Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Limit na zdrowie

Treść

Rośnie fala niezadowolenia z godzącej w żywotne interesy państwa polskiego i jego obywateli polityki postkomunistycznego rządu. Wygląda na to, że do protestujących hutników, górników i robotników ostrowskiego "Wagonu" mogą niebawem dołączyć lekarze i pielęgniarki. Związkowcy działający w publicznych placówkach służby zdrowia chcą, by rząd natychmiast wycofał się z prac nad szkodliwymi społecznie projektami zmian w systemie ochrony zdrowia. Pomysły te, jak twierdzi "Solidarność", godzą nie tylko w dobro pacjentów, ale i w bezpieczeństwo państwa.
Późnym wieczorem we wtorek Rada Krajowej Sekcji Służby Zdrowia NSZZ "Solidarność" przekształciła się w Komitet Protestacyjno-Strajkowy. Związkowcy zapowiadają, że użyją wszelkich dostępnych środków, by zmusić rządzących do rezygnacji z forsowanej przez Ministerstwo Zdrowia koncepcji restrukturyzacji i zmian prawnych obejmujących zakłady opieki zdrowotnej. Decyzja "Solidarności" to reakcja na proponowaną przez rząd reformę systemu opieki zdrowotnej. W opinii związkowców, forsowane przez Ministerstwo Zdrowia zmiany doprowadzą do obniżenia dostępności usług medycznych dla pacjentów na skutek pełnego urynkowienia służby zdrowia. Doprowadzić do tego ma przede wszystkim planowana komercjalizacja publicznych zakładów opieki zdrowotnej. To rozwiązanie, zmieniające ZOZ-y w spółki prawa handlowego, spowoduje - jak twierdzą związkowcy - ekonomizację, czyli nastawienie na zysk, a nie na skuteczne leczenie, czyli dobro pacjenta; możliwość ogłoszenia upadłości szpitali i przychodni; ich likwidację oraz dziką prywatyzację placówek medycznych.
- Decyzja nasza spowodowana jest ogólną sytuacją w służbie zdrowia, ale kielich goryczy przelały propozycje rządowe przyjęte 18 sierpnia br., w których zapisane jest, że wszystkie szpitale będą przekształcane w spółki prawa handlowego - powiedziała nam Maria Ochman, przewodnicząca Komitetu Protestacyjno-Strajkowego Krajowej Sekcji Służby Zdrowia NSZZ "Solidarność". - Proponuje się oddawanie szpitali w ręce kapitału spekulacyjnego, ponieważ jedną z propozycji, o których mówi się w dokumencie rządowym, jest oddawanie akcji w przyszłych spółkach, czyli w szpitalach, za posiadane długi. To jest nic innego jak dzika prywatyzacja i dalszy niepewny los tego, czy w ogóle będziemy mieli się gdzie leczyć - wyjaśnia Ochman.
Postulaty "Solidarności" popiera Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych. - Nie godzimy się z takimi założeniami, które będą godziły w pracownika, a przede wszystkim w pacjenta. My nie zgadzamy się na prywatyzację, na żadne spółki prawa handlowego, uważając, że zdrowiem i życiem nie można handlować - mówi Bożena Banachowicz, szefowa Związku.
Część obaw związkowców podziela środowisko lekarskie. W opinii Krzysztofa Bukiela, przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, prywatyzacja na zasadach proponowanych przez resort jest nie do przyjęcia. Lekarze są jednak skłonni poprzeć pod pewnymi warunkami jakąś formę sprywatyzowania usług medycznych. Podkreślają jednak, że prywatyzacja powinna być zaledwie jednym z elementów zmian w całym systemie ochrony zdrowia, a nie jej zasadniczym filarem. - Trudno się spodziewać, by tylko ten jeden element przyniósł widoczną poprawę dla pacjentów - wyjaśnia Bukiel.
Największy sprzeciw krytyków rządowego projektu zmian w systemie opieki zdrowotnej budzi nowelizacja ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, przewidująca funkcjonowanie placówek medycznych według reguł spółek handlowych i regulująca czas pracy pracowników służby zdrowia. Wydłuża ona czas pracy bez jakichkolwiek rekompensat finansowych. Spowoduje to nie tylko finansową i moralną degradację zawodu lekarza, ale również utratę miejsc pracy. Ilu? Tego nie wie nikt, bo ministerstwo nie przeprowadziło nawet stosownych szacunków. Dotknie to w szczególności tych grup zawodowych, które pracują w warunkach szkodliwych dla zdrowia, np. radiologów, pracowników radioterapii, medycyny nuklearnej czy fizykoterapii. - Nasza decyzja nie mogła być więc inna. Liczymy na to, że rząd pod wpływem opinii społecznej wycofa te propozycje, które godzą w bezpieczeństwo naszego kraju - twierdzi Maria Ochman, przewodnicząca Komitetu Protestacyjno-Strajkowego Krajowej Sekcji Służby Zdrowia NSZZ "Solidarność".
Związkowcy zwracają uwagę, że założenia przyjęte przez rząd Leszka Millera przewidują niebezpieczne dla społeczeństwa: nowelizację ustawy o ZOZ-ach oraz wprowadzenie nowej ustawy o pomocy publicznej i restrukturyzacji tychże zakładów. "Solidarność" chce społecznych konsultacji na ten temat. - Tu możemy mówić o poważnym zaniedbaniu, ponieważ my o tych propozycjach dowiedzieliśmy się dzięki mediom. Oficjalnie jednak "Solidarność" i inne związki zawodowe takich propozycji nie otrzymały nawet do konsultacji. Trudno nawet sobie wyobrazić skutki tych zmian - tłumaczy Ochman.
Pracownicy biura prasowego Ministerstwa Zdrowia nie byli wczoraj w stanie ustosunkować się do związkowych postulatów. - Obsługa prasowa nie ma na ten temat żadnej wiedzy, ale to w żadnym stopniu nie świadczy o tym, co pan minister z tym zrobi, ewentualnie nie zrobi - powiedział nam Piotr Jóźwicki z biura prasowego resortu.
Agnieszka Sularz



W kolejce po zdrowie
Rządową propozycję zmian w systemie służby zdrowia komentuje Hanna Trochińczuk-Fidut, przewodnicząca Regionalnego Sekretariatu Ochrony Zdrowia na Dolnym Śląsku:
Bardzo dobrze, że Krajowa Sekcja Służby Zdrowia przekształciła się w Komitet Protestacyjno-Strajkowy. Ja już czekam na akcję ogólnopolską, bo to, co się dzieje ze służbą zdrowia, jest nie do pomyślenia. Jeszcze trochę, jeśli będziemy siedzieć cicho, ten rząd tak nas spauperyzuje, że nie będziemy mieli za co żyć. To, co się proponuje w ramach naprawy służby zdrowia, tak naprawdę wcale nie jest naprawą. To jest ograniczenie świadczeń medycznych dla obywateli, i wszyscy powinni o tym wiedzieć. Jeżeli rząd ma jeszcze trochę honoru, to powinien wszystko dokładnie powiedzieć obywatelom: że będą czekać w kolejkach po dwa-trzy lata na zabieg chirurgiczny. Nawet na przyjęcie do lekarza pierwszego kontaktu trzeba będzie czekać po dwa-trzy tygodnie. Jeśli nic nie zrobimy, po prostu nas zniszczą. Jeżeli nasi decydenci uważają, że panaceum na złą sytuację w służbie zdrowia ma być prywatyzacja, to jest to naprawdę błędny pogląd.
not. AgS
Nasz Dziennik 28-08-2003

Autor: DW