Liga Światowa siatkarzy: USA - Polska dwa razy po 1:3
Treść
Świetny początek Biało-Czerwonych
Znakomicie rozpoczęli zmagania w Lidze Światowej polscy siatkarze. W rozegranych w Salt Lake City dwóch meczach z bardzo mocną drużyną USA podopieczni Raula Lozano dwukrotnie wygrali po 3:1. Ucieszyły jednak nie tylko wyniki, ale i gra zaprezentowana przez Biało-Czerwonych - momentami wyśmienita. Nasi zostali pierwszymi liderami grupy A.
- Gra w Lidze Światowej nie jest dla nas celem nadrzędnym. Chcemy poprzez nią jak najlepiej przygotować się do mistrzostw świata - zapowiedział Raul Lozano. Jeśli faktycznie tak jest - możemy spodziewać się wspaniałych mistrzostw. Bo na inaugurację LŚ nasi zagrali świetnie: pewnie, pomysłowo, momentami wręcz koncertowo.
Początek sobotniego meczu był bardzo wyrównany. Obie drużyny grały punkt za punkt, dopiero tuż przed drugą przerwą techniczną przewagę zyskali gospodarze (16:13). Nasi szybko wyrównali (17:17), ale po chwili Amerykanie znów wygrywali dwoma punktami. Przewagę utrzymali do końca seta. Bohaterem pierwszych minut był Clayton Stanley, który siał prawdziwy zamęt po polskiej stronie siatki.
Drugą odsłonę lepiej rozpoczęli Polacy (8:6, 12:8, 16:12), bardzo dobrze w tym fragmencie spisywał się Paweł Zagumny. Kiedy było 20:14, wydawało się, że wszystko jest już rozstrzygnięte. Ale wówczas na zagrywce stanął niesamowity Stanley i gospodarze odrobili pięć punktów. Zdenerwowany Lozano wziął czas, by wybić Amerykanina z rytmu, i ten manewr przyniósł skutek. Po wznowieniu gry serię Stanleya przerwał Sebastian Świderski, w dramatycznej i nerwowej końcówce lepiej zagrali Polacy.
Trzeci set wyglądał podobnie. Biało-Czerwoni znów zaczęli dobrze, prowadzili już 16:9, a że coraz częściej mylił się Stanley - wszystko zdawało się układać po naszej myśli. Jednak nic z tego. Polacy nagle stanęli w miejscu, a rywale zaczęli odrabiać straty. Doprowadzili do stanu 20:17, potem 23:22. Na szczęście ostatnie piłki należały już do naszych.
Czwarta partia była bardzo wyrównana, ale dobrze grający Dawid Murek, Daniel Pliński i koledzy ją wygrali - podobnie jak całe spotkanie.
Rewanż rozpoczął się od przewagi Amerykanów, która w pewnym momencie wynosiła nawet cztery punkty (12:8). Raul Lozano zdjął z parkietu słabiej dysponowanego Mariusza Wlazłego, zastępując go Grzegorzem Szymańskim. To była dobra zmiana, Polacy zaczęli grać lepiej. Wyrównali (20:20), potem objęli minimalne prowadzenie (22:21) i już go nie oddali.
Drugi set to popis Biało-Czerwonych. Nasi zagrali doskonale w każdym elemencie - zagrywce, przyjęciu, bloku i ataku. Rywale bezradnie przyglądali się popisom Polaków, którzy pozwolili im ugrać zaledwie 13 punktów. Niesamowite.
Koniec emocji? Nie. Gospodarze się nie poddali, a nagle nasi (szczególnie Murek) spuścili z tonu. W efekcie Amerykanie wygrali seta.
Czwarta i jak się okazało ostatnia odsłona była wyrównana, ale przez cały czas lekka inicjatywa należała do Polaków. Kiedy po asie serwowym Plińskiego objęliśmy prowadzenie 16:12, rywale się poddali.
Piotr Skrobisz
Wyniki
Sobota: USA - Polska 1:3 (26:24, 23:25, 23:25, 23:25). Polska: Murek, Wlazły, Zagumny, Pliński, Kadziewicz, Świderski, Ignaczak (libero) oraz Szymański. Japonia - Serbia i Czarnogóra 3:0 (25:22, 25:22, 25:20).
Niedziela: USA - Polska 1:3 (24:26, 13:25, 25:20, 22:25). Polska: Murek, Wlazły, Zagumny, Pliński, Kadziewicz, Świderski, Ignaczak (libero) oraz Szymański, Winiarski, Grzyb. Japonia - Serbia i Czarnogóra 1:3 (28:26, 16:25, 26:28, 22:25).
"Nasz Dziennik" 2006-07-17
Autor: wa