LOT na skrzydłach polityki
Treść
Pasażerowie korzystający z usług Polskich Linii Lotniczych LOT już nie będą mogli w trakcie podróży zapoznać się z zawartością naszej gazety. Niespodziewanie przed kilkoma dniami dyrekcja LOT zadecydowała o wycofaniu "Naszego Dziennika" z pokładów swoich samolotów. W październiku ubiegłego roku przedstawiciele LOT, choć wygasała właśnie umowa pomiędzy naszą gazetą a tym przedsiębiorstwem, nie zwrócili się do nas, jak czynili to do tej pory, z propozycją przedłużenia kontraktu i negocjacji nowych warunków. Mimo to przez kolejne dwa miesiące na pokładach samolotów naszego narodowego przewoźnika rozprowadzano "Nasz Dziennik", co - zdaniem członków sejmowej Komisji Gospodarki - oznaczało automatyczne zawarcie tzw. umowy adhezyjnej. Złamano ją w styczniu. Jak podejrzewają parlamentarzyści - z przyczyn politycznych. - To co najmniej zaskakująca sytuacja. To LOT powinno zależeć na komforcie podróży pasażerów, na tym, by mieli do dyspozycji pełną gamę prasy tak prorządowej, lewicowo-liberalnej, jak i prawicowej, konserwatywnej. Jeżeli uniemożliwia się pasażerom dostęp do "Naszego Dziennika", wskazuje to na fakt, że firma nie kieruje się przesłaniem biznesowym, a jakimiś przesłankami pozamerytorycznymi, być może politycznymi - nie kryje oburzenia poseł Maks Kraczkowski (PiS), wiceprzewodniczący Komisji Gospodarki. "Nasz Dziennik" współpracował z polskimi Liniami Lotniczymi LOT od kilkunastu miesięcy. Z informacji, jakie docierały do naszej gazety tak od osób związanych z tym przedsiębiorstwem, jak i podróżnych, wynika, że "Nasz Dziennik" był w gronie tytułów, po które chętnie sięgali pasażerowie. Wszystko wskazuje na to, iż również LOT był zadowolony ze współpracy i wynegocjowanych warunków. Kilkakrotnie bowiem zwracano się do wydawcy "Naszego Dziennika" z propozycją przygotowania aneksu do umowy i przedłużenia współpracy. - Średnio co pół roku LOT zwracał się do nas z propozycją wynegocjowania warunków. Praktyka była taka, że to przedsiębiorstwo proponowało nam przedłużenie umowy. Zresztą nie ukrywam, że i nam zależało, by być na pokładach samolotów polskich linii lotniczych - mówi Jacek Rosłon, szef Działu Kolportażu "Naszego Dziennika". Sytuacja drastycznie zmieniła się po wyborach parlamentarnych. Choć w październiku wygasła umowa zawarta pomiędzy "Naszym Dziennikiem" a LOT, to tym razem władze państwowego przedsiębiorstwa nie zaproponowały już kolejnego przedłużenia umowy. Wówczas też do naszej gazety dotarły pierwsze, nieoficjalne sygnały wskazujące, że "Nasz Dziennik" jako pismo mające odwagę obiektywnie recenzować poczynania Platformy Obywatelskiej może zostać usunięty z pokładów samolotów LOT. Tak też się stało na początku stycznia, gdy przewoźnik poinformował nas o odmowie kolportażu "Naszego Dziennika" na pokładach swoich samolotów. - To nie LOT się wycofał. Umowa wygasła w październiku, a "Nasz Dziennik" nie był zainteresowany przedłużeniem umowy - próbuje tłumaczyć Wojciech Kądziołka, rzecznik prasowy LOT. Tyle że to właśnie przedstawiciele tej firmy w momencie wygaśnięcia umowy nie zaproponowali, jak czyniono to wcześniej, jej renegocjacji. I co ciekawe, przez kolejne dwa miesiące, choć umowa już - kierując się argumentacją przedstawioną przez