Lobbyści wydrenują kieszeń emeryta
Treść
Z dr. Cezarym Mechem, ekonomistą, wiceministrem finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, rozmawia Małgorzata Goss Pod koniec lutego rząd chce zakończyć prace nad projektem ustawy o wypłatach emerytur z II filara. Sam projekt to jeszcze magma, wiele jego elementów pozostaje do ustalenia, ale jedna decyzja już zapadła - minister pracy Jolanta Fedak zapowiedziała, że do wyliczenia wysokości emerytury będą stosowane wspólne tablice dla kobiet i mężczyzn, tzw. tablice unisex. Jakie to ma konsekwencje? - Tablice przewidywanej długości życia są potrzebne do wyliczenia, jak długo emeryt będzie pobierał świadczenie, a zatem pośrednio decydują o wysokości jego emerytury z II filara. Jeśli świadczenie będzie wypłacane przez dłuższy czas, to zgromadzone w OFE środki zostają podzielone na więcej miesięcy i lat, a samo świadczenie będzie niższe. O ile różnica w przeciętnej długości życia kobiety i mężczyzny wynosi 8 lat, o tyle przewidywany okres życia dla 65-letniego mężczyzny wynosi 14 lat, a 60-letniej kobiety prawie 23 lata. Ten fakt ma przemożny wpływ na wysokość emerytury pobieranej przez kobietę i mężczyznę, jeśli by zastosować dla każdego z nich osobne tablice. Kobiety przeciętnie żyją dłużej, a także wcześniej przechodzą na emeryturę, stąd ich emerytura z II filara będzie znacznie niższa niż mężczyzn? - Tak, ponieważ kwota, którą gromadzą krócej, musi im wystarczyć na dłuższy czas. Wybór tablic unisex oznacza, że przy wyliczeniu emerytury resort zamierza zignorować fakt statystycznej różnicy 8 lat pomiędzy okresem pobierania emerytury przez kobietę i mężczyznę, wrzucić wszystkich do jednego worka? - Przy tablicach unisex bierze się pod uwagę przeciętny okres trwania życia na emeryturze, bez względu na płeć. W rezultacie kobiety otrzymają na tej podstawie przeszacowaną emeryturę z II filara, tak jakby miały ją pobierać krócej, a mężczyźni - niedoszacowaną, tak jakby mieli ją otrzymywać dłużej. Dojdzie więc do transferu środków zebranych przez populację mężczyzn na rzecz populacji kobiet. W I filarze nie ma takiego problemu. Jest jeden płatnik - ZUS, obowiązuje system "pay as you go" [aktualnie pracujący finansują bieżące emerytury - przyp. red.], toteż świadczenia wyliczane na podstawie tablic unisex nie powodują dodatkowych kosztów systemowych. Jeśli zaś chodzi o II filar - tutaj zakłady emerytalne lub ubezpieczeniowe muszą brać pod uwagę ryzyko antyselekcji, czyli zjawiska, że w swoim portfelu zgromadzą więcej kobiet niż mężczyzn, co grozi tym, że zabraknie im pieniędzy na transfer środków z portfela mężczyzn do portfela kobiet. Na to się nakłada dodatkowy problem: przez najbliższe 5 lat od 2009 r. emeryturę z II filara będą otrzymywać tylko kobiety, bo przechodzą one 5 lat wcześniej na emeryturę... Nie będzie więc komu zabrać, żeby dać im świadczenia wyliczone według tablic unisex. - Żadna instytucja finansowa nie weźmie takich kosztów na siebie. Przeciwnie, skalkuluje sobie ryzyko antyselekcji i zaoferuje wszystkim swoim klientom niższe świadczenie, po to, aby zachować w rezerwie środki na pokrycie ryzyka. Decyzja resortu pracy zmusi więc zakłady emerytalne do chowania zaskórniaków na czarną godzinę, co obniży wszystkim poziom