Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ludomir Benedyktowicz - malarz i leśnik

Treść

Benedyktowicz nazywany był polskim barbizończykiem. Jego wspaniałe obrazy, ukazujące sceny z Powstania Styczniowego, jak również pejzaże leśne, cieszyły się na przełomie XIX i XX wieku dużą popularnością. Dziś niestety osoba artysty i jego twórczość nie są doceniane w takim stopniu, na jaki zasługują.
Urodził się 5 sierpnia 1844 roku we wsi Świniary (dzisiejszy powiat siedlecki), w skromnej rodzinie szlacheckiej Piotra i Marii z Ruszczewskich, pieczętującej się herbem Bełty. Ojciec był oficjalistą dworskim i posiadał niewielki folwark. Do szkoły średniej Ludomir uczęszczał w Warszawie.
W obronie Ojczyzny
W 1861 roku wstąpił do Zakładu Praktyki Leśnej w Feliksowie koło Broku, gdzie odbywał praktyki pod kierunkiem prof. Wojciecha Jastrzębowskiego. Zastał go tutaj wybuch Powstania Styczniowego. Benedyktowicz ofiarnie włączył się do walki o wolność Ojczyzny. Uczestniczył w bitwach powstańczych pod Czyżewem, Mężeninem, Ostrowiem i Feliksowem. Z początku służył w oddziale generała "Zameczka" Cichorskiego, następnie pod wodzą "Wirona" Wilkoszewskiego, w oddziale Celnych Strzelców. Podczas eskorty kasy powstańczej carski kozak najpierw postrzelił go w lewą rękę, a następnie odciął mu prawą dłoń, mówiąc: "Więcej Polaku ręki na nas nie podniesiesz". Benedyktowicz został uratowany przez miejscowe ziemiaństwo, które w tajemnicy wyleczyło go w swoim dworku. Pierwszej pomocy udzieliła mu Nepomucena Sarnowiczowa, właścicielka Kaczkowa - wsi, na terenie której rozegrała się potyczka. Rannego przewieziono na plebanię w Ostrowi Mazowieckiej, gdzie w trudnych warunkach przeprowadzono operację i amputowano mu lewą rękę. Mimo że lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, on jednak wyszedł z ciężkiego stanu cało. Gdy Benedyktowicz odzyskał przytomność, rozpaczał, że bez dłoni nie będzie mógł malować, na co lekarz wziął ołówek i wetknął mu go za bandaż na prawym kikucie. Na plebanii powstały jego pierwsze ołówkowe szkice wykonane po utracie rąk. Do domu nie wrócił, ponieważ jego rodzinny majątek koło Siedlec został skonfiskowany przez władze carskie, a ojciec zmarł. By nie narazić Benedyktowicza na prześladowania, ogłoszono, że zginął w potyczce z kozakami i usypano mu symboliczną mogiłę.
Tworzenie bez rąk
Te wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na Benedyktowicza, nie pozbawiły go hartu ducha. Wbrew wszelkim przeciwnościom zajął się na poważnie malarstwem, o którym zawsze marzył; kalectwo bowiem nie pozwoliło mu na kontynuowanie nauki w zawodzie leśnika. "Cóż miałem robić? Nic lepszego niż zostać malarzem!" - wspominał po latach Benedyktowicz. Wstąpił do warszawskiej Szkoły Rysunku, gdzie uczył się pod kierunkiem Wojciecha Gersona; tam też zaprzyjaźnił się z Adamem Chmielowskim, późniejszym św. Bratem Albertem, który w wyniku odniesionych ran w czasie Powstania Styczniowego stracił nogę. Krystyna Chojecka w wierszu "Pan Ludomir i Brat Albert" porównuje losy obu wybitnych malarzy. Warto przytoczyć tu jego treść:
Wyruszyli do boju od rodzin,
by wyzwolić znów ziemie najdroższe,
lecz ponownie wróg w serce ugodził
tych, co ludzi kochali i Polskę,
bo upadło kolejne Powstanie
pod obcasem i szablą i knutem!
Pozostały mogiły nieznane
I sieroty i wdowy i smutek.
Uskrzydleni tłumionym marzeniem
Swoje życie złożyli na szali...
Wielu padło, jak pokos na ziemię,
a im jednak los życie ocalił.
Pan Ludomir pozostał bez dłoni,
a bez nogi był Adam Chmielowski.
