Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lewica pomogła koncernom

Treść

Na wniosek przedstawicieli Samoobrony i SLD obradujący w Poznaniu sejmik wielkopolski po raz kolejny nie rozpatrzył wniosku o uznanie województwa za strefę wolną od żywności i produktów modyfikowanych genetycznie (GMO). Ta decyzja to realizacja interesów wielkich zachodnich koncernów produkujących nasiona genetycznie zmodyfikowane, zainteresowanych ekspansją na polski rynek z powodu ograniczeń nakładanych na nie w krajach Europy Zachodniej.
Sejmik wielkopolski po raz kolejny odroczył rozpatrywanie przygotowanego przez radnych LPR i PO wniosku o uznanie województwa za strefę, w której żywność i nasiona zmodyfikowane genetycznie nie będą dopuszczone do obrotu. Projekt uchwały w tej sprawie przygotowała i pozytywnie zaopiniowała komisja rolnictwa sejmiku. Tadeusz Dębicki, lider wielkopolskiej Samoobrony, zastępca Andrzeja Leppera, zgłosił wniosek o zdjęcie z porządku obrad tego punktu. - Nie jestem przeciwnikiem uznania Wielkopolski za strefę wolną od GMO. Ale wstrzymajmy się jeszcze z tą decyzją, ciągle jeszcze za mało wiemy - apelował Dębicki. - Poza tym nie jestem przeciwnikiem stosowania GMO na przykład w nauce i tych dziedzinach życia, gdzie to niezbędne - dodał. Oświadczenie Dębickiego zbulwersowało radnych prawicy, którzy apelowali o wzniesienie się ponad partykularne polityczne interesy i zajęcie się tą - jakże istotną nie tylko dla rolników, ale i konsumentów - kwestią bez dalszej zwłoki.
- Sam projekt jeszcze nie rozwiązuje sprawy, trzeba bowiem zwrócić się do Agencji Bezpieczeństwa Żywności w Brukseli z wnioskiem, aby uznać obszar Wielkopolski za strefę wolną od GMO - powiedziała nam Elżbieta Barys, wiceprzewodnicząca sejmiku. - Uprawa kukurydzy genetycznie zmodyfikowanej związuje rolnika z przyjmowaniem stale nowych nasion od konkretnego koncernu, który dystrybuuje te nasiona GMO. Przygotowywana przez ministra ochrony środowiska ustawa zrzuca właśnie na rolników ciężar ryzyka za przenoszenie GMO na uprawy konwencjonalne. A zatem koszty związane z tym mogą być wyższe niż ewentualne zyski z tytułu wysiewania na paszę nasion genetycznie zmodyfikowanych - podkreśliła. Zwróciła też uwagę na to, że społeczeństwa europejskie nie chcą genetycznie zmodyfikowanej żywności. - To również podnosi gospodarczo atrakcyjność naszego rolnictwa. Jeżeli będziemy mieli żywność ekologiczną, wtedy mamy szansę na zwiększenie eksportu naszej żywności na Zachód - dodała Barys.
W Australii na poletkach doświadczalnych badano, jakie skutki dla gleby powoduje uprawa GMO. Co się okazało? - Struktura gleby zmienia się w taki sposób, że w ogóle nie wchłania wilgoci i w zasadzie staje się ziemią pustynną - przestrzegła Barys. W sytuacji, gdy zagrożenia spowodowane przez GMO są bardzo poważne, lepiej by polscy rolnicy produkowali żywność zdrową, dbali o zdrowie i bezpieczeństwo własne oraz konsumentów.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni w Poznaniu zorganizowano dwie konferencje naukowe poświęcone stosowaniu nasion i produktów zmodyfikowanych genetycznie, jedną z nich przygotował urząd wojewódzki. Paradoksalnie, zdaniem części wielkopolskich samorządowców, organizowana przez reprezentujący administrację państwową urząd konferencja miała na celu lansowanie interesów wielkich, zachodnich koncernów produkujących zmodyfikowaną genetycznie kukurydzę i nasiona. - Konferencja "naukowa" w urzędzie wojewódzkim była farsą. Zaproszono do udziału w niej, poza jednym wyjątkiem, tylko naukowców powiązanych z koncernami, którzy wychwalali pod niebiosa GMO. Radnym, którzy uczestniczyli w tej debacie i usiłowali zadać zbyt dociekliwe pytania, po prostu odbierano głos - powiedział nam jeden z samorządowców z Platformy Obywatelskiej. Jak się okazało podczas sesji sejmiku wielkopolskiego, to właśnie owa konferencja "naukowa" była głównym argumentem radnych lewicy chcących nie dopuścić do rozpatrywania uchwały niekorzystnej dla wielkich koncernów produkujących GMO. Domagając się zdjęcia tego punktu z porządku obrad, powoływali się właśnie na opinie występujących na owej konferencji "autorytetów naukowych". - Brak jest dowodów na szkodliwość GMO! Poza tym opinia przygotowana przez komisję rolnictwa sejmiku wielkopolskiego dotycząca uznania województwa za strefę wolną od GMO nie była konsultowana z autorytetami naukowymi - denerwował się radny Jerzy Mikołajczak (PSL).

