Litwa grozi Tomaszewskiemu
Treść
Główna Komisja Etyki Służbowej na Litwie wszczęła dochodzenie w sprawie litewskiego posła do Parlamentu Europejskiego polskiego pochodzenia Waldemara Tomaszewskiego (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy). Stasys Ve.lyvis, który podpisał się pod listem, ponagla go do złożenia wyjaśnień. Poseł tłumaczyć się jednak nie zamierza.
Tomaszewski na początku grudnia sygnalizował na forum Parlamentu Europejskiego problem dyskryminacji Polaków na Litwie. Członkowie Komisji w liście do eurodeputowanego napisali, że "rozpoczęli badanie zgodności jego zachowania z zasadami Kodeksu Zachowania Polityków. W apelacji stwierdza się, że prawdopodobnie Pan, jako Poseł do Parlamentu Europejskiego (wybrany przez obywateli Republiki Litwy jako przedstawiciel Litwy w PE), publicznie wypowiada się na temat rzekomej dyskryminacji Polaków w Republice Litewskiej, tzn. 7 września roku 2009 podczas spotkania frakcji, do której Pan należy, w Parlamencie Europejskim z Przewodniczącym Komisji Europejskiej José Manuelem Barroso skarżył się Pan na sytuację Polaków na Litwie. Niemniej, przed oficjalną wizytą Jerzego Buzka, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, na Litwie, razem z innymi Posłami polskiej narodowości do PE, zwrócił się Pan do Przewodniczącego za pośrednictwem listu oficjalnego z prośbą o obronę jakoby naruszanych praw polskiej mniejszości narodowej". Stasys Ve.lyvis, który podpisał się pod listem, ponaglił Tomaszewskiego do złożenia wyjaśnienia w tej sprawie. Wyznaczył mu termin do 11 grudnia. Poseł tłumaczyć się jednak nie zamierza. - Pana posła Tomaszewskiego chroni immunitet jak każdego eurodeputowanego. Może być uchylony tylko na posiedzeniu plenarnym PE, dlatego to bardzo mało prawdopodobne, by to się stało za działalność polityczną - powiedział nam poseł do PE Adam Bielan (PiS). Tego samego zdania jest Bogusław Rogalski, doktor nauk politycznych i poseł do Parlamentu Europejskiego VI kadencji, doradca Tomaszewskiego. Podkreśla on, że zapytanie Tomaszewskiego miało miejsce na forum Parlamentu Europejskiego podczas oficjalnego posiedzenia frakcji. - Regulamin PE mówi jednoznacznie, że za wystąpienia na forum PE poseł nie może być w żaden sposób pociągnięty do odpowiedzialności, czyli za swoje przemówienia, zapytania zgłoszone i oświadczenia pisemne nie odpowiada. To jest tylko i wyłącznie prerogatywa PE, co oznacza, że może dostać uwagę lub naganę od przewodniczącego PE za nieetyczne zachowanie, natomiast nie może za wystąpienia na forum PE być pociągnięty do odpowiedzialności - tłumaczy.
Zdaniem Rogalskiego, instytucja kraju członkowskiego nie może pociągnąć do odpowiedzialności posła czy grupy posłów za działalność na forum Parlamentu Europejskiego. Rogalski podkreślił, że wniosek tej komisji jest złamaniem regulaminu europarlamentu. - Ktoś, kto pisał ten list do Tomaszewskiego, kompletnie go nie zna - powiedział Rogowski. Jego zdaniem, list Komisji należy traktować w kategoriach próby zastraszenia lub chęci zdobycia dodatkowych informacji od Waldemara Tomaszewskiego. - Wiele do powiedzenia ma przewodniczący PE Jerzy Buzek, dlatego mam nadzieję, że zabierze głos w tej sprawie - zaznaczył Rogalski.
Zdaniem eurodeputowanego Adama Bielana, litewskiemu europosłowi należy pogratulować odwagi. Zaznaczył, że sprawa trwa już tak długo i tyle obietnic zostało złożonych, że nie ma innej drogi, jak zmuszenie Litwy do działania poprzez instytucje europejskie.
