List z Polski
Treść
Kanał 2 holenderskiej telewizji VPRO w programie "Tagenlicht" wyemitował film dokumentalny pt. "List z Polski", obrazujący, w jaki sposób katastrofa smoleńska wpisuje się w prowadzoną od setek lat imperialną politykę Rosji. W materiale wyreżyserowanym przez Mariusza Pilisa postawiono serię fundamentalnych pytań w kwestii tej tragedii, na które do dziś nie odpowiedziały ani władze w Warszawie, ani w Moskwie. Dokument w bardzo sugestywny sposób wskazuje, jak Moskwa dąży do zdominowania Europy Środkowej i uczynienia z niej strefy swoich wpływów. Autorzy obrazu, analizując politykę Rosji na przestrzeni ostatnich kilkuset lat, stwierdzają, że hipoteza zamachu pod Smoleńskiem wcale nie jest "wzięta z kapelusza".
"Witajcie, przyjaciele. Piszę do Was ten list z Krakowa w Polsce. Najprawdopodobniej kiedy przeczytacie mój list, uznacie, że jestem szalony lub przynajmniej, że wszystko w tym liście jest niedorzeczne. I wiecie co? Ja mam nawet nadzieję, że macie rację. Mam nadzieję, że to tylko halucynacje lub, w najgorszym wypadku, koszmar" - te słowa wypowiedziane przez narratora rozpoczynają film "List z Polski" poświęcony katastrofie rządowego Tu-154M pod Smoleńskiem. Jego autor stwierdza, że być może historia pokaże, że się mylił, i że rzeczywiście to wszystko, co w nim przedstawia, nie jest prawdą, lecz - jak zaznacza - chce się z widzami podzielić swoimi obawami, które narastają od 10 kwietnia.
Tysiące pytań i wątpliwości
Twórcy filmu dostrzegają, że bardzo niewiele mediów w Polsce stara się rzetelnie informować o wydarzeniach w Smoleńsku. Praktycznie nikt nie wspomina o możliwości zamachu na życie prezydenta RP i 95 innych osób. Reżyser podkreśla, że dzieje się tak, mimo że polska prokuratura do tej pory nie wykluczyła tej hipotezy. Autor dość jednoznacznie daje do zrozumienia, iż lansowaną w mediach tezę o błędzie pilotów stworzył już w kilkadziesiąt minut po katastrofie rosyjski rząd. Jak dodaje, na szczęście znaczna część naszego społeczeństwa "nie kupuje" tej tezy. Podobnie jest ze stwierdzeniami, że polscy piloci nie znali języka rosyjskiego i byli źle wyszkoleni. Pomimo że tezy te zostały już dawno obalone, jednak wciąż żyją swoim życiem w przestrzeni medialnej.
W filmie wypowiadają się eksperci sygnalizujący, że w przypadku rosyjskiego śledztwa mogło dojść do manipulacji materiałami dowodowymi. Tak jest choćby ze stenogramami z zapisów czarnych skrzynek, które, jak informował wielokrotnie także "Nasz Dziennik", są niekompletne, i co wysoce prawdopodobne - zmanipulowane. Przytaczane są także wypowiedzi rodzin ofiar. Wskazują one, że np. protokoły sekcji zwłok z całą pewnością zostały poddane pewnym "korektom". Świadczy o tym fakt, iż nadal są niedostępne. - Czego dotknie się głębiej, to rodzą się setki wątpliwości. A tych wątpliwości nie jest coraz mniej, tylko coraz więcej - mówi Zuzanna Kurtyka, wdowa po szefie IPN Januszu Kurtyce. Twórcy dokumentu zgadzają się z tym stwierdzeniem i przedstawiają kolejne pytania, na które do dziś władze nie udzielają odpowiedzi. Chodzi m.in. o to, dlaczego Rosja nie oddała nam do tej pory naszej własności, czyli wraku tupolewa, czarnych skrzynek oraz innych dowodów rzeczowych. Dlaczego miejsce katastrofy w ogóle nie zostało zabezpieczone przez ponad sześć miesięcy? Dlaczego wrak maszyny niszczeje pozostawiony pod gołym niebem, jest narażony na wilgoć, wiatr, deszcz i inne czynniki zewnętrzne? I wiele, wiele innych.
