Listy z celi
Treść
Pośród 848 zebranych w książce listów można znaleźć wiele pisanych właśnie do ludzi świeckich. Warto prześledzić, jak ci Starcy, pozostający w odosobnieniu, potrafią rozeznać problemy świata, dla nich, zewnętrznego i pozostawać w żywej, twórczej relacji z osobami proszącymi o kierownictwo duchowe.
Barsanufiusz i Jan to dwaj mnisi: cenobici i anachoreci. Cenobici, ponieważ byli częścią wspólnoty mnichów żyjących na pustyni Gazy, której opatem był Seridos. Anachoreci, ponieważ wybrali życie w odosobnieniu pomiędzy braćmi. Ich sposobem utrzymywania relacji z otaczającym ich światem były listy (to także tytuł opisywanej książki), w których udzielali odpowiedzi na im zadawane pytania. Prowadzić życie pustelnicze we wspólnocie, to nie lada wyzwanie, tym bardziej, że byli znanymi i bardzo szanowanymi Starcami. Ich obecność w danym miejscu wzbudzała sensację, jakbyśmy powiedzieli dzisiaj, czasem niezdrową, podszytą zazdrością. Każdy przełożony wspólnoty chciałby ich gościć u siebie.
Ten krótki wstęp przedstawia wątki, na które zwróciłem uwagę czytając Listy Barsanufiusza i Jana. Po pierwsze: prowadzić życie pustelnicze wśród ludzi. Pustynia w mieście tytuł książki Carlo Carretto, którą czytałem dawno temu, przypomina oksymoron. Jest to jednak uwspółcześniona wersja życia prowadzonego przez Starców z Gazy. Jest to także propozycja dla współczesnego człowieka, otoczonego zgiełkiem i natłokiem różnych spraw. W odcinku Minuta #174 ze Świętym Benedyktem do odsłuchania na YouTube o. Szymon Hiżycki OSB wyjaśnia organizację życia monastycznego sprzyjającą unikaniu grzechu. Istotą jest dobra organizacja, nie mury klasztorne, czy cela anachorety. Owszem, dla mnichów te możliwości pozostawania poza wpływem tzw. świata są jak najbardziej wskazane, jednak ludzie świeccy żyją i działają w środowisku mocno toksycznym. Jednak i tu można znaleźć swoją pustynię, bez uciekania w egzotyczne rejony świata. Pustynia, marzenie anachoretów, taka ze skałą dającą cień, krystalicznym źródełkiem i palmami daktylowymi, może rozwijać się wewnątrz człowieka. Kilka lat temu, zwiedzając wystawę prac Andreasa Bernharda Lyonela Feiningera, amerykańskiego fotografa niemieckiego pochodzenia, stanąłem przed zdjęciem przedstawiającym zatłoczoną nowojorską ulicę w skwarny dzień w godzinach szczytu. W jednej chwili usłyszałem nerwowe klaksony samochodów, poczułem zapach spalin i palącego słońca na twarzy, miałem wrażenie, że przeciskam się przez gnający w różne strony tłum bezimiennych ludzi. Wszystko to za sprawą jednego, czarno-białego zdjęcia, zrobionego aparatem wielkoformatowym przy użyciu obiektywu o długiej ogniskowej. To tylko jedno ujęcie ulotnej chwili z życia wielkiego miasta. Jednak gdy się przyjrzeć naszemu życiu, przebiega ono podobnie. Gdzie w tym wszystkim znaleźć miejsce i czas na pustynię?
O dziwo, z takimi problemami stykali się ludzie piszący do Brasanufiusza i Jana kilkanaście wieków temu. Żyli w zgiełku codziennych spraw, ale pragnęli pielęgnować w sobie ciszę i pustynię. Pośród 848 zebranych w książce listów można znaleźć wiele pisanych właśnie do ludzi świeckich. Warto prześledzić, jak ci Starcy, pozostający w odosobnieniu, potrafią rozeznać problemy świata, dla nich, zewnętrznego i pozostawać w żywej, twórczej relacji z osobami proszącymi o kierownictwo duchowe. Ta część zbioru pism jest szczególnie ciekawa i przydatna każdemu, bez względu na stan i zajęcia, jakimi się para.
