Lewica głosowała na Tuska
Treść
Tuż po 20.00, po ogłoszeniu pierwszych szacunkowych wyników wczorajszego głosowania, w sztabie Marka Borowskiego nie było entuzjazmu, choć SdPl zdobyła więcej głosów, niż przewidywano w sondażach. - Wynik jest bardzo satysfakcjonujący. Oznacza, że 1,5 mln ludzi pofatygowało się do urn, żeby zagłosować - powiedział Borowski.
Przypomnijmy, że w wyborach do parlamentu Socjaldemokracja Polska uzyskała 3,89 proc. głosów i nie przekroczyła progu. W wyborach prezydenckich Borowski mógł liczyć na większe poparcie, gdyż "jedyny kandydat lewicy" Włodzimierz Cimoszewicz wycofał się przed wyborami.
- Głosowałem na swojego długoletniego współpracownika Marka Borowskiego, mimo że rozbił on SLD - powiedział tuż po głosowaniu były premier Leszek Miller. Dodał, że miałby wątpliwości, na kogo oddać głos, gdyby żył Daniel Podrzycki. - Żałuję, że Włodzimierz Cimoszewicz zrezygnował z kandydowania, bo miałby szansę - stwierdził Miller. Również obecny lider SLD Wojciech Olejniczak przyznał, że zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami w wyborach prezydenckich zagłosował na Marka Borowskiego. - To kandydat, który jest najbliższej, jeśli chodzi o moje poglądy. A trzeba było zagłosować zgodnie z sumieniem i poglądami. Trudno, abym oddał głos na innego kandydata - powiedział po wyjściu z lokalu wyborczego. Zauważył, że wybory byłyby ciekawsze, gdyby startował w nich Włodzimierz Cimoszewicz. - Brak Cimoszewicza powoduje m.in., że będzie mniejsza frekwencja. Po drugie, emocje byłyby większe, bo byłaby bardziej wyrazista walka między prawicą a lewicą - dodał.
Wszyscy byli jednomyślni - zarówno Marek Borowski, jak i jego lewicowi koledzy - że dojdzie do drugiej tury wyborów, bo żaden kandydat nie otrzyma ponad 50 proc. poparcia.
Socjologowie są zgodni, że elektorat lewicowy może czuć się zagubiony. - Elektorat doznał dużego rozczarowania w tych wyborach prezydenckich, ponieważ faworyt, na którego ta część ludzi - ludzi w dużym stopniu dawniej związanych z PZPR-em - postawiła, zrezygnował przed bitwą. Spowodowało to duże frustracje - twierdzi dr Mieczysław Ryba z KUL. Podkreśla, że nawet ostatnie zachowanie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który starał się przerzucić te sympatie na Marka Borowskiego, niewiele dały. - Zbyt dużo nerwowych ruchów, które powstały w obszarze właśnie tego elektoratu, spowodowało, że rzeczywiście część głosowała na Borowskiego, ale też duża część na Tuska, a spora część mogła po prostu nie pójść do wyborów, uznawszy, że w dużym stopniu została oszukana - przekonuje dr Ryba. Jego zdaniem, wszystkie trzy scenariusze są możliwe i równie prawdopodobne w sensie rozkładu głosów. - Część głosów lewicy przeszła na Tuska ze względu na to, że jest to postać medialnie przypominająca Kwaśniewskiego, którą ten elektorat zawsze wybierał. Część sfrustrowanych osób, które doznały jednak ogromnego zawodu na skutek dezercji Cimoszewicza, mogła pozostać w domach - podkreśla nasz rozmówca.
Dotychczas elektorat lewicy zawsze karnie chodził na wybory, zapewniając stabilne poparcie SLD, bo afery, w których biorą udział politycy lewicy, tym ludziom po prostu nie przeszkadzają.
Robert Popielewicz
"Nasz Dziennik" 2005-10-10
Autor: mj