Oni patrzeć nie mogli spokojnie
na cierpienia Narodu i Polski.
Długie lata samotnie cierpieli,
bo ich życie goryczą poiło,
ale dalej żyć przecież musieli,
chociaż wcale to łatwe nie było.
Pracowali i żyli najprościej,
lecz w historii Narodu przetrwają,
bo ich dzieła, tworzone z miłości,
przemawiają do ludzi, wzruszają...
Benedyktowicz malował za pomocą wymyślonego przez siebie specjalnego przyrządu. Była nim metalowa obrączka, którą zakładano mu na przedramię prawej ręki i wsuwano zań pędzel, piórko lub węgiel, którymi bardzo lubił się posługiwać. Na szkole warszawskiej nie skończył. W 1868 roku otrzymał stypendium Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych i wyjechał na studia malarskie do Monachium, gdzie przebywał do 1872 roku. Przyjmujący go na uczelnię profesor, obejrzawszy jego prace, które bardzo mu się spodobały, powiedział: "Witam na Akademii", i wyciągnął do Benedyktowicza rękę. Ten zaś odrzucił w tył pelerynę i powiedział: "Przepraszam, ale nie mam rąk". Do Monachium przyjechał też Albert Chmielowski. Ludomir Benedyktowicz wraz z Maksymilianem Gierymskim wprowadzili Chmielowskiego do ekskluzywnego "sztabu" polskich malarzy: Brandta, Siemiradzkiego, Chełmońskiego, Soldenhoffa, Kurelli i innych. Warto tutaj przypomnieć, że to właśnie Józef Brandt, którego Benedyktowicz bardzo cenił, zasłynął jako niekwestionowany przywódca tzw. monachijskiej szkoły malarstwa polskiego. W Monachium założył własną pracownię, słynącą z przepychu i bogactwa zbiorów, która przyciągała zamieszkałych tam polskich artystów. Dość szybko stała się ona nieoficjalną szkołą malarską i ważnym miejscem spotkań Polaków przybywających do stolicy Bawarii, a malarstwo Brandta cenione w niej było jako najlepszy przykład tamtejszej szkoły polskiej. Jedną z charakterystycznych cech twórczości Brandta była niezwykła zdolność sugerowania środkami malarskimi wrażeń akustycznych, wynikających ze specyfiki przedstawianej sceny. Benedyktowicz wiele skorzystał na znajomości z wielkimi sławami monachijskimi. Na pewno obcowanie z ich wielkimi dziełami miało wpływ na jego własną, niepowtarzalną twórczość.
W 1873 roku Ludomir Benedyktowicz odwiedził kościół w Broku, za co władze carskie oskarżyły go o agitację i buntowanie chłopów. Przez osiem miesięcy był więziony w Cytadeli warszawskiej, a następnie wydalono go z zaboru rosyjskiego. Benedyktowicz udał się do Krakowa, gdzie mieszkał przez następne czterdzieści lat. Tutaj rozpoczął studia w pracowni Jana Matejki, później zaś otworzył własną pracownię malarską. W 1876 roku ożenił się z Marią Skalską. W tym czasie malował dużo i był dobrze oceniany przez krytykę. Tematy jego prac dotyczyły głównie Powstania Styczniowego. Malował także pejzaże, leśne krajobrazy (np. "Bór sosnowy"), pojedyncze drzewa, nierzadko w nastrojowym oświetleniu - o wschodzie lub zachodzie słońca, scenki rodzajowe (np. "Zbieranie fiołków"), portrety, obrazy religijne. Wśród jego licznych prac wymienić można ponadto takie tytuły, jak: "Grób powstańca", "Przy śpiewie słowika", "Lato", "Przejażdżka po jeziorze", "Wieśniaczka bieląca płótno", "Nad mogiłą powstańca" oraz "Podjazd". Artysta tworzył także rysunki, m.in.: "Poranek na wsi" czy też "Wieczór na wsi"; malował akwarelą i gwaszem; zajmował się również krytyką artystyczną. Pomimo kalectwa Benedyktowicz osiągnął poziom artystyczny pozwalający zaliczyć go do grona wybitnych malarzy. Jego rysunki, pejzaże i portrety znajdują się w różnych muzeach w Polsce: w Muzeum Narodowym w Warszawie jest autoportret Benedyktowicza; siedem jego rysunków, w tym sześć pejzaży i portret córki, znajduje się Muzeum Narodowym w Krakowie; poznańskie Muzeum Narodowe ma w swoich zbiorach portret młodej kobiety pędzla Benedyktowicza.
