Liturgia słowa. ,,Panie Boże, mówię niezdarnie..."
Treść
Wobec tego, co Bóg pragnie powiedzieć ludziom, wszystkie osobiste, nawet najpiękniejsze i najbardziej wzruszające, wspomnienia stają się jedynie dodatkiem. Mają one sens o tyle, o ile są podporządkowane słowu Boga…
Gdy zapowiada się homilię podczas mszy uroczystych czy też transmitowanych przez media, używa się czasem zwrotu: „Słowo Boże wygłosi dziś ksiądz proboszcz/kanonik/prałat…”.
Homilię wygłasza się po Ewangelii w niedziele i święta. Wskazana jest również w dni powszednie, by uczestniczącym w Eucharystii wiernym dopomóc w refleksji nad usłyszanym słowem Bożym. Słowo „homilia” pochodzi z języka greckiego i oznacza rozmowę lub bezpośrednią wymianę myśli. Arcybiskup Józef Życiński w jednej ze swoich książek pisze, że jako młody wikary pragnął głosić krótkie homilie także w dni powszednie. Niestety, proboszcz, staruszek sześćdziesięcioletni (!), nie wyraził zgody.
Przygotowując kazanie, kapłani często wybierają jedno zdanie z czytań lub Ewangelii i na nim skupiają swoją uwagę. Ważne, by był to taki fragment, który nie tylko w najpełniejszy sposób wyraża tajemnicę dnia, lecz także może przemówić do ludzi. Chodzi o to, by wybrane słowa zostały usłyszane i stały się konkretną wskazówką w naszym rozwoju duchowym. Ideałem jest to, by przemieniały nas wewnętrznie i promieniowały w nas wewnętrznym światłem, wskazując drogę życia. To jedno, wybrane zdanie rozwijamy, odnosząc je nie tylko do rzeczywistości biblijnej, lecz również do obecnej sytuacji egzystencjalnej czy społeczno-politycznej.
Upraszczając, można powiedzieć, że jest to homilia syntetyczna. Może być też homilia analityczna. Interpretując przygotowane na dany dzień czytania, należy w pierwszej kolejności odsłonić związki pomiędzy poszczególnymi tekstami. Należy pokazać, w jaki sposób wydarzenia ze Starego Testamentu zapowiadają te z Nowego. Co Bóg mówi poprzez słowa Ewangelii? Jak należy w tym kontekście rozumieć słowa psalmu responsoryjnego i aklamacji „Alleluja”? Bardzo często refren psalmu jest kluczem do zrozumienia sensu użycia takiego właśnie zestawu czytań na dany dzień. Czasami sprawą niezbędną jest wskazanie dodatkowych fragmentów Pisma Świętego lub odniesienie się do jakichś pism papieskich.
Słuchając kazania, możemy zobaczyć, że Biblia to nie jest zbiór rozproszonych ksiąg, lecz spójne dzieło, w którym każdy element jest niezbędny, gdyż pozwala zrozumieć sens pozostałych.
Homilia powinna się różnić od przemówień. Akcenty osobiste, choć mogą być czasem zastosowane, nie powinny tworzyć jej rdzenia. Wzorem może tu być sposób głoszenia słowa Bożego przez Ojca Świętego Jana Pawła II. Podczas swych podróży apostolskich nie lękał się tego, by wcześniej przygotowany, dokładnie przemyślany i spisany tekst kazania wzbogacić o żywe wspomnienia, anegdoty, skojarzenia, jakie nasuwały mu się w konkretnej sytuacji i miejscu. Jednak ubolewał nad tym, że uwaga dziennikarzy komentujących jego homilie skupia się przede wszystkim na tych osobistych wtrętach. Byt świadomy tego, że osobiste akcenty mają jedynie wzmocnić siłę słowa, które sam Bóg kieruje do zgromadzonych wiernych.
Wobec tego, co Bóg pragnie powiedzieć ludziom, wszystkie osobiste, nawet najpiękniejsze i najbardziej wzruszające, wspomnienia stają się jedynie dodatkiem. Mają one sens o tyle, o ile są podporządkowane słowu Boga. Kazanie, które ogranicza się jedynie do osobistych refleksji, jest chyba nieporozumieniem.
