Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lepiej późno niż wcale

Treść

Rada Etyki Mediów wyraziła zaniepokojenie coraz częstszymi przypadkami podawania przez niektóre media niesprawdzonych informacji. Zdaniem członków Rady - takie działania, jak faszerowanie opinii publicznej często nieprawdziwymi pogłoskami, plotkami i aluzjami, również dotyczącymi rządu - "zatruwają klimat społecznej debaty". Oświadczenie REM, choć zasadne, jest jednak mocno spóźnione, od kilku miesięcy bowiem polskie społeczeństwo stało się obserwatorem zmasowanej kampanii przeciwko prawicowemu rządowi.
W oświadczeniu wystosowanym wczoraj Rada Etyki Mediów zaznaczył, że coraz częstsze przypadki podawania przez media niesprawdzonych informacji prowadzą do obniżenia zaufania do wszystkich uczestników życia publicznego i "zatruwają klimat społecznej debaty". Według Rady, w mediach mnożą się przypadki podawania wiadomości niesprawdzonych, a określanych jako "pogłoski" lub opatrywanych zastrzeżeniami "mówi się, że...", "jak słyszeliśmy..." itp. W oświadczeniu Rady podkreślono, że taki sposób przekazywania wiadomości zdejmuje z dziennikarzy odpowiedzialność za przekaz, którego nie zdołali potwierdzić, i pozwala na podawanie opinii publicznej sensacyjnych "newsów", zwiększających być może poczytność i oglądalność.
"Taka praktyka szkodzi poważnie dobru odbiorców, zniekształcając obraz otaczającej ich rzeczywistości, obniżając poziom zaufania do wszystkich uczestników życia publicznego, zniechęcając obywateli do udziału w tym życiu i zatruwając klimat społecznej debaty" - głosi oświadczenie Rady.

Konflikt sugerowany
Zdaniem szefowej REM Magdaleny Bajer, w mediach pojawia się coraz więcej informacji sugerujących, że jest jakiś konflikt pomiędzy rządem a partiami politycznymi. Nie są to jednak wiadomości konkretne, ale sugerujące; aluzje, które niepotrzebnie zatruwają atmosferę społeczną. Jak zauważa Magdalena Bajer, "po wyborach, gdy powstał nowy rząd, media powinny bacznie obserwować sytuację i informować społeczeństwo o tym, co się faktycznie dzieje, a nie nasycać atmosferę plotkami, informacjami, których się nie da uwiarygodnić".
Oświadczenie Rady, choć zasadne, jest jednak zaskakująco spóźnione. REM nie reagowała bowiem w okresie kampanii wyborczych, kiedy to media, również publiczne, prowadziły negatywną kampanię wymierzoną w Lecha Kaczyńskiego, a wcześniej w PiS i LPR, aktywnie zaś wspierały Platformę Obywatelską. Trudno było również oczekiwać na jakąkolwiek zdecydowaną reakcję tego organu, kiedy zarówno wpływowe liberalne media, jak i wychodzące w Polsce tabloidy wręcz prześcigały się w publikowaniu doniesień pochodzących od rzekomo wiarygodnych "źródeł zbliżonych do" czy "anonimowych informatorów", o których "udało im się usłyszeć", a które miały za zadanie jeden cel - zdyskredytowanie politycznych przeciwników.

Można było tego uniknąć
- To ważne oświadczenie, choć niestety mocno spóźnione. Gdyby Rada Etyki wcześniej zwróciła uwagę na problem nierzetelności niektórych mediów, można by było uniknąć niektórych konfliktów, eskalacji nieprawdziwych informacji - mówi Tadeusz Cymański, poseł PiS. - Z przykrością stwierdzam, że zwłaszcza te najbardziej poczytne media cechowały się, delikatnie mówiąc, nierzetelnością w stosunku do rządu czy PiS, co jest też krzywdą dla ich czytelników - dodaje wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PiS.
Eskalacja kampanii nienawiści wymierzonej w rząd i wspierające go ugrupowania parlamentarne doprowadziła do sytuacji, w której na początku tego tygodnia zazwyczaj życzliwy dziennikarzom Jarosław Kaczyński, prezes PiS, publicznie oświadczył, że zdążył odczuć w latach 90. wpływ tajnych służb w prasie i polityce, służb, które inspirowały działania wymierzone w jego ugrupowanie. Kaczyński przypomniał też totalną kompromitację "Gazety Wyborczej" w okresie kampanii wyborczej, kiedy to na łamach tego medium drukowano sondaże nijak mające się do rzeczywistych, zweryfikowanych przez wynik wyborów sympatii społecznych. - "Gazety Wyborczej" w ogóle nie biorę na poważnie - miał we wtorek, według samych jej dziennikarzy, konkludować Kaczyński.
- Cieszę się, że REM zwróciła uwagę na zjawisko, które niepokoi uczestników życia politycznego. Z perspektywy doświadczenia 11 lat pracy w Radzie Miasta Poznania i od października w Senacie muszę powiedzieć, że niejednokrotnie spotykałem się z diametralnie odmiennymi relacjami różnych mediów z tych samych wydarzeń. Budzi to uzasadnione podejrzenia, że często poglądy i sympatie polityczne dziennikarza rzutują na publikowane relacje, pozbawiając je obiektywizmu - uważa senator Przemysław Aleksandrowicz (PiS).
WW

"Nasz Dziennik" 2006-03-02

Autor: ab