W tej sprawie polscy europosłowie z różnych frakcji w PE są zgodni. Na Litwie problem Polaków jest ten sam od 15 lat. - Trudno wierzyć w dobrą wolę litewskich partnerów w momencie, kiedy ta sprawa trwa tak długo i z całą pewnością będziemy dużo bardziej aktywni na forum europejskim - dodaje Bielan. Jak zaznacza Artur Górski (PiS), zarówno Tomaszewski, jak i Polacy z Wileńszczyzny są obywatelami litewskimi. - Tamtejsi nasi rodacy funkcjonują w dwóch porządkach - narodowym i państwowym - podkreślił. - W porządku narodowym są i czują się Polakami, a ze względu na poczucie marginalizacji bronią siebie i polskości. Jednak Litwini oczekują od "polskich posłów", a także od eurodeputowanego Tomaszewskiego, by działali w interesie litewskim, ogólnopaństwowym - wyjaśnił. Tymczasem jak poinformował poseł Górski, obie strony różnie rozumieją interes litewski. Mianowicie Litwini często wspierają to, co litewskie, kosztem tego, co polskie. Z kolei, jak zaznaczył poseł, Polacy interes litewski rozumieją jako równouprawnienie różnych narodów w granicach jednego państwa. - Problem polega na tym, że choć Polacy są mniejszością na Litwie i powinni znajdować się pod szczególną opieką i ochroną tamtejszego rządu, to rząd uważa, że na Wileńszczyźnie to Litwini są mniejszością i oni wymagają szczególnej opieki - podkreślił Górski. - Podnoszenie tej kwestii na arenie międzynarodowej irytuje Litwinów. Dziwią się, że Polacy wspierają swoich rodaków, a ja bym się dziwił, gdybyśmy tego nie robili - zaznaczył poseł.
Jak jest w Polsce, a jak na Litwie
Różnice między warunkami życia mniejszości polskiej na Litwie i litewskiej w Polsce podsumował polski dziennikarz mieszkający na Litwie Tadeusz Andrzejewski podczas niedawnej konferencji w Wilnie. Przywołał przykład edukacji w obu krajach. - Władze oświatowe Polski bez żadnej zwłoki przystąpiły do wykonania porozumienia i już w roku 2001 za akceptacją społeczności litewskiej przyjęły "Strategię rozwoju oświaty litewskiej w Polsce" - powiedział Andrzejewski. A władze oświatowe w Wilnie jeszcze przez blisko pięć lat zwlekały z wywiązaniem się z porozumienia, aż w końcu pod naciskiem partnerów z Polski przyjęły tę strategię rozwoju szkolnictwa polskiego na Litwie w sposób zupełnie arbitralny bez porozumienia z zainteresowaną społecznością polską. Nie uwzględniono praktycznie żadnego istotnego postulatu. - Polskiej Macierzy Szkolnej chodziło przede wszystkim o zwiększenie dofinansowania tzw. koszyka ucznia o 30-40 procent. Obecnie dopłata wynosi jedynie 15 procent. Wśród postulatów znalazła się również matura z języka polskiego, zlikwidowana z pobudek politycznych przez ministerstwo oświaty w połowie lat 90. - podkreślił Andrzejewski.