emerytury? - Pojawił się też nowy pomysł - aby opodatkować na to konto mężczyzn. Kiedy mężczyzna wchodzi do systemu (tj. przechodzi na emeryturę), to ileś procent uzbieranych środków będzie mu zabierane na fundusz rezerwowy. A z drugiej strony - jak wejdzie do systemu kobieta, to jej zakład emerytalny otrzyma za nią dodatkowe pieniądze z tej puli. Ten przypadek pokazuje, że lekceważenie przez urzędników rzeczywistości, w tym wypadku - naturalnej różnicy w długości życia kobiet i mężczyzn, zmusza potem do stosowania takich piętrowych konstrukcji prawnych. A co z pierwszą grupą kobiet, które zgłoszą się po emeryturę z II filara w latach 2009-2014? - Proponowane jest rozwiązanie przejściowe polegające na wypłacie pierwszych zawyżonych świadczeń jedynie przez OFE, mimo że oznacza ono dalsze przesunięcie rozwiązania formy wypłat z II filara o następne pięć lat... I tu pojawia się nowy problem: symboliczności środków na koncie kobiet za lat pięć i tego, że nie wiemy, jak w tej sytuacji zachowają się mężczyźni. Jeśli dowiedzą się, że w chwili przejścia na emeryturę zostaną opodatkowani, czyli utracą część zgromadzonych środków na rzecz kobiet, to mogą dojść do wniosku, że przejście na emeryturę im się nie opłaca. Wielu z nich zachęci to do kontynuowania pracy do końca życia, bo wtedy cała pula środków zostanie odziedziczona przez rodzinę. A jak będzie wyglądała sytuacja w przypadku kobiet? - Sytuacja kobiet jest diametralnie odmienna. Kobieta może być skłonna myśleć tak: jeśli przejdę na emeryturę, to mi automatycznie powiększą ilość zgromadzonych środków, i to tym więcej zyskam, im wcześniej przejdę na emeryturę... Ależ to czysty absurd! - Ale tak właśnie będą oddziaływały przepisy. Nagle może się okazać, że część mężczyzn nie będzie zainteresowana pobieraniem emerytur, i kto będzie płacił na fundusz rezerwowy? W efekcie kobiety niewiele zyskają. Oddzielne tablice dla kobiet i mężczyzn pozwoliłyby uniknąć podobnych problemów? - Kobiety żyją dłużej, więc miałyby niższe świadczenia, mężczyźni żyją krócej, więc ich świadczenia byłyby wyższe. Jednak problem ten można rozwiązać racjonalniej. Zwłaszcza że wszystkie propozycje, które przewijają się w dyskusji, nie są niczym nowym. Zostały szeroko omówione w raporcie UNFE pt. "Bezpieczeństwo dzięki emeryturze" już w 2002 roku. Zawarta jest w nim propozycja tzw. emerytur małżeńskich. W tej konstrukcji zanika opozycja "kobieta - mężczyzna", bo i tak emeryturę dostają oboje małżonkowie. Nie występuje problem antyselekcji i redystrybucji, bo emeryturę męża z II filara dostaje żona, a w razie wcześniejszej śmierci żony jej emerytura wypłacana jest mężowi. Czyli małżonkom uśrednia się emeryturę wyliczoną na podstawie zebranych przez nich składek, a w razie śmierci jednego z nich - drugie otrzymuje dodatkowo część świadczenia po współmałżonku. To pozwoliłoby ubezpieczonym najpełniej wykorzystać kapitał zgromadzony w OFE. Przy indywidualnym świadczeniu emerytalnym dziedziczenie środków ustaje przecież z chwilą przejścia ubezpieczonego na emeryturę. - To jest dobre rozwiązanie także dlatego, że w razie śmierci współmałżonka pozwala drugiemu żyć na dotychczasowym poziomie. Pamiętajmy, że gospodarstwa domowe mają znaczne koszty stałe. Przy indywidualnej emeryturze po śmierci