Według ostatnich instrukcji wydanych przez Stolicę Apostolską, sługą słowa, czyli tym, kto głosi homilię, powinien być kapłan, który w liturgii uczestniczy. Często jednak, zwłaszcza w dużych parafiach, gdzie niedzielne msze odprawiane są co godzina, na wszystkich kazanie ma jeden i ten sam ksiądz. Dobrze, gdy idzie on głosić homilię skupiony, duchowo przygotowany. Gorzej, gdy biegnie do ambony na przykład oderwany od oglądania skoków narciarskich w telewizji.
Przygotowanie duchowe lub jego brak są wyczuwalne. Idealna sytuacja to taka, kiedy kapłan wraz z wiernymi od początku przeżywa liturgię, modli się i słucha tekstów czytań.
Kapłan, który przeżywa wspólnie z ludźmi liturgię od samego początku, wypowiadając słowa: „Pan z wami” poprzedzające lekturę Ewangelii, może z pełną świadomością otworzyć przed nimi ojcowskie ramiona i przygarnąć ich pod opiekuńcze skrzydła Boga Ojca. Jeżeli kapłan, który występuje w imieniu Ojca, Syna i Ducha Świętego, troszczy się o swoją wspólnotę, tak jak dobry pasterz o owce swoje, powinien uczestniczyć z nią w całej liturgii.
Gdy zmuszony jest głosić słowo Boże podczas kilku, czasem kilkunastu mszy w ciągu dnia, nie może zapomnieć o tym, że dla tych, którzy go słuchają i którzy są otwarci na to, co Pan chce im dziś powiedzieć, taka homilia jest pierwszą i jedyną, jakiej danej niedzieli mogą wysłuchać.
Kaznodziejstwo jest charyzmatem. Nieżyjący już krakowski biskup, Jan Pietraszko, był z natury człowiekiem nieśmiałym. Natomiast kiedy wchodził na ambonę, następowała w nim przemiana, mówił z ogromną mocą, która przejmowała słuchaczy. Jego kazania przyciągały tłumy. Tak działa gratia praedicationis – łaska głoszenia. Tę trzeba jednak od czasu do czasu wspomagać wytężoną pracą nad przygotowaniem kazań. Ktoś kiedyś powiedział: „Gdyby księża przygotowywali się do kazań tyle, ile je mówią, a tyle mówili, ile się przygotowują, to byłoby naprawdę czego słuchać!”.
Kazanie przygotowane niekoniecznie znaczy długie. Podobno kiedyś ks. Mieczysław Maliński w Niedzielę Zmartwychwstania wygłosił kazanie do zakonnic: „Jezus Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał! Ale wy i tak w to nie wierzycie. Amen”. I miały nad czym myśleć… Przykład ten winien nam uświadomić, że to nie długość homilii decyduje o jej wartości, lecz jakość.
Dawniej częściej głoszono kazania tematyczne. Dziś zwraca się raczej uwagę na to, że podczas Mszy św. homilia powinna być związana z tajemnicą dnia. Kazanie tematyczne należy głosić w wyjątkowych sytuacjach, takich jak chrzest, ślub, pogrzeb.
Jeśli się głosi kazanie okolicznościowe z okazji pogrzebu, ślubu, początku i końca roku szkolnego czy różnych świąt narodowych, powinno się uwzględnić zarówno tajemnicę dnia, jak i treść czytań. W takich sytuacjach można zresztą czytania dobrać odpowiednio do potrzeby chwili. Tu także słowo Boże, a nie słowo kapłana, ma być źródłem głoszenia. Dzięki temu wspólnota Kościoła umacnia się i żywi prawdziwym pokarmem duchowym.
Niezależnie od tego, jaki rodzaj homilii jest głoszony, każdą trzeba mówić wolno i wyraźnie, tak by ludzie mogli wszystko usłyszeć i dobrze zrozumieć. Kapłan powinien nieustannie pamiętać, że mówi d o ludzi i dla ludzi. Dlatego mówiąc kazanie, nieraz kładę przed sobą kartkę z napisem: „Wolniej!!!”.
Na marginesie warto podkreślić, że zasada ta stosuje się również do modlitwy. Gdy się modlimy, musimy pamiętać, że mówimy do Boga, który nas słucha. Ojciec Joachim Badeni przypominał o tym niezwykle często. Jeżeli modlimy się, nie mając świadomości, że Bóg nas słucha, to nasza modlitwa nie ma sensu. Podobnie jest z głoszeniem kazania: jeżeli wiem, że mnie ludzie słuchają, to ze wszelkich sił staram się mówić tak, by mnie usłyszeli i zrozumieli.
