksymiuk.
Sprawę tego regulaminu już bada marszałek. Jest ona bowiem sprzeczna z ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora, zakładającą dobrowolność zrzeszania się parlamentarzystów w kołach lub klubach.
Ale nie tylko weksli, o których coraz więcej prawników wypowiada się bardzo krytycznie, boją się posłowie Samoobrony. Obawiają się też wyeliminowania z polityki, jeśli odejdą od Leppera, a koalicja nie powstanie. Czekają więc na sygnały dochodzące z rozmów PiS - PSL. Te na razie nie są przesądzające. Trwa tylko kuluarowe sondowanie, co kto zaproponuje i co można uzyskać. Czy dojdzie do porozumienia? Wiele o tym może powiedzieć publikacja doradcy kolejnych prezesów ludowców Michała Strąka.
Warunki ludowców
Na stronie internetowej Waldemara Pawlaka opisał on trzy warunki, jakie są konieczne do zrealizowania koalicji rządowej w Polsce. Po pierwsze, przywołując liczne przykłady z biznesu, wyklucza porozumienie równego z równym.
"Na gruncie takich reguł zwycięskie PiS ma niekwestionowane prawo do realnego przywództwa w koalicji" - pisze Strąk.
Drugi warunek to skoncentrowanie się na strategii kosztem współdziałania.
"To nieprawda, że rozmowy koalicyjne trzeba rozpoczynać od programu. Trzeba wyjść od wspólnej wizji, od określenia dwóch-trzech spraw, które chcemy wspólnie zrobić, a dalej szukać zgody w sprawach szczegółowych. Bo rząd to nie tylko mechaniczna suma resortów i programów. To przede wszystkim wspólnota interesów wielkich środowisk społecznych, reprezentowanych przez poszczególne partie i zespół ludzi, którzy będą ze sobą współpracować - nawet jeśli na początku dzieli ich wiele" - te słowa z pewnością sprawiają, że wiara w powstanie koalicji jest znacznie większa. Trzeci warunek to ostrzeżenie dla PiS, które próbował wcielać w życie Andrzej Lepper, ale robił to na tyle nieumiejętnie, że osiągał efekt odwrotny do zamierzonego. "Partia zwycięska nie może występować z pozycji zdobywcy, narzucającego koalicjantom ludzi i idee" - dowodzi doradca Pawlaka.
Czym różni się obecna sytuacja od ostatnich negocjacji PiS z PSL? W rządzie nie ma Leppera. To ważne dla ludowców, którzy nigdy nie wyobrażali sobie współpracy z Samoobroną. W kwietniu były też dwa warianty alternatywne: PiS mógł doprowadzić do wyborów lub też, co w końcu się stało, dookoptować do rządu Ligę Polskich Rodzin. Teraz alternatywa jest tylko jedna i są nią wybory.
Ludowców mógłaby na swoją stronę przeciągnąć PO. Tylko że Donald Tusk nie dał się przekonać w partii do pomysłu, by rozpocząć z PSL rozmowy o wspólnych listach do parlamentu. W wyniku takiego porozumienia ludowcy mogliby otrzymać ten sam, wysoki numer na listach w każdym okręgu. W takiej sytuacji atrakcyjnym kąskiem może okazać się, prócz stanowisk w rządzie czy uzyskania kontroli nad Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, próba zmiany prawa, tak by żadna z osób skazanych prawomocnym wyrokiem sądu nie mogła objąć mandatu poselskiego. To wyeliminowałoby z życia politycznego samego Leppera, ale także znaczną część grona jego najbliższych współpracowników. Tym bardziej że Lepper zniechęcił do siebie także Romana Giertycha, w mało parlamentarnych słowach komentując jego wypowiedź o tym, że był namawiany przez lidera Samoobrony do poparcia rządu z Platformą.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2006-09-26
Autor: wa