jednego ze współmałżonków dochody drugiego spadają drastycznie. A więc chodzi o to, aby kobieta po śmierci męża nie musiała sprzedawać dotychczasowego mieszkania czy domku na działce, a mężczyzna - wyzbywać się ulubionego samochodu, który sporo pali... - Przy emeryturze rodzinnej znika także problem niskiej emerytury kobiet, których współmałżonek nie dożył emerytury, ponieważ zgromadzone przez niego środki mogą być w całości dziedziczone przez żonę, jej świadczenie jest zatem wyższe, bez potrzeby wprowadzania sztuczności w postaci opodatkowywania wszystkich mężczyzn na rzecz wszystkich kobiet. Jednak Krzysztof Lutostański [prezes PTE Bankowy - przyp. red.] odpowiada na to: "Nie możemy spinać ludzi finansowymi kajdankami", i sprzeciwia się emeryturom małżeńskim. Tłumaczy, że ludzie przecież rozwodzą się, mogą też rozwodzić się fikcyjnie, a poza tym są kobiety samotne i one byłyby pokrzywdzone w wypadku zastosowania osobnych tablic dla obu płci... - Jeśli chodzi o rozwód, przed przejściem na emeryturę lub po nim, to trzeba pamiętać, że kapitał zebrany w OFE jest elementem wspólnego dorobku, majątku, który podlega podziałowi. Podział tego, co małżonkowie wypracowali w ciągu swego wspólnego życia, zawsze jest sprawą skomplikowaną i kapitał emerytalny nie jest tu wyjątkiem. Nie widzę także benefitów w wypadku fikcyjnych rozwodów przed uzyskaniem świadczenia. Natomiast fikcyjny rozwód teoretycznie mógłby się opłacać w sytuacji, gdy kobieta przed uzyskaniem emerytury małżeńskiej rozwodzi się, przedstawia się jako ta, która nie uzbierała na swoją emeryturę, a państwo jej to rekompensuje systemem rentowym. Jednak to nie emerytura małżeńska jest w tym wypadku przedmiotem nadużyć, ale socjalne działanie państwa. Co zaś do problemu kobiet niezamężnych i samodzielnych - zazwyczaj są to kobiety bezdzietne, aktywne zawodowo, które wyżywają się w pracy, dużo zarabiają, mają długie okresy składkowe, więc ich emerytury i tak będą wysokie, nawet przy osobnych tablicach dla kobiet i mężczyzn. Natomiast zwróćmy uwagę na pewien paradoks: przy tablicach unisex więcej dokładamy tym kobietom, które same więcej zgromadzą, a mniej tym, które zgromadzą mniej. Oznacza to, że kobieta, która wychowywała dzieci i zajmowała się domem, traci część kapitału emerytalnego swego męża na rzecz samotnej bizneswoman. Jej mąż, który musiał się zaharowywać, żeby utrzymać rodzinę, na emeryturze będzie pokrzywdzony, bo im większy zebrał kapitał emerytalny, tym bardziej zostanie on procentowo pomniejszony. Dochodzi tu do transferu pieniędzy od rodzin w kierunku osób samotnych. A co dzieje się przy odrębnych tablicach dla kobiet i mężczyzn z samotnymi kobietami, które wychowują dzieci, a które współmałżonek wkrótce po ślubie opuścił? Czy musiałby świadczyć na rzecz jej emerytury? - To powinno być przedmiotem ogólnych regulacji. Alimenty na rzecz dzieci muszą uwzględniać wysiłek na rzecz opieki nad dziećmi, co uniemożliwia pełne zaangażowanie zawodowe. Możliwe, że jest to właśnie pole dla III filara. Dodatkowa składka, zasądzona w ramach alimentów, byłaby wpłacana do III filara. Pozostaje kwestia panien wychowujących dzieci. System osobnych tablic zepchnąłby je na margines pod względem wysokości emerytury. - W tym przypadku jest pole dla