Podpisał i nie podpisał
Swoistym kuriozum było wystąpienie przewodniczącego komisji rolnictwa Zbigniewa Ajchlera (SLD). Kilka tygodni temu na jawnym posiedzeniu owej komisji radni zadecydowali o przyjęciu stanowiska pozytywnie opiniującego projekt uchwały wprowadzającej w Wielkopolsce zakaz obrotu produktami zawierającymi GMO. Tymczasem podczas sesji sejmiku radny Ajchler niespodziewanie oświadczył: - Nie wiem, skąd wziął się mój podpis na stanowisku opracowanym przez komisję rolnictwa w tej sprawie, bo takiego podpisu nie składałem...
Ajchler co prawda nie negował, że podpis jest jego i że o fałszerstwie mowy raczej być nie może, jednak kategorycznie zapewniał, iż on go nie składał (sic!). Ostatecznie dzięki głosom radnych SLD i Samoobrony projekt uznania Wielkopolski za strefę wolną od GMO został odsunięty do rozpatrzenia na jednej z kolejnych sesji sejmiku, co oznacza, że ponownie trafi on pod obrady radnych najwcześniej za miesiąc.
Zbulwersowani samorządowcy prawicy w kuluarach nie ukrywali, że ich zdaniem kolejne odroczenie przyjęcia takiej uchwały służy wyłącznie interesom wielkich koncernów produkujących GMO, mocno lobbujących przeciwko ograniczeniom sprzedaży genetycznie zmodyfikowanej żywności.
Do największych międzynarodowych koncernów produkujących nasiona i żywność zmodyfikowaną genetycznie należy mający swoją siedzibę w Warszawie Monsanto. Ta firma dała się już poznać, gdyż wypuściła na rynek dwie substancje powodujące choroby nowotworowe - PCB w 1929 roku, a w 1945 roku kolejny produkt okryty złą sławą - silnie toksyczny DDT. Jednak głównym lobbystą na rzecz wprowadzenia na polski rynek do obrotu produktów genetycznie zmodyfikowanych jest inna gigantyczna korporacja, Pioneer, która ma swoją główną siedzibę na Europę Wschodnią w Austrii. Na olbrzymiej większości terytorium tego kraju obowiązuje zakaz używania i sprzedaży GMO jako produktów szkodliwych dla zdrowia i środowiska. Koncernowi Pioneer zależy więc, by Polska była miejscem zbytu ich nasion i produktów zmodyfikowanych genetycznie. W Austrii weto wobec obrotu GMO postawiło 8 z 9 prowincji, we Włoszech wolne od dystrybucji takich produktów jest 80 proc. powierzchni kraju, w Grecji - 53 z 54 prefektur. W Polsce za takie obszary uznały się już grupy gospodarstw z rejonu Stryszowa, Jeleniej Góry, Torunia, gmina Chmielnik, Łapanów i całe województwa podkarpackie i małopolskie.
Wojciech Wybranowski, Poznań

"Nasz Dziennik" 2005-02-02

Autor: ab