Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Leo Beenhakker przeprosił Antoniego Piechniczka

Treść

Topór wojenny został wczoraj (czy na stałe?) zakopany: Leo Beenhakker przeprosił za swoją skandaliczną wypowiedź Antoniego Piechniczka. Wiceprezes PZPN, choć poruszony, słowa selekcjonera przyjął. Panowie podali sobie ręce i obwieścili, iż łączy ich troska o dobro polskiej piłki nożnej. Obecnemu i byłemu trenerowi naszej reprezentacji już od dawna nie było po drodze, zawrzało w sobotę, gdy Holender w jednym z wywiadów powiedział, że Piechniczek dla niego jest nikim, "a cała jego egzystencja sprowadza się do wygadywania bzdur na mój temat". Zawrzało, bo zawrzeć musiało. Część obserwatorów odebrała to jako celową prowokację, która miała doprowadzić do zerwania kontraktu przez PZPN i co za tym idzie - wypłacenia trenerowi z góry sowitego odszkodowania. W poniedziałek Beenhakker został w trybie nagłym wezwany na spotkanie przez Grzegorza Latę, prezesa związku, a wczoraj panowie kontynuowali rozmowę, tym razem w towarzystwie Piechniczka. Do rewolucji nie doszło. Selekcjoner pracy nie stracił, ale musiał się ukorzyć. - Obydwa spotkania miały związek z wywiadem, jakiego udzieliłem. Wbrew pojawiającym się pogłoskom nie był on żadną prowokacją, mającą na celu mój "rozwód" z PZPN. Główną jego przesłanką było uświadomienie wszystkim, jak wielkie i niewykorzystane wciąż możliwości ma polska piłka nożna. Potwierdziło je choćby niedawne zgrupowanie reprezentacji w Turcji. Moją pierwszą opcją i ambicją jest nadal prowadzenie narodowej drużyny i doprowadzenie jej do finałów mistrzostw świata w RPA - przyznał Beenhakker, dodając: - Chciałbym jednak publicznie przeprosić za słowa, że pan Piechniczek dla mnie nie istnieje. Powiedziałem tak, a nie miałem do tego prawa. Przez ostatnie 2,5 roku nie mówiliśmy tym samym piłkarskim językiem, ale mam wrażenie, że dzisiejsze spotkanie wyjaśniło nieporozumienia. Doszliśmy do właściwego przekonania, że nie chodzi o Piechniczka i Beenhakkera, ale o polską piłkę i jej rozwój. Mam nadzieję, że obaj krok po kroku będziemy umieli się porozumieć i podejmować dobre decyzje, poprawiające futbol pod każdym względem, szkoleniowym, strukturalnym itd. Piechniczek, wyraźnie poruszony całą sytuacją, przeprosiny Holendra przyjął. - Nie czułem się najlepiej po przeczytaniu artykułu, nie wiedziałem, na ile te słowa były sprowokowane określoną sytuacją, a na ile wyrażały wewnętrzne przekonania trenera Beenhakkera. Ja sam zawsze starałem się w mediach nie wypowiadać o nim negatywnie, cedziłem każde słowo, by go nie urazić. Przeprosimy przyjmuję - powiedział obecny wiceprezes PZPN i były selekcjoner, który doprowadził Polskę do trzeciego miejsca na mundialu w Hiszpanii. Piechniczek obiecał przy okazji, iż nikt nie ma i nie będzie miał zamiaru przeszkadzać Holendrowi w pracy i naruszać jego autonomii jako szkoleniowca. - Interes polskiej piłki wymaga, by nasza współpraca układała się jak najlepiej - przyznał. Beenhakker za swój niepokorny charakter pracy nie stracił. Przynajmniej do czasu marcowego meczu eliminacji do mistrzostw świata może czuć się bezpieczny; jeśli jednak polegnie w starciu z Irlandią Północną, temat jego dymisji z pewnością powróci. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-12-17

Autor: wa