polityki prorodzinnej i socjalnej. Skąd niechęć do emerytur małżeńskich? - Nie wiem. Są oczywiście problemy do rozwiązania także przy emeryturze małżeńskiej, np. przy dużej różnicy wieku pomiędzy małżonkami, ale te problemy są niewielkie, w porównaniu z tymi, jakie powstaną w związku z wykreowaniem sytuacji sztucznych w postaci tablic unisex. To wciągnie nas w tarapaty i podwyższy koszty systemu, a koszty to niższe emerytury lub wyższe opodatkowanie obywateli. O wszystkim rozstrzygnie system redystrybucji. Może być tak, że akwizytor będzie uciekał, gdy zobaczy kobietę, bo jej przyjęcie dla zakładu emerytalnego będzie wysoce niekorzystne, a może być odwrotnie - towarzystwa sobie wykalkulują, że opodatkowanie mężczyzn jest zbyt duże, więc będą faworyzować kobiety. W projekcie resortu pracy świadczenie emerytalne będzie z góry określone, czyli "zdefiniowane"? - To jest kluczowy problem dla całego systemu. Od lat wiadomo, że "świadczenie zdefiniowane" jest korzystniejsze dla klientów zakładów ubezpieczeniowych, a mimo to widać wyraźne dążenie do przyjęcia świadczenia niezdefiniowanego jako podstawy wypłat. Jak brzmi oferta przy świadczeniu niezdefiniowanym? - Akwizytor mówi: - Proponujemy ci świadczenie na poziomie 100 oraz udział w przyszłych zyskach. A klient na to: - Konkurencja daje mi 104 plus zyski. Akwizytor odpowiada: - Tak, ale my szybciej pomnożymy twoje środki i za jakiś czas dostaniesz 120, a u nich tylko 110... my jesteśmy najlepsi! W tym momencie Kowalski nie wie, co wybrać, jest ogłupiony. Jedni dają więcej na początek, inni obiecują wyższy wzrost. Kowalski musi zatem z góry przewidzieć, które towarzystwo będzie najlepiej zarządzało kapitałem do końca jego życia. Musi też przewidywać koniunkturę gospodarczą w ciągu najbliższych kilku, kilkunastu lat. Teraz Kowalski może się przenieść z jednego do drugiego towarzystwa emerytalnego. Po przejściu na emeryturę będzie to już jednak niemożliwe. Na dodatek sam zapłaci za koszty akwizycji. Ostatnie załamanie na giełdzie sprawiło, że otwarte fundusze emerytalne straciły masę pieniędzy. Spadła wartość jednostek rozrachunkowych na koncie każdego z nas. - Wartość kapitału OFE ulokowanego w akcjach od szczytu do chwili obecnej spadła o 1/3. Jeśli rząd wybierze świadczenie niezdefiniowane, to wysokość emerytury będzie uzależniona od koniunktury. Na dodatek nie będzie presji na zakłady emerytalne, aby bardziej efektywnie zarządzały naszymi środkami. Czy osiągną rentowność 2 proc. czy 10 proc., to i tak wobec Kowalskiego będą w porządku, bo przecież pomnożyły jego środki. Całe ryzyko spoczywa na Kowalskim. Jeśli wybrany przez niego zakład będzie źle zarządzał kapitałem, to po prostu będzie miał niższą emeryturę. Ale to brzmi i tak lepiej, niż gdyby Kowalskiemu zakłady proponowały stałą emeryturę, waloryzowaną tylko inflacyjnie, czyli "świadczenie zdefiniowane"? - Tylko pozornie, ale Kowalski, który nie zna się na ryzyku ubezpieczeniowym, może się łatwo na to nabrać. Spróbujmy więc mu wytłumaczyć, dlaczego świadczenie zdefiniowane jest dla niego korzystniejsze. Otóż produkt emerytalny jest jednym z najprostszych produktów. Jeśli idziemy do sklepu kupić płaszcz, to mamy do wyboru towar w różnej cenie, uszyty z różnych materiałów, o różnych