Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lekceważony parlament

Treść

Podczas sejmowej debaty nad projektem uchwały wzywającej premiera do dymisji rządu, Marek Belka nie powiedział nic konkretnego, skupiając się na gloryfikowaniu swoich dokonań i ostrym krytykowaniu Sejmu. O swoim planie politycznym postanowił poinformować na innym forum - w Fundacji Batorego. Sytuacja ta oburzyła posłów. Premier swym zachowaniem wymusił postawienie pytania o główny ośrodek władzy w Polsce - czy jest nim parlament, czy środowisko Fundacji Batorego?
Oburzenie w trakcie debaty, którą w pewnym momencie opuścili nie tylko Belka, ale wszyscy członkowie Rady Ministrów, wyrazili Antoni Macierewicz (RKN) i Roman Giertych (LPR). Wcześniej uwagę na niecodzienną sytuację zwrócił prowadzący obrady wicemarszałek Józef Zych (PSL). Antoni Macierewicz złożył wniosek o przerwę w debacie do powrotu Belki. Wniosek nie był jednak głosowany, bowiem marszałek Włodzimierz Cimoszewicz uznał, że w debacie, zgodnie z regulaminem Sejmu, pytania są zadawane posłowi wnioskodawcy, a wniosek był LPR-u.
Giertych apelował do premiera, ale już po opuszczeniu parlamentu przez niego, by swoje "polityczne oświadczenie" wygłosił z trybuny sejmowej, a nie w Fundacji Batorego. W chwili, gdy Sejm czekał na premiera, ten rozpoczynał swoje wystąpienie w siedzibie Fundacji Batorego.
- Dowiaduję się, że Sejm postanowił przerwać obrady, by posłuchać, co mówię "na salonie", co jest oznaką pewnego ozdrowienia, bo znaczy, że interesuje się tym, co się tutaj dzieje - stwierdził arogancko Belka.

Premierowskie kłamstwa
Ta k jak premier zamierzał, tak też zrobił. To w Fundacji Batorego, a nie w Sejmie przedstawił swój plan polityczny. Mówił o tym, że "od pierwszego dnia funkcjonowania rządu starał się realizować program bliski temu, co mówią twórcy Partii Demokratycznej" (tworzonej przez polityków Unii Wolności, SLD, Lecha Wałęsę i Aleksandra Kwaśniewskiego). - Zrobię wszystko, aby 5 maja Sejm zdecydował o samorozwiązaniu - powiedział. Sęk w tym, że zgodnie z Konstytucją premier nie może nic zrobić w tej sprawie. Ba, nie jest nawet parlamentarzystą, by stać się jednym z minimum 307 posłów głosujących za uchwałą. - Co by się wówczas nie stało, ja uznam, że misja mojego rządu będzie wypełniona z sukcesem - dodał. To by oznaczało, że nawet jeśli Sejm nie skróci swojej kadencji, premier poda się do dymisji. - Wybory odbędą się 19 czerwca - uważa premier. Ale nie ma racji. Jeśli bowiem podałby się do dymisji 5 maja, to wybory, bez naruszania Konstytucji, mogłyby się odbyć dopiero w lipcu. A może wówczas ktoś poprosi Belkę, by "dla dobra kraju nie podawał się do dymisji, by nie było wyborów w wakacje"...
Przemawiający w imieniu wnioskodawców Roman Giertych pytał szefa rządu, "co ma w sobie Unia Wolności, że ministrowie ją wybierają". - To środowisko przy Okrągłym Stole uzyskało pewne koncesje, które pozwalają tej grupie rządzić nawet wówczas, gdy nie wygrywa wyborów - mówił lider LPR.
W Sejmie Belka powiedział jedynie to, co już słyszeliśmy w tej sali wielokrotnie - premier opowiada się za wiosennym terminem wyborów, a jedynym sposobem na to jest skrócenie kadencji Sejmu. - Bo w przeciwnym razie zaczynamy grę, czyli to, co ci panowie najbardziej lubią - stwierdził. Jednak de facto w Fundacji Batorego nie wykluczył prowadzenia takiej gry, jeśli posłowie nie przyjmą uchwały 5 maja.
Rozkład głosów w debacie nie był zaskoczeniem. Jedynie głos Jana Łopuszańskiego (Porozumienie Polskie) był odmienny od pozostałych, gdyż prócz potwierdzenia woli zakończenia tej kadencji zapytał on wnioskodawców, jaki pomysł na Polskę i przyszły rząd nam proponują.