Zbiór listów Barsanufiusza i Jana kwalifikuję do książek, których się nie czyta od deski do deski. Warto do niej zaglądać, warto poddać się kierownictwu tych doświadczonych mnichów-anachoretów. Jak już wspomniałem we wstępie, istotnym wątkiem jest żywotność relacji Starców z proszącymi ich o radę ludźmi. Ukryci, ale ciągle obecni, zamknięci w celach, a jednak promieniujący jasnym światłem, nieobecni ciałem pomiędzy ludźmi, ale wyczuwalni na każdym kroku. O sile ich ducha świadczy i to, że mogli milczeć (co też zrobili pod koniec swojego życia), a i tak wszyscy liczyli się z ich niemą obecnością. Jakby przy okazji wychowywali swoich równie znamienitych następców, jak chociażby Doroteusza z Gazy, którego Pisma ascetyczne zawierają potężną dawkę duchowej wiedzy.
Książki, ja ta, mogą wywoływać wrażenie, że to tylko echo zamierzchłych czasów, które minęły i już nie wrócą. Nie muszą wracać. Jak mawia o. Włodzimierz Zatorski OSB w życiu najważniejsze jest życie, tu i teraz, bez tęsknoty za przeszłością i snuciem marzeń o przyszłości. Siedząc przed ekranem komputera i pisząc te słowa zastanawiam się, od którego momentu zaczyna się przeszłość – czy to moment, w którym została zapisana ostatnia litera tego słowa, albo spacja po nim następująca? A przyszłość – myślę o tym, co napisać, by chwilę później utrwalić to za pomocą klawiatury w pliku. Moment teraźniejszości jest nieuchwytny, ponieważ to nie jest moment, tylko ciągły proces przechodzenia przyszłości w przeszłość, tego, co możliwe, w to, co jest już oczywiste. Dwaj Starcy swoimi listami utrwalają na wieki to, co możliwe i zarazem oczywiste. Można ich pisma czytać i zachwycać się głębią ducha wielkich anachoretów, ale nie o strawę intelektualną tu chodzi. Lepiej przeczytać jeden list i podjąć starania by wdrażać w życiu rady Barsanufiusza i Jana.
Warto w tym miejscu wspomnieć o trudności, jaka pojawia się w związku z kierownictwem duchowym, nawet takim z bardzo odległej przeszłości. Powszechnym zjawiskiem jest podważanie wszelkich autorytetów, także przez chrześcijan. Na różnych forach dyskusyjnych pełno jest wypowiedzi tych, co „wiedzą lepiej” od kapłanów, biskupów, nawet Ojca Świętego. Często argumentowane to jest tzw. świętym oburzeniem, uzasadnionym – według krytyków – jakąś wartością przez nich cenioną. Brak pokornej refleksji i milczenia – dwóch podstawowych cech ucznia, który powinien słuchać i zachowywać w sercu to, co najcenniejsze, mając zarazem na uwadze, że jego zdanie jest nieistotne. W czasach Barsanufiusza i Jana nie było mediów, środków masowego przekazu, Internetu. Na odpowiedź czekało się wiele miesięcy, a koszty dostarczenia przesyłki, czy listu były znaczne. Informacja – jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli – była dosłownie bardzo cenna. Nie podejmowało się trudów i kosztów po to, by ją zlekceważyć, gdy coś w niej nie było po myśli odbiorcy. Poza tym prośba o radę była równa prośbie o lekarstwo dla duszy, być może gorzkie i nieprzyjemne, ale uzdrawiające. Teraz informacja ma zazwyczaj charakter i moc narkotyku: potrzeba jej więcej i więcej by zaspokoić – właśnie: co? W tym zalewie nic niewartych treści listy Starców, choć zawierają bezcenne wskazówki, toną niezauważone. Dobrze się stało, że te oraz inne pisma ascetyczne są utrwalane, jednak nie trafiają na listy bestsellerów. Może kolejne generacje będą bardziej spragnione tego, co ma do zaoferowania pustynia, ta zamieszkiwana kiedyś przez czcigodnych Ojców, jak i ta, którą można rozwijać i nosić w sobie, dzięki ich pouczeniom.
Henryk Metz – kierownik projektów i programów w branży IT oraz ekspert/trener metod ciągłego doskonalenia. Ikonopisarz, członek Senatu Śląskiej Szkoły Ikonograficznej, reprezentuje Wydział Światło i Zbawienie ŚSI. Wraz z żoną Zofią pomaga zainteresowanym poznawać i doskonalić się w sztuce pisania ikon we wspólnocie Ikonopisarzy Wszystkich Świętych przy parafii pw. Wszystkich Świętych w Gliwicach.
Żródło: cspb.pl, 9 listopada 2020
Autor: mj