fasonach. Tymczasem Kowalskiego, gdy idzie wybrać zakład emerytalny, interesuje wyłącznie jak najwyższe świadczenie. A więc zakłady powinny konkurować między sobą wyłącznie wysokością świadczenia, a nie reklamą, akwizycją czy opakowaniem. Klient powinien otrzymać suchą informację, że zakład "A" proponuje mu taką emeryturę, "B" taką, "C" taką. Nawet nazwy towarzystw nie powinny padać w ofercie. Każde towarzystwo, chcąc ściągnąć do siebie klientów, musi zaoferować najwyższą emeryturę, jaką w danym momencie może obiecać. Oferta musi być tak skalkulowana, aby z góry uwzględniała przyszłe zyski towarzystwa. W tych warunkach proponowana emerytura będzie zawsze relatywnie wyższa, niż gdyby zakład oferował świadczenie niezdefiniowane. Kowalski dostałby od razu propozycję np. 120, zamiast 100 plus przyszłe zyski. I byłaby to kwota pewna! Ryzyko jej wypłaty przez kolejne lata obciążałoby zakład emerytalny, a nie klienta. Zakład musiałby tak efektywnie zarządzać kapitałem, aby dotrzymać zobowiązania, inaczej akcjonariusze musieliby dopłacić do interesu. To wtedy wszyscy, którzy przechodzą w danym kwartale na emeryturę, wybiorą jedno towarzystwo - to, które oferuje najwięcej... - Większość zapewne tak, ale propozycje poszczególnych zakładów mogą się różnić, jeśli w grę wchodzi emerytura małżeńska. Mogą one różnie szacować ryzyka w zależności od wieku przejścia klienta na emeryturę, wieku jego małżonki. Towarzystwa raz na kwartał przedstawiają swoje algorytmy uwzględniające zgromadzony kapitał, wiek i przewidywany czas życia. Z każdego algorytmu można wyliczyć wysokość świadczenia i wybrać, kto daje najwyższe. Oczywiście, jeśli w ustawie będzie przewidziane kilka produktów - algorytmów również będzie kilka. Mogą to być emerytury indywidualne, małżeńskie, emerytury z gwarantowanym okresem płatności [rodzaj świadczenia pobieranego przez żonę i zstępnych, jeśli ubezpieczony zmarł wkrótce po przejściu na emeryturę - przyp. red.]. Są też propozycje planowanego wycofania kapitału z OFE. Ten ostatni produkt może służyć osobom, które chcą odebrać całość środków. W razie ich śmierci reszta kapitału jest dziedziczona. To rozwiązanie ma tę wadę, że jeśli dana osoba żyje dłużej, niż przewidziano w tablicach, to jej wypłaty drastycznie spadają. Tak jak funkcja w układzie współrzędnych, gdy nieskończenie zbliża się do osi. Na koniec przyślą mu 10 groszy. - Są jednak osoby, które chętnie by z tego skorzystały, np. pragną uniknąć redystrybucji w systemie emerytalnym, bo obawiają się, że większa część ich kapitału przepadnie. System na przykład nie uwzględnia tego, że osoby, które ciężej pracowały, z reguły żyją krócej. Obecne statystyki wykazują, że 25-latek z tytułem magistra będzie żył i pobierał emeryturę kosztem swojego rówieśnika po podstawówce aż o 12 lat dłużej. Ten produkt jest przeznaczony dla osób, które przewidują, że krótko pożyją na emeryturze, bo np. są ciężko chore albo wyniszczone warunkami pracy. Prace nad ustawą trwają. Każde z przyjętych rozwiązań stymuluje określone zachowania ludzi. Przy jednych - nie opłaca się mężczyznom przechodzić na emeryturę, a kobietom - dłużej pracować, przy innych - zakłady emerytalne mogą bezkarnie nabijać klientów w butelkę, to znowu dochodzi do szkodliwych transferów kapitału od