Czemu ma posłużyć kłamstwo smoleńskie?
"Przyczyny katastrofy można znaleźć tylko wtedy, jeśli naprawdę się ich szuka" - stwierdza narrator. Duża część filmu poświęcona jest odpowiedzi na pytanie, czemu ani Polska, ani Rosja tej przyczyny nie szukają. Przypominając, że polski rząd pod kierownictwem premiera Donalda Tuska zdecydował się nie przejmować śledztwa w tej sprawie, gdyż jak uzasadniono, "byłoby to źle przyjęte", autor filmu daje jasno do zrozumienia, iż od początku wszystko, co istotne, trafia w ręce strony rosyjskiej. Dokumentaliści dość jednoznacznie krytykują taką postawę bezgranicznego zaufania Moskwie i powierzenia im pełnej odpowiedzialności za dochodzenie dotyczące najpoważniejszej w historii katastrofy lotniczej w Polsce. - Polska nie może dowiedzieć się niczego w sprawie śmierci własnego prezydenta. (...) Tylko musi prosić o to inne państwo, za każdym razem. I to państwo, którego elitę trudno traktować jak elitę przeciętnego państwa demokratycznego - mówi prof. Andrzej Nowak, sowietolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przypomina, że wobec takiej elity bardzo trudno o zaufanie, jakim obdarzył ją rząd Tuska. Zwracanie się do takich osób prof. Nowak nazywa wprost "upokorzeniem się państwa polskiego". - Na tysiąc osób reprezentujących najwyższe stanowiska w Rosji (...) nie mniej niż 70 proc. wywodzi się ze służb specjalnych, czyli KGB czy GRU. To nie jest normalna elita władzy - podsumowuje. Twórcy dokumentu przypominają, że ta elita na czele z Putinem ma już na sumieniu śmierć licznych opozycjonistów w Rosji, takich jak Anna Politkowska, czy byłych szpiegów, jak Aleksander Litwinienko, a także jest odpowiedzialna za wysadzenie bloków mieszkalnych z własnym obywatelami, by doprowadzić do wojny z Czeczenią. To wszystko, zdaniem autorów filmu, wskazuje, że hipoteza o zamachu na życie prezydenta RP jest jak najbardziej zdroworozsądkowa.
Także długoletnia historia stosunków polsko-rosyjskich, a w szczególności postrzegania naszego kraju przez Moskwę na przestrzeni wieków sprawia, że wiara Tuska w dobre intencje Władimira Putina budzi co najmniej zdziwienie reżysera. Przywołuje on wypowiedzi rosyjskich dysydentów, którzy przestrzegają przed takim postrzeganiem szefa rządu Rosji. Władimir Bukowski, były więzień łagrów, jednoznacznie stwierdza w filmie, że wobec takiego postępowania polskich władz suwerenność Polski jest zagrożona. W filmie przywoływane są liczne przykłady zdrady, podstępu i kłamstw, jakich dopuszczała się Moskwa wobec naszego Narodu. Autorzy cofają się aż do XVIII wieku i rozbiorów Polski, w wyniku których Rosji przypadło aż 82 proc. naszego terytorium. Przypominają atak z 17 września 1939 roku, sojusz z hitlerowskimi Niemcami, wywózki na Syberię, a także mord na polskich oficerach w Katyniu w 1940 roku. Podkreślają, że to właśnie zbrodnia katyńska, do której Kreml nie chce przyznać się do dziś, legła u podstaw umocnienia władzy komunistycznej w Polsce w latach 1945-1989. Wobec tego zadają pytanie: czemu ma służyć celowe zaciemnianie sytuacji wokół katastrofy smoleńskiej? Dlaczego wciąż nie możemy dotrzeć do prawdy na ten temat? Dlaczego nad śledztwem zawisła gęsta mgła, taka jak 10 kwietnia spowiła lotnisko Siewiernyj, gdy miał na nim lądować prezydent wraz z 95 przedstawicielami polskiej elity? Dokument Mariusza Pilisa kończy się wielce wymowną sceną, która przedstawia maszynę służącą do wytwarzania sztucznej mgły będącą na stanie rosyjskiej armii.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2010-10-28
Autor: jc