Liczba ofiar będzie rosła
Treść
Nawet ponad 50 tysięcy ludzi mogło zginąć w wyniku poniedziałkowego trzęsienia ziemi w Chinach. Takie dane pojawiły się po tym, jak rząd w Pekinie potwierdził, że liczba odnotowanych ofiar śmiertelnych przekroczyła 19,5 tysiąca.
Wciąż trwa akcja ratownicza w całej prowincji Syczuan liczącej 10 milionów mieszkańców. Wojsko oraz ratownicy medyczni próbują dotrzeć do osób uwięzionych pod gruzami zawalonych budynków. Mimo wielkiej skali zniszczeń i medialnych sugestii, jakoby "wyczerpał się limit czasu", służbom wciąż udaje się odnajdywać ocalałych. Spod rumowiska wydobyto m.in. 3-letnią dziewczynkę, a także kobietę w ósmym miesiącu ciąży. Takie wieści dają dodatkową motywację ratownikom i nadzieję krewnym zaginionych na to, że uda się ich odnaleźć żywych.
Częstokroć mieszkańcy sami zaczynają za pomocą tylko gołych rąk odgruzowywać zawalone budynki. Tak np. było w miejscowości Dujiangyan, gdzie rodzice próbowali dotrzeć do swoich dzieci uwięzionych w zniszczonej szkole. - Nie chodzi o to, że nie ufamy ekipom ratowniczym. Zrobili tak wiele, by odszukać ocalałych, jednak nie mogli przeszukać wszystkich miejsc na tak wielkim obszarze. Mogli wszakże coś przeoczyć - powiedział jeden z nich agencji Associated Press.
Wczoraj do akcji zostało zmobilizowanych 30 tysięcy dodatkowych żołnierzy. Dołączyli oni do 50-tysięcznej grupy już działającej w dotkniętej kataklizmem prowincji. Chiny zgodziły się także na przyjęcie ekip ratunkowych z Japonii, a nawet Tajwanu, z którym Pekin od lat pozostaje w niezbyt przyjaznych stosunkach. Rząd chiński zaapelował o dostarczanie i udostępnianie ratownikom wszelkich niezbędnych im narzędzi, jak młoty, łopaty czy kilofy. Ministerstwo zdrowia zapowiedziało zasilenie służb medycznych działających na miejscu katastrofy we wszelkie najbardziej potrzebne lekarstwa i środki opatrunkowe oraz sprzęt.
Także Międzynarodowy Czerwony Krzyż niesie pomoc poszkodowanym, starając się dotrzeć do miejscowości leżących jak najbliżej epicentrum. - Właśnie dzisiejszego ranka wróciłem z okręgu Beichuan, a w zasadzie to zniszczenia są tak wielkie, że można powiedzieć, iż okręgu Beichuan już nie ma - powiedział Gu Qinghui, członek Czerwonego Krzyża. Dodał, że jest jeszcze wiele miejsc, o sytuacji których nie wiadomo kompletnie nic, w związku z tym liczba ofiar będzie rosnąć z każdym dniem.
Łukasz Sianożecki
"Nasz Dziennik" 2008-05-16
Autor: wa