rodzin do osób samotnych, od mężczyzn do kobiet, od biednych do bogatych, od chorych do zdrowych. Resort pracy musi dokonać dramatycznego wyboru. - W gruncie rzeczy chodzi o takie skonstruowanie przepisów, żeby ludzie racjonalnie dokonywali wyboru zakładu, a zarządzający koncentrowali się wyłącznie na tym, aby świadczenie było jak najwyższe. Z drugiej zaś strony - system powinien być tak zbudowany, aby koszty zredukować do minimum. Żeby z zaoszczędzonego przez pracownika tysiąca złotych jak najwięcej do niego wróciło w formie emerytury, bez nieuzasadnionych transferów. Żeby nadzór pilnował, czy zobowiązania zakładów mają pokrycie w kapitałach... Z badań przeprowadzonych przez UNFE wynika, że można to osiągnąć pod pewnymi warunkami. Przede wszystkim świadczenie musi być zdefiniowane. Nie może być mowy o obiecywaniu emerytowi nieokreślonych "przyszłych zysków", bo te mogą być po prostu wytransferowane z systemu. Przyszłe zyski muszą być uwzględnione od początku w oferowanym świadczeniu. Jak firma oszacuje je za nisko, nie będzie miała klientów. Jak przeszacuje, dopłacą do tego jej akcjonariusze. Emeryt otrzyma w ten sposób stałą, najwyższą z możliwych emeryturę, która będzie waloryzowana inflacyjnie. Odpadnie dzięki temu ryzyko nieuczciwych transferów zysku i związanej z tym permanentnej kontroli. Nadzór będzie tylko sprawdzał, czy zakłady posiadają odpowiednie środki na wypłatę emerytur, a jeśli nie - akcjonariusze będą je musieli uzupełnić, bo to oni w końcu odpowiadają za wybór sprawnych, kompetentnych rad nadzorczych i zarządów zakładów. Ten mechanizm wymusi dobre zarządzanie. No i wreszcie - emerytura rodzinna. W ten sposób unikamy sztuczności, udawania, że kobiety żyją tyle samo co mężczyźni. Trzeba unikać hybrydowych rozwiązań, bo one generują potem dziwne zachowania uczestników systemu. Należy dać ludziom możliwość wyboru. A zatem "świadczenie zdefiniowane", tablice różne dla kobiet i mężczyzn, przy preferencji dla emerytury małżeńskiej, prawo wyboru do planowanego wycofania kapitału dla osób schorowanych? - Te propozycje pozwalają zminimalizować transfery kapitału od jednych do drugich grup społecznych. Przy ubezpieczeniach kapitałowych takie transfery są propozycją nieuczciwą. Pamiętajmy, że system wyrównywania emerytur kobietom zawarty jest w I filarze, gdzie stosuje się tablice unisex. Przyjęcie go w II filarze, przy emeryturach kapitałowych, doprowadzi do wynaturzenia tego systemu. Komu powierzona zostanie wypłata emerytur? - Proponowaliśmy w raporcie, aby na początku nie tworzyć nowych instytucji, jakimi będą zakłady emerytalne. Przez okres przejściowy, dopóki liczba ludzi w systemie jest nieduża, mogłyby z powodzeniem zarządzać istniejące już towarzystwa ubezpieczeniowe. To obniżyłoby koszty systemu. Wymogi kapitałowe stawiane zakładom emerytalnym są porównywalne do środków, którymi w tym czasie miałyby zarządzać, co musi doprowadzić do wzrostu kosztów. Ustawa powinna przewidywać, że dopiero w chwili, gdy kapitały osiągną znaczną wysokość, towarzystwa mają obowiązek utworzyć zakład. Próba tworzenia zakładów emerytalnych na początku jest nieracjonalna i wynika z presji towarzystw ubezpieczeniowych na wprowadzenie niezdefiniowanego świadczenia i zachowania istniejącej przewagi na