Lublin uczcił ofiary terroru
Treść
Nabożeństwami w Tarnogrodzie, gdzie jest pochowany śp. Józef Giza, górnik poległy w kopalni "Wujek", a także w lubelskim kościele Matki Boskiej Królowej Polski związkowcy z tamtejszej "Solidarności" wraz z miejscowymi środowiskami prawicowymi uczcili ofiary wprowadzenia stanu wojennego. Jak co roku przed lubelską siedzibą Sojuszu Lewicy Demokratycznej odbył się wiec zorganizowany przez Związek Obywatelski, Stowarzyszenie Represjonowanych w Stanie Wojennym oraz niezależne formacje narodowe.
- Powinniśmy taki sam wiec zorganizować pod siedzibą SdPl, ale nie wiemy, gdzie się ona znajduje - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Grzegorz Wysok, jeden z organizatorów manifestacji. Wiec "ubezpieczały" cztery radiowozy policyjne. W jednym z nich widać było funkcjonariuszy z psami. Demonstracja przebiegała spokojnie, nie doszło do żadnych incydentów. Wcześniej jej uczestnicy spotkali się pod pomnikiem ks. Jerzego Popiełuszki, skąd głównymi ulicami miasta przeszli pod siedzibę SLD. Na bramie organizatorzy przywiesili 12 plansz z listą 59 osób zamordowanych w stanie wojennym, a także kajdanki mające wskazywać na konieczność ukarania winnych komunistycznych zbrodni. Zapalone lampki nagrobne symbolizowały pamięć lublinian o ofiarach terroru. W manifestacji wzięli udział przedstawiciele wszystkich prawicowych organizacji politycznych i społecznych działających w Lublinie, w tym m.in. NSZZ "Solidarność" i Stowarzyszenia Represjonowanych w Stanie Wojennym. Przed siedzibą SLD młodzież rozwinęła duży transparent z napisem "Wczoraj Moskwa - dziś Bruksela. Hańba zdrajcom". Wygłoszono okolicznościowe petycje. Skandowano: "SLD - KGB" oraz "Precz z komuną". Odczyt pt. "Noc generałów" przedstawił Bronisław Wardawy, działacz "Solidarności", wiceprezes Stowarzyszenia Represjonowanych w Stanie Wojennym.
- Zapukano do moich drzwi 13 grudnia o godz. 3.00 nad ranem - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Wardawy. - Przyszło trzech "smutnych" po cywilnemu i jeden mundurowy. Powiedzieli, że biorą mnie na kilka minut na komendę. Do domu wróciłem po 4 miesiącach.
Adam Kruczek, Lublin
"Nasz Dziennik" 2004-12-14
Autor: kl