Litania nieścisłości

Treść
W świetle prawa o dowodach, gdyby zaprzeczyć i nic innego by nie znaleziono, w żadnym procesie nikt nie zostałby uznany za winnego tego, że był tajnym współpracownikiem służb PRL-owskich - tak o zawartości teczki ks. abp. Stanisława Wielgusa mówił w sobotę na antenie Radia Maryja były prokurator krajowy Włodzimierz Blajerski. Dogłębnie analizując i podając w wątpliwość wiarygodność zawartych tam informacji, za niepokojący uznał zwłaszcza fakt, iż prokuratura nie podjęła dotychczas żadnych działań w tej sprawie.
Zdaniem prokuratora Blajerskiego, który przez kilkanaście lat był ścigany przez służby PRL, ujawniona teczka przypisywana ks. abp. Wielgusowi - nawet gdyby przyjąć, że jest dowodem - nie dawała żadnych podstaw do wyrażania oskarżających opinii, które zostały sformułowane tuż przed jego zerwanym ingresem. Analizując dokumenty, w których pojawia się szereg nieścisłości, prokurator stwierdził, że wiele wskazuje na to, iż były one ujawniane w panice i pochopnie, a ksiądz arcybiskup mógł być jedynie osobą rozpracowywaną i pokrzywdzoną. Zaznaczył też, że dokumenty te, które za czasów sprawowania funkcji szefa Agencji Wywiadu przez Zbigniewa Siemiątkowskiego znajdowały się w tzw. pakiecie zastrzeżonym, zostały ujawnione bezprawnie; pytanie tylko - kto to zrobił. Jak wskazał, materiały te były częścią akt wywiadu, których odtajnienie znajdowało się w gestii tylko prezesa IPN, wyłącznie za zgodą szefa Agencji Wywiadu. - Jaki był zatem tryb odtajnienia tych dokumentów oraz kto i kiedy to uczynił? - pytał prokurator Blajerski.
Stwierdził, że w tej sprawie zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień przez któregoś z funkcjonariuszy IPN, a co za tym idzie, konieczne wydaje się zbadanie tych okoliczności w trybie procesowym. Tymczasem tego nie uczyniono. Blajerski zaznaczył ponadto, że zna od przeszło 20 lat ks. abp. Wielgusa i ma poważne wątpliwości, czy materiały zawarte w dokumentach, a dotyczące chociażby rodziny, rzeczywiście odnoszą się do jego osoby. - Są to materiały bardzo ogólnikowe, w dużej mierze nieprawdziwe i nie ma pewności, czy nie zostały spreparowane i zmanipulowane - zaznaczył. W opinii prokuratora, podstawą śledztwa prokuratorskiego powinno być także ujawnienie - sprzeczne z ustawą o ochronie danych osobowych - nazwisk i adresów członków rodziny hierarchy.
W teczce przypisywanej ks. abp. Wielgusowi brakuje konkretów. - Gdyby mieli jakąkolwiek konkretną informację, chociażby jedną osobę, którą namierzono lub zwerbowano, to byłaby ona tu wymieniona. Podano by to także jako przykład znakomitej pracy. Tymczasem nie ma tu ani jednego konkretu - argumentował prokurator Blajerski. Zdaniem gościa "Rozmów niedokończonych", kłamstwem - co wynika z analizy teczki - jest także pobieranie wynagrodzenia przez agenta o pseudonimie "Grey". W jednym miejscu raport ów mówi, że - jak relacjonował prokurator - "Grey" wynagradzany był okresowo wartościowymi upominkami, a w innym miejscu kolejny autor raportu, funkcjonariusz Mazurek, pisze, że "Grey" podkreślił, iż w stosunkach między nimi nie może być elementu finansowego. W opinii Włodzimierza Blajerskiego, jest to jawna próba przerzucenia na kogoś odpowiedzialności za przywłaszczane przez funkcjonariuszy fanty, pieniądze czy nagrody.
- Żenujące z punktu widzenia służby wywiadu jest także nazwanie kadrowym współpracownikiem człowieka, który ubiega się o paszport - dowodził Blajerski. O jawnej manipulacji w odniesieniu do księdza świadczy także brak osobiście sformułowanego przez niego (z podpisem z imienia i nazwiska) dokumentu o wszczęciu współpracy. Powstaje zatem pytanie, kto spreparował ten dokument. Zdaniem prokuratora, wiele wskazuje na to, że teczka arcybiskupa mogła być sfałszowana, a niezgodności, które zawiera, powinny być tropem dla prokuratury. Jest to tym bardziej konieczne, że analiza grafologiczna podpisu "Grey", sporządzona na podstawie kopii mikrofilmu, podobnie jak cała teczka, świadczą z dużym prawdopodobieństwem, że dokumenty te zostały sfałszowane i spreparowane. Warto też pamiętać, że kopia wprawdzie utrudnia, ale nie uniemożliwia przeprowadzenia analizy porównawczej. W opinii byłego prokuratora krajowego, analizie należałoby poddać nie tylko podpis, ale i sam mikrofilm. - Wszystkie notatki dotyczące spotkań z tzw. Greyem czy nawet z arcybiskupem Wielgusem to raz stworzony i ciągle powielany, bezwartościowy materiał, w którym brakuje jakichkolwiek konkretów współpracy. Nie ma tam ani jednego rozpracowania, naprowadzenia, ani też jakiejkolwiek korzyści, którą miałby aparat bezpieczeństwa, a zatem są to bezwartościowe raporty - uważa Blajerski.
Krzywdy należy wynagradzać
W sprawie ujawnienia akt przypisywanych ks. arcybiskupowi Wielgusowi zachodzi podejrzenie popełnienia kilku przestępstw. - To, co się wydarzyło, można śmiało nazwać manipulacją aktami, która odpowiednio kierowana miała za zadanie skrzywdzić konkretnego człowieka. Czy była to zwyczajna złośliwość, czy może przestępstwo, to powinno wyjaśnić śledztwo, przesłuchania świadków i osób, które w sposób ewidentny brały w tym udział i podstawiły opisane dokumenty w miejsce rzeczywistych, oraz ekspertyzy kryminalistyczne dotyczące dokumentów i mikrofilmu. Dopiero dogłębne zbadanie sprawy dałoby odpowiedź na pytanie, jak głęboko próbowano ingerować w stosunki państwo - Kościół - podsumował prok. Blajerski.
Wyraził również zdziwienie faktem nierzetelności warsztatowej w stanowisku komisji powołanej przez rzecznika praw obywatelskich, który zgodnie z ustawowymi obowiązkami powinien bronić zagrożonej godności człowieka, a tego nie zrobił, ale także w orzeczeniu kościelnej komisji historycznej. Jak zaznaczył, zgodnie z prawem konieczne jest wynagrodzenie krzywd wyrządzonych ks. abp. Wielgusowi i całemu społeczeństwu, a także wyciągnięcie wniosków z tej lekcji. W innym wypadku próby ingerowania w obsadę stanowisk kościelnych, choć niedopuszczalne, przy biernej postawie wiernych, ale także hierarchii, mogą się stać powszechną praktyką osłabiania Kościoła, który zgodnie ze swoim powołaniem pełni rolę moralnego autorytetu. Dlatego konieczne jest znalezienie i osądzenie winnych tej głęboko posuniętej manipulacji.
Mariusz Kamieniecki
"Nasz Dziennik" 2007-02-12
Autor: wa