Legendarny pianista
Treść
O wielkim artyście Arturo Benedettim Michelangelim z prof. Lidią Kozubek z Akademii Muzycznej w Warszawie rozmawia Elżbieta Skrzypek
Proszę pokrótce przypomnieć sylwetkę Michelangelego.
- Był to jeden z największych pianistów świata, a niektórzy piszący o nim wręcz uważają, że największym pianistą XX wieku. Jako datę jego urodzenia podaje się zwykle 5 stycznia 1920 roku. Sam Michelangeli powiedział mi kiedyś, że urodził się "w pierwszej godzinie dnia 6 stycznia". Dzieciństwo spędził w Brescii, stąd uznaje się to miejsce za jego miasto rodzinne. Muzyki najpierw uczył się u ojca, z zawodu prawnika, a z zamiłowania muzyka i kompozytora, następnie w Instytucie Muzycznym "Venturi", a potem w konserwatorium w Mediolanie, które ukończył w wieku 14 lat. Oprócz fortepianu uczył się gry na skrzypcach, pobierał także lekcje gry na organach oraz kompozycji.
Hrabiowska rodzina, aczkolwiek rozmiłowana w muzyce, nie życzyła sobie jednak, aby Arturo został pianistą. Wypływało to z wysokiego pojęcia o sztuce, z której nie należało robić zawodu. Tak więc Arturo zdecydował się usamodzielnić w 15. roku życia. Jednak na prośbę rodziny studiował przez kilka lat medycynę.
Po wygraniu konkursu pianistycznego w Genewie w 1939 r. rozpoczęła się jego kariera artystyczna. Przerwała ją II wojna światowa. Lata wojny - m.in. udział w partyzantce - pozostawiły ślad na delikatnym zdrowiu artysty. W swoich ukochanych górach, a później w La Vernie - miejscu uświęconym życiem św. Franciszka - Michel-angeli powracał powoli do zdrowia i do koncertowania. Bardzo ważnym wydarzeniem w jego karierze (jak również dla polskiej publiczności) były koncerty w Warszawie, podczas Konkursu Chopinowskiego, którego był jurorem w 1955 roku.
Na czym polegała - zdaniem Pani Profesor - wartość sztuki wykonawczej tego artysty?
- Wysokie założenia artystyczne nakazywały mu przyjęcie postawy służebnej w stosunku do muzyki, a nie używania jej dla własnej chwały i korzyści. Swoje wykonawstwo, podobnie jak i pedagogikę, traktował jako powołanie i misję dzielenia się swoim talentem.
Mimo iż jego powściągliwe zachowanie nie sprzyjało rozgłosowi, znawcy i miłośnicy jego sztuki pielgrzymowali z różnych krajów na jego koncerty.
Artysta ten kierował się wysublimowaną estetyką, nieschlebiającą pospolitym gustom niewyrobionej publiczności. Jego ekspresja artystyczna nie zniżała się do poziomu niekontrolowanego wyżywania się w imię źle pojętej indywidualności. Kierował się raczej arystokratycznym smakiem, pełnym umiaru, chociaż niepozbawionym serdecznego ciepła. Sam mówił, że "grając, trzeba promieniować miłością". Jego pianistyka łączyła najwyższą maestrię z klasyczną elegancją.
Przeżycia artystyczne, jakie dawała jego sztuka, przenosiły słuchaczy niemal w "zaświaty". Michelangeli wzruszał, poruszał, kazał myśleć, inspirował, uszlachetniał psychikę ludzką.
Jego osobowość nadawała jego kreacjom muzycznym wielki styl, rozmach, szeroki oddech. Był zjawiskiem wyjątkowym, także jako połączenie pianisty i pedagoga na tak wysokim poziomie.
Jak wyglądały lekcje z Michel-angelim?
- Były indywidualne i odbywały się tylko w dniu i o godzinie, którą Michelangeli uznał za dojrzałą, a o której wcześniej nie uprzedzał ucznia. Dyskretnie słuchał, jak ćwiczyliśmy, i kiedy kompozycja była dostatecznie przygotowana, a uczeń miał najlepsze warunki psychiczne na przyjęcie "wtajemniczenia" - którym właśnie były lekcje z tym artystą, wtedy maestro prosił go na lekcję. Nigdy nie przebiegały one stereotypowo. Czasami padała tylko jedna uwaga, pod wpływem której cały utwór zmieniał się nie do poznania. Kiedy indziej maestro kazał powtarzać opracowywane miejsce lub frazę, aby mieć pewność, że wskazówka została zrozumiana. Wtedy jego cierpliwość budziła najwyższy podziw.
Podczas lekcji wydawało się, że w obecności Michelangelego otwierały się nagle oczy i uszy, i nie wiadomo, dlaczego rozwiązania tak na pozór proste i oczywiste, przedtem się nie nasuwały. Była to pedagogika, która za pośrednictwem niezwykłej osobowości mistrza uchylała rąbek tajemnicy świata muzyki.
Michelangeli miał ogromne wymagania w stosunku do siebie, dlatego nie dziwi fakt, że i od uczniów wymagał wiele, ale nie ponad ich możliwości.
Kończąc tę opowieść o wielkim artyście, dodam, że Michelangeli ostatnie lata swego życia spędził w Szwajcarii, w okolicy Lugano. Zmarł w nocy z 11 na 12 czerwca 1995 roku. Na jego skromnym grobie umieszczono tylko prosty, drewniany krzyż - tak, jak sobie tego życzył.
Dziękuję za rozmowę.
We Włoskim Instytucie Kultury w Warszawie (ul. Marszałkowska 72, godz. 18.00) odbędzie się dziś wieczór poświęcony pamięci legendarnego pianisty - Arturo Benedettiego Michelangelego (1920-1995). Wystąpią jego uczniowie: prof. Lidia Kozubek i prof. Jerzy Godziszewski. Przypomną utwory wybrane z tych, które opracowywali razem z mistrzem. Wspomnienie o pianiście wygłosi prof. L. Kozubek, autorka m.in. książki o tym artyście, przetłumaczonej na jęz. włoski. Zaprezentowane zostaną wybrane nagrania pianisty.
"Nasz Dziennik" 2007-02-02
Autor: wa