Kazanie powinno trwać około dziesięciu minut, w myśl zasady: pierwsze pięć minut dla Boga, drugie dla człowieka, trzecie dla diabła. A jeszcze tak niedawno mówiono: pierwszy kwadrans dla ludzi, drugi dla Pana Boga, a trzeci dla diabła. Dla mnie najlepszą szkołą głoszenia kazań były występy w telewizji. Nieraz zdarzało mi się zabierać głos w ważnych sprawach, mając do dyspozycji pół minuty czasu antenowego. Początkowo łapałem się za głowę, pamiętałem bowiem, że zazwyczaj dopiero około czwartej minuty zaczynam przechodzić do rzeczy. Jednak po jakimś czasie okazało się, że jest to możliwe. W pewnym momencie doszedłem nawet do wniosku, że przez pół minuty można bardzo dużo powiedzieć!
Jeżeli mówi się pięć minut, trzeba wiedzieć, co chce się powiedzieć. A tymczasem dzieje się tak, że jedni wiedzą, co mówią, a inni mówią, co wiedzą. Ktoś kiedyś tak ocenił kazanie: „Ksiądz właściwie nie miał nic do powiedzenia, ale dlaczego o tym mówił przez pół godziny?”. Kiedyś pewien gruntownie wykształcony ksiądz profesor powiedział mi: „Proszę ojca, księża w ogóle nie powinni występować w telewizji. Przez trzy minuty mają się wypowiedzieć na jakiś ważny temat. To niemożliwe. Ośmieszają temat albo siebie. Gdy mnie dziennikarze proszą o wypowiedź, powiedzmy, na temat aborcji lub homoseksualizmu, zanim ja przemyślę solidnie pytanie, zbiorę materiał przygotowawczy, to okazuje się, że mam już około siedemdziesięciu stron wstępu. A całość tematu wymagać będzie omówienia na przynajmniej dwustu stronach. I jak to potem streścić w trzech zdaniach? Będąc odpowiedzialnym za słowo, nie mogę sobie na coś takiego pozwolić”. W pierwszej chwili przeraziłem się, pomyślałem: „Boże drogi, ja przez parę lat mówiłem po dwie/trzy minuty na rozmaite tematy proponowane mi przez dziennikarkę z telewizji katolickiej”. Po chwili jednak przyszła refleksja, że widocznie ksiądz profesor znakomicie się nadaje do pisania książek, nie zaś do mówienia o sprawach Bożych w telewizji. On jest od czego innego, ja od czego innego. On umie pisać, ja nie napiszę żadnej książki naukowej, ale, jak dotąd, nie słyszałem zarzutów odnośnie do prawowierności moich krótkich medialnych wystąpień.
Równie ważną sprawą jak długość kazań jest sposób mówienia. Ksiądz Karol Wojtyła aż do końca pontyfikatu jako Jan Paweł II, podobnie jak i nasz tyniecki współbrat o. Piotr Rostworowski, mówili swe kazania językiem, który nie był łatwy, ale dobrze się go słuchało. Były to jednak przypadki odosobnione. Zasada jest taka, że język powinien być dla słuchaczy zrozumiały i dostosowany do ich możliwości intelektualnych. Innym mówi się do dzieci, innym do dorosłych. Głosząc słowo Boże ludziom nauki, można posługiwać się abstrakcyjnymi pojęciami, mówiąc do górali, trzeba uwzględnić ich mentalność. Niezależnie jednak od tego, do kogo skierowane jest kazanie, zawsze należy dbać o piękno języka. Mowa powinna być ładna, czysta, pozbawiona nadmiernej liczby kolokwializmów. Każdy kapłan zobowiązany jest do tego, by wytrwale pracować nad kulturą wypowiedzi. Nie ma nic gorszego niż głoszenie słowa Bożego niedbałym językiem.
Przed kazaniem dobrze jest też pomodlić się do Ducha Świętego. Dotyczy to zarówno głoszących, jak i słuchających. W pierwszych latach kapłaństwa zdarzało mi się bardzo często prosić Pana Boga: „Panie Boże, mówię niezdarnie, spraw jednak, by Twoje słowo do kogoś dotarło, by ta moja niezdarna myśl okazała się komuś potrzebna”. Bywało, że moje kazanie do kogoś trafiało nie dzięki sile przekazu, lecz w myśl zasady: rzuć kamieniem w tłum, zawsze kogoś trafisz.
Fragment książki O Mszy świętej
Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Żródło: cspb.pl,
Autor: mj