Inne pasje
Ludomir Benedyktowicz ogłosił kilka tomików poezji, w których do głosu doszedł jego gorący patriotyzm. W 1903 roku wydał w Krakowie zbiór "Zbudź się Narodzie! Garść rymów nie do zabawy". W rocznicę Powstania Styczniowego wychodziły kolejne zbiory jego wierszy: "Na odlocie. W 50-tą rocznicę Powstania Styczniowego" (1913 r.) oraz "W górę serca i czoła! W 60-tą rocznicę Powstania Styczniowego" (1923 r.). Benedyktowicz jest autorem pieśni pt. "Marsz Sokołów", śpiewanej na nutę "Ospały i gnuśny, zgrzybiały ten świat":
Hej, bracia Sokoły, zanućmy w pochodzie,
Niech pieśnią rozlega się echo,
Gdy głos nasz obudzi chęć czynu w Narodzie,
Ojczyźnie zadźwięczy pociechą.
Więc śmiało, pierś naprzód, niech śpiewa, kto żyw,
Na sławę tej ziemi, tych lasów i niw.
W sokolim pochodzie przez sioła
i grody,
Po starym w nich goszcząc zwyczaju,
Wyrosłe z serc ziarna braterstwa i zgody
Na skrzydłach rozniesiem po kraju.
I w bujne nam plony wyrośnie ten siew,
Bo każdy nam bratem, w kim polska wre krew.
Wśród innych jego publikacji znajdują się takie pozycje, jak: "Być albo nie być" (1896 r., pod pseudonimem Ludwik Nałęcz), "Zaklęte jezioro" (1911 r.), "Stanisław Witkiewicz jako krytyk" (1902 r.). Ten wszechstronny artysta był również zapalonym szachistą. Do gry służyła mu ta sama proteza, której używał przy malowaniu swoich obrazów. Zazwyczaj grywał w szachy w krakowskich kawiarniach z przedstawicielami środowiska artystycznego. Grą pasjonował się do tego stopnia, że w styczniu 1893 roku uczestniczył w pracach nad powołaniem Krakowskiego Klubu Szachistów i objął na rok funkcję pierwszego prezesa. Dwa lata później został prezesem honorowym klubu. Z pewnością Benedyktowicz wywarł duży wpływ na twórczość powstańczą młodego Stefana Żeromskiego, który przebywał czas jakiś w Krakowie, wynajmując pokój w mieszkaniu malarza. Odwiedzał go w pracowni, słuchając zajmujących wspomnień z Powstania Styczniowego. W 1912 roku Benedyktowicz zamieszkał we Lwowie. Gdy rozgorzały dyskusje z modernistami w związku z narastającą ze strony artystów młodopolskich krytyką malarstwa m.in. "monachijczyków", do których sam należał, w kwietniu 1913 roku wystosował do świata artystycznego list otwarty pt. "W imię prawdy". Bronił w nim swoich mistrzów, m.in. Grottgera i Siemiradzkiego. Długo polemizował też z Witkiewiczem na temat wartościowania treści dzieł sztuki. Pisał z goryczą: "Młodzi wykopali między nimi a nami starymi nie przebytą przepaść jakiejś zwyrodniałej nienawiści". Bardzo go ta walka starych z nowymi prądami w malarstwie bolała. Przez okres I wojny światowej malarz przebywał w Austrii. Jako jeden z czterech i pół tysiąca powstańców doczekał niepodległej Polski. Gdy tylko Polska odzyskała niepodległość, powrócił do Lwowa, gdzie władze polskie odznaczyły go Krzyżem Virtuti Militari. Mimo podeszłego wieku należał tutaj do aktywnych członków klubu szachowego "Hetman". W 1925 r. nadano mu godność członka honorowego tego klubu. Ludomir Benedyktowicz zmarł we Lwowie 14 grudnia 1926 roku. Jego zwłoki przewieziono do Krakowa i pochowano na cmentarzu Rakowickim. Od 1987 roku przyznawana jest w Siedlcach Nagroda im. Ludomira Benedyktowicza, zwana "regionalnym Oskarem". Otrzymują ją osoby i instytucje zaangażowane w promocję Podlasia i Mazowsza.
Piotr Czartoryski-Sziler
"Nasz Dziennik" 2009-10-10

Autor: wa