Litewska gra pozorów
Treść
Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik
Akcja Wyborcza Polaków na Litwie opuściła, po prawie 21 miesiącach współrządzenia Litwą, koalicję rządową. A właściwie nie tyle koalicję opuściła, ile została z tej koalicji wymanewrowana. Solidnie i solidarnie napracowali się przy tym prezydent Dalia Grybauskaite i premier Algirdas Butkevičius.
Przystępując w grudniu 2012 r. do koalicji rządowej, kierownictwo Akcji Wyborczej musiało podjąć decyzję: czy w swoich postulatach programowych koncentrować się na kwestiach żywotnych dla mniejszości narodowych, w szczególności dla Polaków na Litwie, co nadawałoby AWPL charakter partii partykularnej i roszczeniowej. Czy też eksponować wymiar ogólnolitewski swojego programu; natomiast postulaty ważne dla mniejszości artykułować ze sporą dyskrecją, zyskując w rezultacie wizerunek partii odpowiedzialnej i propaństwowej.
Bilans rządów
Kierownictwo Akcji Wyborczej wybrało drugi wariant. Sztandarową postacią Akcji w rządzie był rekomendowany przez nią minister energetyki Jarosław Niewierowicz. Podejmował działania mające na celu energetyczne uniezależnienie Litwy (od Rosji), czyli realizował politykę, która (według Dalii Grybauskaite) miała zapewnić Litwie „niepodległość polityczną”. I był skuteczny. Sfinalizował odkupienie przez państwo udziałów Gazpromu w strategicznych spółkach przesyłu i dystrybucji gazu. Zdecydowanie wspierał budowę terminalu gazowego w Kłajpedzie. Energicznie zabiegał o budowę mostu energetycznego łączącego kraje bałtyckie (Litwę) z Polską (UE).
Pozornie jego działalność była powszechnie aprobowana. Chwalił go premier Butkevičius; cieszył się zaufaniem prezydent Dalii Grybauskaite. Do czasu.
Kiedy jednak udział AWPL w koalicji przestał być dla Litwinów dogodny, a sam Niewierowicz naraził się wpływowym grupom interesów, pozbyto się go bez zbędnych skrupułów i w ekspresowym tempie. Natomiast Akcję wmanewrowano w sytuację, że stanął przed nią wybór – kapitulacja albo opuszczenie koalicji. I Akcja wybrała.
Oczywiście Akcja Wyborcza dążyła do usunięcia przynajmniej niektórych bolączek ludności polskiej (szerzej – mniejszości narodowych). Skupiała się na kwestiach polskiej oświaty (odwołanie kontrowersyjnej reformy szkolnictwa), konieczności ponownego wprowadzenia do litewskiego systemu prawnego ustawy o mniejszościach narodowych, pisowni nazwisk polskich w dokumentach oficjalnych oraz podwójnego (litewskiego i polskiego) nazewnictwa miejscowości i ulic.
We wszystkich tych kwestiach, poza oświatą, miała werbalne poparcie koalicjantów. Większość problemów podnoszonych przez Polaków znalazła się w zaaprobowanym przez wszystkich członków koalicji programie rządu. Gwarantował on Polakom „odsunięcie w czasie wdrożenia jednolitego egzaminu z języka litewskiego dla szkół mniejszości i litewskich […], dokończenie procesu zwrotu ziemi byłym właścicielom […]”, przygotowanie projektu ustawy o mniejszościach narodowych, utworzenie Departamentu Mniejszości Narodowych, który miał się zająć rozwiązaniem kwestii pisowni imion i nazwisk oraz pisowni nazw ulic i miejscowości.
Poparcie dla postulatów Polaków wyrażano także w licznych deklaracjach słownych. Celowali w tym szczególnie politycy głównej siły koalicyjnej – socjaldemokratów, zwłaszcza minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius. Wypowiadał się wielokrotnie, zawsze w tonie aprobatywnym dla Polaków.
Inną taktykę przyjął natomiast premier Butkevičius. Odwołując się do klasyka: w kwestii praw mniejszości był za, a nawet przeciw.
Można by powiedzieć, że prowadził grę w złego i dobrego policjanta – złego Butkevičiusa i dobrego Butkevičiusa; czasami w tej samej wypowiedzi.
Przykładem niechętnej postawy premiera wobec Polaków była jego reakcja na horrendalną grzywnę, jaką wymierzył litewski sąd administratorowi rejonu solecznickiego Bolesławowi Daszkiewiczowi za nieusunięcie prywatnych (umieszczanych na prywatnych domach) dwujęzycznych tablic z nazwami ulic. – Nie mogę oczywiście wywierać wpływu na sądy, ale moim zdaniem wysokość tej grzywny jest nieadekwatna do wykroczenia – powiedział 10 stycznia 2014 r. w wywiadzie dla polskiej rozgłośni w Wilnie Radio Znad Wilii.
Premier oficjalnie nie może wywierać wpływu na sądy. Tyle że inicjatorem stawiania przed sądem administratorów rejonów solecznickiego (Bolesław Daszkiewicz) i wileńskiego (Lucyna Kotłowska) jest „pełnomocnik rządu w powiecie wileńskim, konserwatysta Audrius Skaistys”. A na niego premier może wywierać wpływ jak najbardziej. Włącznie z wyrzuceniem go za sabotowanie polityki rządu wobec Polaków na Litwie. Tyle że Audrius Skaistys nie tylko, że zachował stanowisko, ale nadal prowadzi swoją działalność, musi więc mieć aprobatę premiera.
Przyjęta przez Butkevičiusa metoda realizacji – a właściwie nierealizacji – polskich postulatów miała określone, a zarazem łatwe do przewidzenia skutki. Każda zapowiedź uczynienia jakichkolwiek koncesji wobec Polaków powodowała wściekłe wrzaski prominentnych litewskich polityków oraz mediów. Pojawiały się one regularnie po każdej zapowiedzi i były praktycznie porównywalne z protestami, jakie wywołałyby rzeczywiste koncesje. Tylko że wtedy protesty po jakimś czasie by ucichły, bo nowych powodów do protestowania by nie było.
Szczególną rolę w eskalacji i medialności protestów odgrywała „żelazna Dalia”, pardon, „dama” litewskiej polityki, czyli prezydent Dalia Grybauskait
Autor: mj