rzecznika - nie obowiązywała, LOT nadal odbierał i kolportował na pokładach samolotu "Nasz Dziennik". A to, w rozumieniu prawa handlowego - jak mówią eksperci i posłowie sejmowej Komisji Gospodarki - oznaczało automatyczne przedłużenie umowy na obowiązujących dotąd zasadach. - Dalsza współpraca przy wygaśnięciu obowiązujących dotąd warunków współpracy oznaczała automatyczne zawarcie tzw. umowy adhezyjnej. Jest to umowa zawierana bez negocjacji warunków przez tzw. przystąpienie. Z punktu widzenia czysto biznesowego i prawnego nie jestem w stanie zrozumieć, na jakiej podstawie teraz LOT wycofał się z jej realizacji - mówi Maks Kraczkowski (PiS), wiceprzewodniczący komisji. Negocjacje nie dla nas? Tłumaczenie, iż "Nasz Dziennik" nie przedłużył umowy w sytuacji, gdy to przedstawiciele LOT nie przystąpili do jej renegocjacji i jednocześnie dalej kolportowali "Nasz Dziennik" na pokładach samolotów przez dwa miesiące, jest absurdalne. Tym bardziej że sprawa ma drugie dno, mogące wskazywać na wybitnie polityczny kontekst działania przedstawicieli państwowego przedsiębiorstwa, a to już stanowi pogwałcenie zasad pluralizmu i demokracji. - Kiedy kilka dni temu LOT niespodziewanie poinformował nas, że wycofuje "Nasz Dziennik" z pokładu samolotów, usiłowałem dowiedzieć się, jakie gazety na nim zostają. Poinformowano mnie wówczas, że negocjacje jeszcze trwają. Nie zgodzono się jednak, by "Nasz Dziennik" również do nich przystąpił, twierdząc, że złożenie oferty będzie możliwe dopiero we wrześniu - mówi Jacek Rosłon, szef Działu Kolportażu "Naszego Dziennika". Szantaż i dyskryminacja Co ciekawe, na rozmowach przedstawiciela "Naszego Dziennika" z osobami odpowiedzialnymi za kolportaż ze strony LOT niespodziewanie pojawił się również sam rzecznik prasowy i próbował szantażować naszego pracownika. Groził mu, że ujawnienie tej sprawy przez naszą redakcję sprawi, iż droga powrotna na pokład LOT zostanie dla "Naszego Dziennika" definitywnie zamknięta (sic!). - Powiedziano mi, że jakakolwiek próba redakcyjnych nacisków sprawi, że nawet we wrześniu nie będzie możliwości ponownego wprowadzenia "Naszego Dziennika" na pokład samolotów LOT, że to tylko zaszkodzi tytułowi - mówi Rosłon. Oburzenia zachowaniem przedstawicieli państwowego LOT nie kryją posłowie z Komisji Gospodarki. Ich zdaniem, usunięcie "Naszego Dziennika" jako jedynej obecnie bezkompromisowo recenzującej poczynania rządu gazety z pokładów samolotów LOT i ograniczenie w ten sposób dostępu pasażerów do tego tytułu to powrót do czasów komunizmu i "jedynie słusznej opcji". - Takie pogróżki, szantaż noszą znamiona przestępstwa. Jeżeli tego typu zakulisowe działania, pogróżki władze LOT będą podejmowały w stosunku do "Naszego Dziennika", osobiście zawiadomię prokuraturę - komentuje poseł Tomasz Górski (PiS). I dodaje: - Wielokrotnie, korzystając z samolotów LOT, przeglądałem, podobnie jak i inni pasażerowie, "Nasz Dziennik" i inne tytuły. Zainteresowanie "Naszym Dziennikiem" było tak duże, że na niektórych lotach po prostu tego tytułu brakowało. Teraz, w pełni świadomie, uważam, że z przyczyn politycznych władze LOT dyskryminują podróżnych o sympatiach prawicowych, konserwatywnych. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-01-12
Autor: wa