Lizboński szantaż w Dublinie
Treść
Główne irlandzkie media nie informują o przebiegu procesu ratyfikacji traktatu lizbońskiego na gruncie niemieckim, a zwłaszcza o pracach nad zmianami w prawie, które mają zabezpieczyć Niemcy przed dominacją Brukseli. Milczą na ten temat również politycy z tego kraju, którzy nadal usiłują przekonać obywateli do zagłosowania na "tak" w zbliżającym się referendum. Wyrok Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe doczekał się w irlandzkich serwisach informacyjnych zaledwie wzmianki. Antylizbońska kampania trwa za to w internecie i na ulicach, gdzie organizacje, takie jak Coir, Peace and Neutrality czy The People's Movement apelują o odrzucenie traktatu ocenianego jako zamach na suwerenność Irlandii. Do głosowania na "nie" w planowanym na 2 października powtórnym referendum przekonują również niektórzy politycy Sinn Fein, prowadzący kampanię "No 2 Lisbon Treaty".
- Media są bardzo kontrolowane. Pilnuje się je, aby nie informowały o zdarzeniach wokół traktatu lizbońskiego - uważa była irlandzka eurodeputowana Kathy Sinnott. - Wszyscy politycy i media są na "tak". Wmawiają nam, że ten dokument musi zostać ratyfikowany. Usiłują nas zastraszyć, stawiają nas w naprawdę trudnej sytuacji - dodaje.
Podobne spostrzeżenia wysuwają antylizbońskie organizacje. "Mamy wielu eurobiurokratów i przekupionych dziennikarzy, mówiących nam, że jedynym sposobem sprostania ekonomicznym wyzwaniom jest stworzenie federalistycznej Europy" - czytamy na stronach Coir. W sytuacji, kiedy przeciwnikom traktatu odmawia się dostępu do mediów, korzystają w prowadzonej przez siebie kampanii informacyjnej z alternatywnych środków informowania społeczeństwa, w tym z internetu. Organizują także publiczne debaty - w każdym hrabstwie przynajmniej jedno stowarzyszenie sprzeciwia się ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Do tego dochodzą jeszcze związki zrzeszające handlowców oraz rybaków, którzy się obawiają, że traktat reformujący UE będzie gwoździem do trumny dla rybołówstwa. "Wspólnotowa polityka rybołówstwa stanowi jeden z najgorszych przykładów scentralizowanej polityki UE. Traktat lizboński natomiast prowadzi ten centralizacyjny proces do nowych ekstremów" - podnoszą w opublikowanym proteście. Rybacy tłumaczą, iż po przyjęciu traktatu z Lizbony rząd irlandzki straci to, co pozostaje w jego kompetencjach (rozumianych jako "moc podejmowania decyzji") w dziedzinie rybołówstwa. Stanie się tak, ponieważ zapisy z Lizbony określają tę dziedzinę gospodarki jako obszar "wspólnych kompetencji" między Unią a krajami członkowskimi. Bruksela będzie zatem mogła nie tylko zmienić zapisy irlandzkiego prawa o rybołówstwie, lecz odebrać Irlandii prawo do jakichkolwiek decyzji w tym zakresie.
Niedemokratyczny powrót do urn
- Kiedy wychodzę do ludzi i rozmawiam ze zwykłymi obywatelami, zdecydowana większość z nich mówi mi, że w referendum opowiedzą się przeciwko traktatowi - twierdzi Kathy Sinnott. - Nawet ci, którzy w poprzednim głosowaniu poparli traktat, okazują się bardzo zawiedzeni i rozsierdzeni faktem, że muszą ponownie udać się do urn, gdyż ich głos został zlekceważony - dodaje.
Niezadowolenia nie kryją skupiające przeciwników zapisów z Lizbony organizacje społeczne, które zarzucają tzw. euroentuzjastom próbę "prania mózgów" i oszukania Irlandczyków, tak aby zapomnieli oni o dotychczasowych priorytetach i poparli ratyfikację eurokonstytucji.
