Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Listkiewicz cierpi i zostaje

Treść

Michał Listkiewicz zapowiedział podczas Walnego Zgromadzenia Sprawozdawczo-Statutowego PZPN, że nie będzie kandydował w najbliższych wyborach związku. Nie podał się jednak do dymisji, co jeszcze ponad miesiąc temu obwieszczał wszem i wobec. Zdołał jednak poinformować, iż za kierowanie piłkarską centralą płaci wysoką cenę.

Właśnie czynnik osobisty ("cierpię ja, cierpią moi bliscy") jest jednym z najpoważniejszych, jeśli nie najpoważniejszym, powodów, dla których Listkiewicz nie będzie ubiegał się o reelekcję. Co prawda 19 września prezes zapowiadał, że do dymisji poda się 27 października, ale wczoraj nie zdecydował się na ten krok. - Mam tylko nadzieję, iż starczy mi sił do kierowania związkiem do najbliższych wyborów - stwierdził. Kiedy zatem na czele polskiej piłki stanie ktoś nowy, trudno powiedzieć. Listkiewicz ma się dobrze, czuje się mocny, a jego świta wciąż jest liczna. W piątek dołączył do niej obecny na zjeździe Michel Platini, były znakomity piłkarz, który w styczniu będzie kandydował na szefa UEFA. Francuz nie ukrywa, że liczy na poparcie prezesa PZPN.
Zgodnie z przewidywaniami Listkiewicz przedstawiał wczoraj związek z jak najlepszej strony. Mówił m.in. o awansie reprezentacji do finałów mistrzostw świata, udanych meczach drużyny pod wodzą Leo Beenhakkera, szansach na organizację finałów mistrzostw Europy w 2012 roku. - Nie docenialiśmy czarnego PR - skwitował fatalną atmosferę, jaką związek jest otoczony od dłuższego czasu. Nie omieszkał wrzucić również kamyczka do ogródka ministra sportu, Tomasza Lipca. - Osławiony artykuł 23 ustawy o sporcie kwalifikowanym jest hańbą w polskiej demokracji. Politycy nie powinni mieć możliwości ingerencji w działalność władz niezależnego związku - powiedział. Na podstawie wspomnianego artykułu minister zamierzał wprowadzić do związku kuratora i zawiesić dotychczasowe władze.
PZPN ma się dobrze. Skutecznie reaguje na aferę korupcyjną, działa uczciwie, nie ma sobie nic do zarzucenia. Takie wrażenie można było odnieść z wczorajszych obrad.
Pisk



Michał Listkiewicz został demokratycznie wybrany na funkcję prezesa PZPN i ma prawo ją pełnić do końca kadencji. Musi się jednak zdecydować, gdyż spekulacjami o dymisji wprowadza tylko zamieszanie - uważa Zbigniew Boniek, jeden z prawie dwustu delegatów na zgromadzenie związku. Były reprezentant Polski dodaje: - Zjazd został zwołany w wyniku konfliktu między PZPN a Ministerstwem Sportu. Jednak po wizycie u prezydenta FIFA Seppa Blattera i powołaniu komisji, która pracuje nad nowym statutem, ten konflikt został zażegnany i zjazd stał się niepotrzebny. Jednak zaproszenia już rozesłano i w ostatniej chwili nie wypadało go odwoływać.
Jego zdaniem, problem statutu związku jest "sztuczny". - Według starego statutu też można pracować skutecznie, co czyniono przez lata. Zmiany, które mamy przegłosować, są kosmetyczne. Można je przegłosować w pół godziny i tyle powinien trwać ten zjazd. Najważniejsze kwestie, czyli ordynacja wyborcza, podział mandatów między kluby ligowe a okręgowe związki oraz ilość członków zarządu i sposób ich wyboru nie będą przecież podczas tego zjazdu omawiane - podkreślił.
Pisk, PAP

"Nasz Dziennik" 2006-10-28

Autor: wa

Tagi: listkiewicz pzpn