Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Liga Mistrzów Barcelony

Treść

Bramki piłkarskich artystów, Samuela Eto'o oraz Lionela Messiego przesądziły o zwycięstwie FC Barcelony nad Manchesterem United 2:0 w finale Ligi Mistrzów. Na murawie Stadionu Olimpijskiego w Rzymie Katalończycy pokazali fantastyczny spektakl, w którym udowodnili, iż w chwili obecnej nie mają sobie równych, nawet wśród prawdziwych potęg.

Starcie gigantów, mecz marzeń - epitetów starających się jak najbardziej patetycznie opisać i oddać wczorajsze widowisko powstało w ostatnim czasie tyle, że przytoczenie ich zajęłoby całe tomy. Piłkarze obu drużyn o tym doskonale wiedzieli i musieli zadbać o to, by nie zawieść. By sprostać presji, oczekiwaniom większym niż kiedykolwiek. Lepiej zaczęli Anglicy, którzy dość niespodziewanie od pierwszych minut ruszyli do zdecydowanych ataków. Już po kilku chwilach mogli prowadzić, Cristiano Ronaldo uderzył z rzutu wolnego, Victor Valdes odbił piłkę przed siebie i niewiele zabrakło, aby dopadł do niej Park Ji-Sung. Gdyby tak się stało, byłoby 1:0. Za moment groźnie strzelał Portugalczyk, ale obok słupka. Gdy wydawało się, że United może podyktować rywalom swoje warunki i ustawić pojedynek pod siebie, pierwszą akcję przeprowadziła Barcelona i od razu objęła prowadzenie! Messi zagrał piłkę do znajdującego się w polu karnym Eto'o, ten w dziecinny sposób zwiódł obrońcę i płaskim uderzeniem w krótki róg pokonał Edwina van der Sara. Sektory zajmowane przez hiszpańskich kibiców eksplodowały radością, "Barca" była w tym momencie bliżej szczęścia, bliżej marzeń. I co ważne, kompletnie przejęła panowanie nad boiskowymi wydarzeniami. Druga linia Katalończyków, z Andresem Iniestą i Xavim zdominowała środek pola, po prawej stronie kilka fantastycznych szarż przeprowadził Carles Puyol, z dystansu próbował zaskoczyć van der Sara Messi. I Argentyńczyk był nawet blisko celu, pomylił się o centymetry, piłka minimalnie minęła poprzeczkę. Trochę niżej i byłoby być może po sprawie. Do przerwy wynik się nie zmienił, lepsza była Barcelona i to nie tylko dlatego, że prowadziła. MU, zaskakująco, po stracie gola nie za bardzo wiedział, jak odpowiedzieć.
Wydawało się, że w drugiej połowie Anglicy rzucą się na przeciwników, tymczasem w ciągu kilku tylko minut "Barca" mogła i powinna była ich dobić. Najpierw Thierry Henry przegrał pojedynek z van der Sarem, potem Messiemu zabrakło centymetrów, by przeciąć piłkę po podaniu Eto'o, wreszcie Xavi trafił z rzutu wolnego w słupek. United nadal był bezradny, próbował grać długimi podaniami, wrzucać piłkę w pole karne, licząc na przewagę wzrostu. Nic z tego, taka taktyka nie mogła przynieść efektów. Wreszcie nadeszła 70. minuta, z prawej strony dośrodkował Xavi, a mierzący niecałe 170 cm wzrostu Messi wyskoczył jak z katapulty i fantastycznym uderzeniem głową pokonał holenderskiego bramkarza Manchesteru. To był drugi cios, cios, po którym broniący trofeum mistrzowie Anglii nie mieli już prawa się podnieść. I nie podnieśli, choć szanse mieli: blisko celu byli Ronaldo i Dymitar Berbatow. Z drugiej strony wynik podwyższyć mogła "Barca", Puyol nie wykorzystał sytuacji sam na sam...
Po 90 minutach dominacji i nierównej walki Ligę Mistrzów wygrali piłkarze Barcelony. Najlepsi w świecie. Artyści.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-05-28

Autor: wa