Tymczasem, jak wyjaśnia Gabriel Mincewicz, litewski polityk i działacz polskiej mniejszości narodowej na Litwie, w Polsce litewskie szkolnictwo jest dofinansowane z budżetu państwa w wysokości 50, 100, a nawet 150 proc. w zależności od miejscowości i liczby uczniów w szkole. Język litewski na maturze w szkołach litewskich jest obowiązkowy, nauczanie języka litewskiego i w języku litewskim w Polsce w szkołach litewskich jest prowadzone na wszystkich szczeblach szkoły ogólnokształcącej. Podręczniki na język litewski są tłumaczone sukcesywnie zgodnie z bieżącymi potrzebami. Również egzaminy maturalne na wniosek ucznia mogą być zdawane w języku ojczystym. Andrzejewski zwraca uwagę na jeszcze jeden fakt, a mianowicie problem używania języków mniejszości narodowych w sferze publicznej. W Polsce i na Litwie zostały uchwalone odpowiednie ustawy o mniejszościach narodowych. Obowiązuje również Konwencja Ramowa Rady Europy o Ochronie Mniejszości Narodowych, który to dokument podpisały i ratyfikowały bez żadnych wyjątków zarówno Warszawa, jak i Wilno. - Na polskiej Suwalszczyźnie zgodnie z literą Konwencji, tudzież wewnętrzną ustawą o mniejszościach narodowych i języku regionalnym, język litewski został uznany jako pomocniczy obok polskiego języka państwowego i jest używany publicznie zarówno ustnie, jak i pisemnie w urzędach administracji publicznej, jak też w napisach z nazwami ulic, urzędów, obiektów geograficznych i topograficznych w tych miejscowościach, gdzie mniejszość litewska stanowi co najmniej 20 proc. mieszkańców - wyjaśnia Tadeusz Andrzejewski. W tym samym czasie na Litwie język polski jest systematycznie wypierany ze sfery publicznej na Wileńszczyźnie, którą zwarcie zamieszkuje mniejszość polska.
Polacy nie chcą wiele
- Warto zauważyć, że dzieje się tak, mimo iż litewscy Polacy wysuwają tylko minimalne przewidziane w standardach europejskich aspiracje w tym zakresie
- dodał. Minimalny zakres oznacza używanie języka polskiego do komunikacji w urzędach. Interesant mógłby w tym języku zwrócić się do urzędnika z ustnym bądź pisemnym zapytaniem i miałby prawo w tym języku otrzymać odpowiedź. Z kolei wszystkie urzędowe dokumenty czy korespondencja między instytucjami państwowymi miałaby być prowadzona wyłącznie po litewsku. Natomiast w podwójnych nazwach ulic i innych obiektów topograficzno-informacyjnych język polski występowałby w stosunku do języka państwowego litewskiego jako pomocniczy i nieoficjalny. - Niestety, nawet tak minimalistyczne oczekiwania społeczności polskiej nie znajdują zrozumienia. Władze nie respektują zarówno prawa wewnętrznego, jak i Konwencji Ramowej, próbując w sposób administracyjny wymusić na lokalnych samorządach usunięcie podwójnych nazw ulic nawet w tych miejscowościach, gdzie Polacy stanowią wyraźną większość - mówi Andrzejewski. Pełnomocnik rządu litewskiego na powiat wileński po uzyskaniu odpowiednich nakazów sądowych grozi opornym, walczącym o prawa mniejszości narodowych samorządom, grzywnami oraz komornikiem, który miałby usunąć dwujęzyczne tablice pod przymusem.
Tadeusz Andrzejewski przywołuje też sprawę ostatnich wyborów na Litwie. Wtedy lider litewskich konserwatystów Vytautas Landsbergis wzywał swych partyjnych kolegów oraz sympatyków partii do masowego meldowania się w rejonie wileńskim, którego większość mieszkańców stanowią Polacy, aby odnieść "historyczne zwycięstwo" nad Polakami. Z kolei w ostatnich wyborach samorządowych na polskiej Suwalszczyźnie w gminie Puńsk, zdominowanej przez mniejszość litewską, wyborcy w ogóle nie musieli iść do urn wyborczych. Nie było takiej potrzeby, ponieważ w tej gminie partie polskie nie wystawiły żadnej konkurencji wobec jedynej listy mniejszości litewskiej, uważając, iż nie należy tego czynić w sposób sztuczny. Główna Komisja Wyborcza bez głosowania zatwierdziła zwycięską listę litewską.
Wojciech Kobryń
Nasz Dziennik 2009-12-16
Autor: wa