Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lecz duszy zabić nie mogą

Treść

Mija 26 lat od uprowadzenia i zamordowania bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Do dziś - mimo osądzenia i skazania głównych sprawców zbrodni - jej mocodawcy nie zostali wykryci. Zaliczenie męczennika komunizmu do grona błogosławionych 6 czerwca 2010 r. stało się pieczęcią wiarygodności świadectwa życia tego nieugiętego kapłana, potwierdzeniem prawdziwości słów, które głosił. W dniu pierwszego wspomnienia liturgicznego bł. ks. Jerzego warto zadać sobie pytanie, w jakim stopniu zachowały one dziś aktualność.
Ćwierć wieku to całe pokolenie. Zapewne za mała jest perspektywa czasowa, abyśmy mogli w pełni dostrzec skalę zmian, które się dokonały. Nie chodzi nawet o ich wartościowanie, ale o sposób rozumienia wolności, aksjologię, priorytety. Uparcie głoszone hasło, powtarzane w różnych konfiguracjach politycznych, aby "wybierać przyszłość", doprowadziło m.in. do tego, że młodzież profanująca krzyż na warszawskim Krakowskim Przedmieściu krzyczała: "Piotrowski na prezydenta!". Nie wiem, czy młodzi ludzie (być może przez kogoś sprowokowani) byli świadomi, kim był płk Grzegorz Piotrowski, jeden z zabójców ks. Jerzego, jak też czym zajmowała się organizacja, którą reprezentował. W szkołach zwykle brakuje czasu na historię współczesną - zresztą, kto by się nią przejmował, skoro od lat jak mantra przez różne "postępowe" środowiska powtarzane są słowa, że świadomość historyczna to kula u nogi Europejczyka? Problem polega na tym, że na te słowa w żaden sposób nie zareagowały media czy obserwatorzy zajścia. Jak stwierdziły autorytety, to była tylko "niewinna" zabawa czy - używając modnego ostatnio pojęcia - happening. Tym razem jego pozytywnym bohaterem był morderca. I nikomu to nie przeszkadzało...
Co jest gorsze: nienawiść czy obojętność?
Czasem stawiamy sobie pytanie: czy dziś ludzie chcieliby słuchać ks. Jerzego? Co zrobiłyby z nim media? Pewnie by go ośmieszono, ukazano jako kogoś, kto nie rozumie mechanizmów rządzących światem, nazwano szaleńcem i zarzucono, że wtrąca się do polityki. Głos Kościoła zawsze był niewygodny dla rządzących. Niewiele się zmieniło na przestrzeni dziesięcioleci. Starsi pamiętają: ćwierć wieku temu po konferencjach prasowych Jerzego Urbana można było odnieść wrażenie, że gdyby nie "seanse nienawiści" w żoliborskim kościele, Polska byłaby krainą powszechnej szczęśliwości, krajem mlekiem i miodem płynącym. "Wywrotowiec Popiełuszko" wszystko zniweczył. Dziś też są tacy, którzy uważają, że gdy "uciszy" się Kościół, wszystkie problemy Polski przestaną istnieć. Rytm bębenka jest ten sam, choć mantra nieco inna, i kto inny w niego uderza...
