Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lewica traci wpływy

Treść

Węgierski parlament przyjął wczoraj nad ranem drugą część ustawy medialnej. Jest ona krytykowana przez lewicę, która straci znaczną część swoich wpływów w mediach. Lewicę popiera Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), która twierdzi, że ustawa może ograniczyć wolność słowa.
Przyjęta wczoraj nad ranem ustawa powołuje m.in. Radę ds. Mediów, której członków będzie wybierać parlament, a szefa powoływać na dziewięcioletnią kadencję premier. Rada będzie też mogła wymierzać mediom dotkliwe kary za publikacje, które m.in. "nie są zrównoważone politycznie". Kary te mogą wynosić nawet do 200 mln forintów (700 tys. euro) w przypadku mediów elektronicznych i 25 mln forintów (89 tys. euro) w przypadku dzienników lub publikacji internetowych. Nowo powołana rada ma też prawo kontrolować wszystkie dokumenty mediów jeszcze przed stwierdzeniem wykroczenia. Zgodnie z nową ustawą dziennikarze będą również zobowiązani ujawniać swoje źródła w sprawach dotyczących bezpieczeństwa narodowego. Część ustawy wymagająca co najmniej dwóch trzecich głosów w 386-osobowym parlamencie została przyjęta 256 głosami za, przy 87 głosach przeciw. Fragmenty wymagające zwykłej większości przeszły 248 głosami za, przy 35 przeciw i 16 wstrzymujących się.
Ustawa i jej zapisy zostały jednak ostro skrytykowane przez organizacje węgierskie, głównie lewicowe i międzynarodowe. Ich zdaniem, ustawa będzie skłaniać media do autocenzury. Także OBWE zwracała rządowi węgierskiemu uwagę na zagrożenia dla wolności słowa, jakie niesie ze sobą reforma medialna w tej postaci. "Jeśli projekt reformy medialnej zachowa obecną postać, poważnie ograniczy pluralizm mediów i niezależność prasy, zlikwiduje autonomię misji publicznej mediów, spowoduje zamarcie wolności słowa i debaty publicznej, a wszystko to są kluczowe wartości w demokracji" - pisała jeszcze we wrześniu w liście do węgierskiego ministra spraw zagranicznych Janosa Martonyiego przedstawicielka OBWE ds. wolności mediów Dunja Mijatović. W momencie rozpoczęcia imiennego głosowania posłowie liczącej 15 osób frakcji partii Polityka Może Być Inna na znak protestu zakleili sobie usta, a dwóch z nich rozwinęło transparent z napisem "Węgierska wolność prasy przeżyła 21 lat". Jeden z deputowanych Węgierskiej Partii Socjalistycznej podczas głosowania podniósł również kaganiec. Jeszcze w poniedziałek wieczorem przed siedzibą parlamentu w Budapeszcie zebrało się około 1,5 tys. osób, które protestowały przeciwko zawartym w niej zapisom. Manifestację zorganizowano spontanicznie za pośrednictwem internetowego portalu Facebook. Przedstawiciele rządzącej Węgrami partii Fidesz tłumaczą, że protesty przeciwko ustawie są kierowane przez lewicę, która do niedawna miała monopol w mediach, a teraz straci znaczną część wpływów.
Węgierski parlament przyjął także ustawę likwidującą utworzoną w 2008 roku Radę Budżetową, która stanowiła niezależny organ "mędrców", mający nadzorować politykę redukcji deficytu budżetowego. Kadencja prezesa rady Gyoergya Kopitsa zakończyła się już 13 grudnia. Jeszcze wcześniej - bo w listopadzie - zlikwidowano już etaty pracowników rady, a jej fundusze przekazano organizacjom pozarządowym zajmującym się integracją Romów.
Rada została utworzona podczas światowego kryzysu, by nie dopuszczała do rozdęcia deficytu publicznego, który w 2006 roku wyniósł ponad 9 proc. PKB. Była ona też jedyną instytucją, która analizowała ustawę budżetową przed jej przyjęciem i wydawała opinię przyjmowaną na Węgrzech z dużym respektem. "To nędzna metoda, a jej tempo jest absurdalne i niedopuszczalne" - napisała w komunikacie opozycyjna partia Polityka Może Być Inna, podkreślając, że rząd zlikwidował "niezależnego strażnika finansów publicznych", którego Węgry potrzebują.
Marta Ziarnik, PAP
Nasz Dziennik 2010-12-22

Autor: jc