Lewandowski w cieniu Jopa
Treść
Sobotni szlagier piłkarskiej ekstraklasy, czyli starcie Wisły Kraków z Lechem Poznań, oglądało z trybun kilkunastu menedżerów i skautów z najmocniejszych lig europejskich. Przyjechali obejrzeć z bliska Pawła Brożka, Patryka Małeckiego, Roberta Lewandowskiego i Sławomira Peszkę, a największe wrażenie wywarli na nich Radosław Sobolewski i Mariusz Jop.
W Wiśle i Lechu występują największe gwiazdy ligi i zarazem najbardziej łakome kąski na transferowym rynku. Ich listę otwiera Lewandowski, który latem opuści Poznań za rekordową jak na polskie warunki kwotę. Dotychczas najwięcej za piłkarza z naszej ligi zapłaciła Borussia Dortmund, która w 2007 roku przelała na konto Wisły 3,3 mln euro za Jakuba Błaszczykowskiego. Teraz Niemcy przebiją tę ofertę, bo zamierzają kupić Lewandowskiego za 4,5-5 milionów. 22-letniego napastnika bardzo chciałby mieć w swych szeregach także angielski Blackburn Rovers, byłby nawet skłonny zapłacić za niego 5 mln funtów, ale sam Lewandowski skłania się ku Borussii. Warunki transferu już zostały podobno ustalone, wkrótce kontrakt ma być parafowany. Co ciekawe, w sobotnim hicie zawodnik nie zachwycił. Znakomicie pilnowany przez obrońców Wisły tylko raz zdołał im uciec, ale w dobrej sytuacji uderzył obok słupka. Poza tym był niewidoczny. To zasługa m.in. 32-letniego Jopa, który przeciw Lechowi rozegrał... pierwszy mecz w tym roku. Długo leczył kontuzję, a przy okazji nie potrafił wygrać rywalizacji z Arkadiuszem Głowackim i Marcelo. W sobotę wyszedł na boisko z konieczności (kartkowa absencja Głowackiego) i mimo wielu obaw (jesienią prezentował mizerną formę) wypadł znakomicie. Pewnie, niemal bezbłędnie, dokładnie zabezpieczając dostęp do krakowskiej bramki. Rutyniarz był jednym z bohaterów meczu, obok starszego o prawie dwa lata Sobolewskiego. Lider wiślackiej drugiej linii totalnie opanował środek boiska, kompletnie paraliżując ofensywne poczynania Semira Stilicia. Bośniak był jednym z tych graczy, dla których specjalnie pod Wawel przyjechało kilku zagranicznych menedżerów. Błyskotliwy, świetnie wyszkolony technicznie, miał ich zachwycić, tymczasem został przyćmiony i stłamszony przez Sobolewskiego. Przez całe 90 minut tylko raz pokazał próbkę swych umiejętności, świetnie dogrywając piłkę do Peszki. Wielu komentatorów często podkreślało, że na tle mocniejszych rywali Stilić gaśnie, w sobotę zyskali kolejne argumenty potwierdzające tę tezę. Tak jak blado wypadł Lewandowski, tak nie zachwycił Bośniak. Co mają jednak powiedzieć zwolennicy talentu Pawła Brożka? Jeszcze nie tak dawno Wisła odrzucała transferowe oferty poniżej 4, może 3,5 mln euro, chcąc za swego asa otrzymać sumę rekordową. Brożek był jednak na topie, strzelał mnóstwo bramek, dogrywał kolegom, imponował dynamiką i wyczuciem piłki. Teraz przeżywa największy w karierze kryzys formy, przez pół roku nie potrafił zdobyć gola, snuje się po zielonej murawie, nie stanowi większego zagrożenia dla rywali. Czy to efekt kontuzji, czy frustracji nieudanymi próbami zmiany barw klubowych, opinie są na ten temat różne. Faktem jest, że dziś za Brożka nikt nie da nawet miliona euro, a sam zawodnik doradza Lewandowskiemu, by nie powtórzył jego błędu i jak najszybciej wyjechał na Zachód. Wiślak jest na rozdrożu, ale to wciąż piłkarz o niepospolitym potencjale. Czy i jak go wykorzysta, zadecydują najbliższe miesiące. W sobotę na pewno nie przybliżył się do zagranicznego transferu.
Jop i Sobolewski, moim zdaniem najlepsi aktorzy szlagierowego meczu, na pewno nie byli celem wizyty menedżerów z Anglii, Niemiec czy Turcji. Pierwszy z nich wcale nie jest pewien, czy Wisła w ogóle przedłuży z nim umowę (raczej nie), drugi - chyba z Krakowa już się nie ruszy. Ma swoje lata, zadomowił się pod Wawelem, choć mimo swego wieku - 34 lata - w lidze angielskiej by sobie jeszcze poradził. Umiejętnościami i sercem przewyższa bowiem zdecydowaną większość naszych ligowców, a prawdę powiedziawszy, stać by go było na podjęcie rękawicy i w najmocniejszych ligach. Czyje - jeśli w ogóle - nazwisko mogło zatem zostać podkreślone w menedżerskich notesach? Marcelo. Brazylijski stoper Wisły udowodnił, że drzemie w nim ogromny talent, razem z Jopem skutecznie uprzykrzył życie Lewandowskiemu i zadbał o to, by pod bramką Mariusza Pawełka nie trzeba było bić na alarm. Jego spokój, mądrość i efektywność imponowały i trzeba się spodziewać, że latem na jego usługi będzie wielu chętnych. Wisła może liczyć na 2, może nawet 3 miliony euro za ewentualny transfer. Wśród poznaniaków wyróżnił się Peszko. Niezwykle szybki, dynamiczny, starał się uprzykrzać życie obrońcom i kilka razy udało mu się uciec i stworzyć szanse kolegom. Jest drugim po Lewandowskim najczęściej oglądanym graczem "Kolejorza" i to dla działaczy tego klubu spory problem. Rzecz bowiem w tym, że ma wpisaną w kontrakcie śmiesznie niską sumę odstępnego, pół miliona euro. A jest wart co najmniej trzy, cztery razy tyle. Dlatego teraz poznaniacy próbują namówić go na podpisanie nowej umowy, ale czy zawodnik się zgodzi - trudno powiedzieć. Chętnych na jego zatrudnienie nie brakuje, a sam przyznawał, że spróbowałby swych sił w mocnej lidze zachodniej. Lech, który zarzeka się, że latem sprzeda jednego zawodnika (Lewandowskiego), może mieć ból głowy, jeśli Peszko otrzyma intratną propozycję.
Sobotni szlagier stanowił doskonałą okazję do wypromowania naszej ligi, jak też wielu graczy pojedynczo. I choć potwierdził wartość Marcelo czy Peszki, trudno oprzeć się wrażeniu, że ogólnie zawiódł. Ktoś nawet stwierdził, że mógł odstraszyć zachodnich menedżerów, których piłkarskie szachy absolutnie nie porwały. Ilu z nich pojawi się na trybunach 8 maja podczas starcia Legii Warszawa z Wisłą Kraków? Kolejnego hitu?
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-04-27
Autor: jc