rynku OFE. Przy niezdefiniowanym świadczeniu nadzór finansowy musi szczegółowo badać, czy nie dochodzi do transferów pomiędzy działalnością ubezpieczeniową i emerytalną, a więc z natury każda z nich musi być prowadzona przez wyodrębniony zakład, co na początku jest bardzo kosztowne, podczas gdy wypłatę emerytur można powierzyć istniejącym już zakładom ubezpieczeniowym, o ile przyjmiemy świadczenie zdefiniowane. Byłoby to takie "pączkowanie" przyszłych zakładów emerytalnych wewnątrz istniejących zakładów ubezpieczeniowych? - Można to tak nazwać. Nie ma sensu tworzyć odrębnych zakładów emerytalnych dla 2,5 tys. kobiet z 60 milionami aktywów do zarządzania, które wejdą do systemu w pierwszym roku, a i w roku 2014 tych środków w sumie będzie zaledwie 3 miliardy. Koszty tej operacji byłyby ogromne. A swoją drogą - zastanówmy się - przy tak dużych kosztach - kto na ten rynek wejdzie? Tylko ten, kto ma perspektywę bardzo dużych zysków. A kiedy perspektywy zysku rosną? Wtedy, gdy firma lub grupa firm dyktuje prawa na rynku. Uzyskuje wtedy pewność, że żadna konkurencja im w przyszłości nie zagrozi, a więc może spokojnie dołożyć na początek parę milionów do interesu, np. na organizację zakładów lub ufundowanie wyższych emerytur wg tablic unisex pierwszym falom kobiet, bez rekompensaty ze strony państwa. Ale zażąda w zamian: zagwarantujcie nam dominację na rynku, wprowadzenie licencji na prowadzenie zakładów emerytalnych, świadczenie niezdefiniowane, tablice unisex... Lobbing towarzystw emerytalnych jest widoczny gołym okiem. Co ciekawe, wiceministrem odpowiedzialnym za tę ustawę w rządzie PO - PSL jest pani Agnieszka Chłoń-Domińczak, ta sama, która była ministrem w ramach lewicowego rządu Marka Belki, a wcześniej pracowała w zespole prof. Hausera ds. emerytur z II filara. - Prace nad ustawą zmierzają w złym kierunku, niekorzystnym dla przyszłych emerytów, czyli dla nas wszystkich. Wszystko wskazuje na to, że ograniczona zostanie konkurencja na rynku. Przejściowe oddanie wypłat do OFE może okazać się rozwiązaniem trwałym, ugruntowującym obecną oligopolistyczną sytuację rynkową i dewastującą efektywność rynku kapitałowego w Polsce. Tymczasem przyjęcie propozycji z raportu UNFE spowodowałoby, że każdy, nawet najmniejszy zakład ubezpieczeniowy, pomyśli "A nuż wygramy...", przedstawi swoją ofertę, skalkuluje najwyższe świadczenie, jakie może zagwarantować. Może się okazać, że małe, ale sprawnie zarządzane podmioty zaoferują emerytom naprawdę wysokie świadczenia. W tej sytuacji duże firmy też muszą skalkulować emeryturę wysoko, bo będą czuć na plecach oddech kilkudziesięciu mniejszych konkurentów. Ktoś może ich przebić i zrobić interes. A więc muszą się męczyć! Wypłacanie emerytur to perspektywa zarządzania gigantycznymi pieniędzmi... Mała firma może w krótkim czasie wyrosnąć na rekina rynku. - Firmy podejmujące to wyzwanie muszą się wyspecjalizować. Ale rzeczywiście, może się okazać, że potężnym zakładem emerytalnym stanie się niewielka firma ubezpieczeniowa posiadająca znakomitych menadżerów. Czy największe towarzystwa ubezpieczeniowe tego chcą? Oczywiście, że nie. Dzisiaj zarządzają ponad stoma miliardami aktywów i ich wpływy stale rosną. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-01-02
Autor: wa