Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lekarzu, nie lekceważ zagrożenia

Treść

Liczba osób, u których występują niepożądane reakcje na leki w postaci nadwrażliwości i alergii, jest w Polsce coraz większa. Mimo że nie ma badań i problem jest bagatelizowany, powinna odbyć się powszechna debata na ten temat - uważa prof. Michał Kurek, kierownik katedry zakładu alergologii klinicznej Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie. Ponad 50 proc. leków dopuszczonych do obiegu wywołuje niepożądane reakcje. Mogą im zapobiegać lekarze, jednak ci zamiast przeprowadzać szczegółowy wywiad o danym pacjencie, wolą szybko przepisać leki i pozbyć się problemu. W rezultacie narażają życie i zdrowie pacjenta.

Niepożądane reakcje na leki to coraz większy problem. - Aż 20 proc. z nich to nadwrażliwość i alergie - powiedział dr Wojciech Łuszczyna podczas wczorajszej konferencji w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. - Tymczasem w naszym kraju brakuje odpowiednich badań - stwierdził.
Podobne zdanie ma prof. Michał Kurek. - W Polsce brakuje powszechnej debaty na ten temat, bo z badań Amerykanów wynika, że aż 6,5 proc. chorych jest z tego powodu hospitalizowanych, w Polsce jest podobnie, ale nikt tego nie dostrzega, albo nie chce dostrzec - powiedział.
Największy problem to złe dobieranie leków, co jest później przyczyną nadwrażliwości. - Winę za to ponoszą lekarze, którzy nie robią podstawowej rzeczy: nie przeprowadzają wywiadu, by zdiagnozować chorobę i dowiedzieć się, jakie inne leki przyjmuje dany pacjent - podkreślił prof. Kurek.
Niepożądane reakcje na leki biorą się przede wszystkim z nadwrażliwości na dany składnik preparatu. Jednak, by to zdiagnozować, potrzebny jest prawidłowy wywiad i dobranie bezpiecznego leku zastępczego. Czasem potrzebne są także próby skórne i badania laboratoryjne.
Nie każda nadwrażliwość jest alergią, występuje ona częściej u kobiet, oraz osób, u których jest już to uwarunkowane genetycznie. Objawy nadwrażliwości nie różnią się niczym od alergicznych, najczęściej widać je na skórze. Każde powikłanie polekowe wychodzi na skórze i nawet jeśli internista "pozbył się" pacjenta, trafia on na leczenie do dermatologa. Jednak zdaniem prof. Michała Kurka, polska dermatologia jest stosunkowo słabo rozwinięta w tym kierunku. I często choroba, z jaką zgłasza się pacjent do lekarza, nie jest diagnozowana jako nadwrażliwość na lek. A reakcje na paracetamol, aspirynę czy inne leki zawierające kwas acetylosalicylowy mogą objawiać się w postaci pokrzywki (obrzęku), rumienia czy osutki plamisto-grudkowej. Zdarzają się też ciężkie polekowe skórne reakcje pęcherzowe.
Jest także problem anafilaksji - natychmiastowej reakcji na podany lek. Zdarza się ona najczęściej po przyjęciu leku w formie zastrzyku, czy też w szpitalach przy operacjach. Wtedy, by uratować życie pacjenta, konieczny jest rzetelnie przeprowadzony wywiad.
Jak podkreślił profesor Kurek, wiele w diagnozowaniu przypadków nadwrażliwości na leki dałby obowiązek podawania przez firmy farmaceutyczne pełnego składu preparatu. Podał przykład 35-letniej kobiety, u której nastąpiła silna reakcja na Depo-medrol. - Zwróciłem się do firmy Pfizer, która wypuściła na rynek ten preparat. Niestety po trzech miesiącach od zapytania dostałem odpowiedź, że nie mają obowiązku podawać mi pełnego składu leku - opowiadał.
Dopiero Jelfa, która też produkowała podobny preparat, udostępniła jego skład i wtedy można było pomóc pacjentce. - Dlatego kolejny raz powtarzam: trzeba doprowadzić do tego, by firmy farmaceutyczne podawały pełny skład leku - stwierdził prof. Michał Kurek.
Anna Skopinska
"Nasz Dziennik" 2007-06-14

Autor: wa

Tagi: alergia