Dwa sprzeczne plany
W końcówce debaty, niedługo potem gdy w Fundacji Batorego premier deklarował sympatię dla nowo tworzącej się Partii Demokratycznej, w Sejmie głos zabierał jego zastępca, który już przystąpił do nowej formacji - Jerzy Hausner. Zapewniał posłów, że premier właśnie w Sejmie poinformował o swoich planach politycznych, choć może "nie wprost". Wicepremier nie odpowiedział już wicemarszałkowi Zychowi, który pytał, czy wobec przedstawianych planów politycznych kierownictwa rządu wykaz projektów ustaw, jakie złożył w prezydium Sejmu, trzeba wyrzucić do kosza. - Znajduje się tam wiele punktów, także wyznaczonych na czerwiec, więc jak to się ma do tak szczegółowo nakreślanego przez Panów scenariusza? - pytał Zych.

Frasyniuk już wie
W swoim wystąpieniu w miejscu, które uznał za stosowniejsze, Belka stwierdził, że 5 maja podejmie decyzję o swojej przynależności politycznej. Tymczasem przysłuchujący się jego wystąpieniu Władysław Frasyniuk powiedział dziennikarzom, że zna już decyzję premiera i "głęboko wierzy", że przystąpi on do Partii Demokratycznej 5 maja. Na konferencji prasowej Belka przyznał, że podjął decyzję, ale poinformuje o niej dopiero 5 maja.
Teoretycznie nie wiadomo, jak w świetle takich deklaracji zachowają się liderzy SLD, którzy zapowiadali, że w chwili, gdy Belka opowie się za nowo powstającą siłą polityczną, Sojusz wycofa swoje poparcie dla tego gabinetu. Nie wydaje się jednak, żeby zrealizowali swoje pogróżki. Przy całej niechęci panującej między Belką a SLD wyraźnie łączy ich jeden cel: doprowadzenie za wszelką cenę do referendum w sprawie traktatu konstytucyjnego Unii Europejskiej, połączonego z I turą wyborów prezydenckich. Tutaj plany premiera i liderów Sojuszu, a także prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego zbiegają się na dacie 26 września.
Mikołaj Wójcik



Ustrój prezydencko-okrągłostołowy
Jaki ustrój polityczny mamy w Polsce? Student politologii powie, że parlamentarno-gabinetowy. I egzaminator musiałby zaliczyć mu tę odpowiedź, bo teoretycznie jest ona prawdziwa. Ale teoria głosi, że to w parlamencie zapadają decyzje.
Marek Belka, mając wczoraj do dyspozycji mównicę sejmową, skupił się na krytykowaniu opozycji, że "nie jest z rządem". Może na zasadzie "per analogiam" sądzi, że skoro koalicja jest w opozycji do rządu, to opozycja ma podobne kłopoty z błędnikiem? A jeśli takich kłopotów nie ma sam premier, to jak wyjaśnić fakt, że swoje przemówienie do posłów wygłosił nie w Sejmie, ale w siedzibie Fundacji Batorego? Nie był zaskoczony terminami, jak próbował wmawiać posłom wicepremier Hausner.
Gdy Marek Belka zostawał szefem rządu, mówiono, iż jedyny ośrodek władzy w Polsce znajduje się w Pałacu Prezydenckim. To tam podejmowano wszelkie decyzje, także dotyczące kształtu koalicji. To się nie zmieniło, ale dziś drugim po Aleksandrze Kwaśniewskim patronem Belki-polityka staje się Władysław Frasyniuk. "Nowa lewica" zaczyna tworzyć się wokół Unii Wolności. To tam jest miejsce dla polityków "odpowiedzialnych i nieskompromitowanych". Czym charakteryzują się takie osoby? Przede wszystkim muszą szanować, podziwiać, czcić i wielbić zjawisko nazywane Okrągłym Stołem.
Wokół zbierają się wszyscy wyznający te zasady. Najwyższym wskaźnikiem odpowiedzialności nowej partii jest fakt "bycia dumnym z 16 lat transformacji". A jaka to odpowiedzialność, kiedy w Unii Wolności pełno jest osób współwinnych klęski gospodarczej rządów AWS i Unii Wolności? Kiedy jego sztandarową postacią zostaje Hausner, skompromitowany swoim programem pseudooszczędnościowym?
Jest jeden plus powstawania tej partii. Wreszcie dochodzi do ujawnienia przewidywanego od lat przez obserwatorów sceny politycznej zjednoczenia Unii Wolności z SLD. Ale czy ktoś przewidywał, że jednej partii będą kibicowali Kwaśniewski i Wałęsa ze swoją "lewą nogą"?
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2005-03-04

Autor: ab