- Ludzie mówią, że przede wszystkim traktat jest ten sam. A mimo to musimy ponownie głosować i usiłuje się nas zmusić do zmiany stanowiska w kwestii tego dokumentu. Głównym argumentem wysuwanym przez zwolenników traktatu jest obecna sytuacja ekonomiczna. Ich zdaniem, jest ona na tyle zła, że "musimy pozostać w Europie". Ale traktat lizboński nie dotyczy być czy nie być w Europie, gdyż już w niej jesteśmy, podobnie jak i w strefie euro. Nie możemy zatem zostać wykluczeni z Europy, jeżeli zagłosujemy na "nie" - konstatuje Sinnott.
Przeciwnicy nowej eurokonstytucji obawiają się ponadto wzrostu bezrobocia, podwyższenia podatków oraz utraty suwerenności i neutralności. Aż 88 proc. tych, którzy głosowali na "nie", uzasadniało, że neutralność była istotną kwestią dla należącej do UE Irlandii.
Euroobiecanki cacanki
Zakrawa na paradoks, że udzielone Irlandii gwarancje zamiast przysporzyć traktatowi zwolenników, raczej mu ich odejmują. Społeczeństwo w większości ma świadomość, iż nie niosą one ze sobą żadnych implikacji prawnych, a stanowią jedynie pewne polityczne zobowiązanie. Problem z nimi polega bowiem na tym, że wiążą tylko przywódców, którzy je złożyli, a z chwilą zmiany ekipy rządzącej nie będą już miały żadnego znaczenia. - Tak zwane prawnie wiążące gwarancje, co do których rząd utrzymuje, iż tak ciężko o nie walczył, w najmniejszym stopniu nie zmieniają żadnego aspektu zapisów traktatowych. Jedyne, co robią, to powtarzają te same zapewnienia, jakie szefowie rządów UE składali przed pierwszym referendum. Gwarancje te, dawane przez zwolenników traktatu, nie wystarczyły, aby przekonać ludzi do głosowania za dokumentem, i z tą samą nieufnością zostaną odrzucone przez głosujących w drugim i każdym kolejnym referendum - oświadczyła Patricia McKenna, przewodnicząca The People's Movement.
W Irlandii podział na zwolenników i przeciwników traktatu zdaje się pokrywać z podziałem odpowiednio na polityków i zwykłych obywateli. Wyjątek stanowi część polityków Sinn Fein. Tylko przez ostatnie dwa miesiące rozprowadzili oni 500 tys. folderów informacyjnych i uczestniczyli w ponad 100 debatach i spotkaniach z udziałem obywateli.
Szanse znów ma Dawid
Podczas ostatniego zjazdu partii wiceprzewodnicząca Mary Lou McDonald w ostrych słowach skrytykowała obecny rząd i zapowiedziała prowadzenie kampanii przeciwko jego polityce uderzającej w zwykłe rodziny. - Walka Irlandczyków z traktatem lizbońskim przypomina walkę Dawida z Goliatem, ponieważ wszystkie instytucje rządowe i finansowe nawołują do głosowania na "tak" - zauważa Kathy Sinnott. - Jeżeli Niemcom uda się zabezpieczyć pozycję niemieckiego Bundestagu poprzez dokonanie stosownych zmian w prawodawstwie, będzie to oznaczało, że 27 członków Rady przy niemieckim parlamencie będzie determinowało całą legislację w Europie. Będzie to absolutnie niesprawiedliwe względem innych narodów Europy oraz ich parlamentów - ocenia była irlandzka eurodeputowana. Jak dodaje, w tej sytuacji konieczne będzie powtórzenie procesu ratyfikacji we wszystkich krajach członkowskich Unii Europejskiej.
- Irlandczycy, którzy wkrótce po raz kolejny wypowiedzą się w referendum na temat traktatu lizbońskiego, będą głosowali nie tylko nad "demokratyczną poczytalnością" w Irlandii, ale także nad "demokratyczną poczytalnością" w pozostałych 26 krajach - stwierdził brytyjski eurodeputowany Nigel Farage w wywiadzie dla Redlce Radio. Zasugerował przy tym, że jedyną szansą Irlandczyków na obronienie się przed przyjęciem traktatu lizbońskiego jest zgromadzenie reprezentacji wszystkich krajów członkowskich UE i przedstawienie na forum unijnym swojego punktu widzenia. - Oni nie mogą się czuć opuszczeni, osamotnieni i odizolowani - podkreślał Farage.
Anna Wiejak
"Nasz Dziennik" 2009-08-22
Autor: wa