Patrząc na komunizm lat 80. współczesny ks. Jerzemu: bezwzględny, brutalny, prymitywny w swoich metodach - i zestawiając go z dzisiejszymi gabinetowymi dyskusjami na temat obecności krzyża i zasad Ewangelii w życiu publicznym, ze skandalizującymi tezami posła z Lublina, iż dziecko poczęte to "przed-człowiek", aplauzem dziennikarskiej gawiedzi po kolejnym wybryku pijanej młodzieży krzyżującej pluszowego misia - trudno oprzeć się pokusie przytoczenia słów Władimira Sołowjowa sprzed ponad wieku. W 1900 roku pisał, że na początku XXI wieku antychryst nie będzie już krwawym tyranem, odrażającym w swoim działaniu, lecz będzie "podobać się wszystkim, będzie miły dla wszystkich, spokojny w każdej sprawie, wrażliwy na drugiego tak, że wszyscy będą go chwalić, mówiąc: oto człowiek sprawiedliwy!" (W. Sołowjow, Krótka opowieść o Antychryście). "Antychryst XXI - stwierdza dalej pisarz - będzie wszechstronnie wykształconym i charyzmatycznym humanistą, który swoją ogładą porwie zsekularyzowane, zachodnie społeczeństwa. Nie będzie walczył w bezpośredni sposób z chrześcijaństwem, a postara się je oswoić i zlaicyzować, stawiając szczególny nacisk na prawa człowieka". Trudno odmówić słuszności tej tezy, jak też tego, że uosabiana jest ona na różne sposoby w naszej polskiej rzeczywistości. Wystarczy rozejrzeć się dookoła.
Święci są dla ludzi
Brzmi to banalnie, ale warto zgłębić sens tego stwierdzenia. Świętych ogłasza się po to, by stawali się lustrem, w którym idące za nimi pokolenia będą się mogły przeglądać, szukać inspiracji. Mają umacniać świadectwem wiary i miłości. Nie miałaby sensu żadna beatyfikacja czy kanonizacja, gdyby chodziło w niej tylko o ukazanie duchowego zwycięstwa, podkreślenie heroiczności życia, chwałę. Kościół wynosi ich na ołtarze dlatego, by umocnić wierzących, ukazać przykład ukonkretnienia się ducha Ewangelii w człowieku. Przypomniał o tym w homilii podczas Mszy św. beatyfikacyjnej 6 czerwca 2010 r. ks. abp Angelo Amato. Mówił, że w "obliczu odradzających się prześladowań skierowanych przeciw Ewangelii i Kościołowi ks. Jerzy stał się szczególnym świadkiem Chrystusa". Podkreślił, iż wobec ogromnej ilość fałszywych tonów, które dają się słyszeć we współczesnym świecie, narastającego relatywizmu i wrogości wobec Boga, mającej ukonkretnienie w prześladowaniach i śmierci setek tysięcy chrześcijan, nie wolno stać obojętnie. Nie można się też wystraszyć impetu, z jakim uderza zło. - Chrześcijaninowi nie może wystarczyć jedynie potępienie zła, kłamstwa, nikczemności, przemocy, nienawiści, zniewolenia - mówił ksiądz arcybiskup. - On sam musi być autentycznym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości - podkreślał. Konieczne jest ewangeliczne świadectwo miłości. Jako potwierdzenie tych słów zacytował słowa ks. Jerzego z ostatniej odprawianej przez niego Mszy św. w Bydgoszczy, 19 października 1984 r.: "Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy". Tylko taka postawa ma moc kruszenia najtwardszych murów, wyrastających w ludzkich sercach, dzielących narody.
Słowa zawsze ważne
Przesłanie bł. ks. Jerzego nie dezaktualizuje się. Świętość nie podlega, gdyby chcieć użyć kolokwializmu, "terminowi przydatności do spożycia". Da się w niej odnaleźć blask, który nie pochodzi od człowieka, ale jest odbitym w nim jak w lustrze światłem samego Boga. Dlatego tak bardzo jednych fascynuje, przez innych jest znienawidzona i staje się znakiem sprzeciwu. Zaskakiwać mogą jedynie impet i wielość środków, jakie zostają użyte, aby ją niszczyć. Przykładem jest to, co się stało 19 października 1984 r., gdy okrutnie zamordowano kapłana z Żoliborza. Faktu nie da się wyjaśnić, posługując się tylko argumentami rozumu. Jest w tym wydarzeniu zawarta jakaś przerażająca demoniczność, w tle czai się potworne zło jako siła totalnie zwrócona przeciwko Bogu i człowiekowi. Choć dziś nie ma systemu komunistycznego, owa złowieszcza obecność nie zniknęła przecież ze świata. Wysubtelniały metody, jakimi posługuje się szatan. Ciągłej ewolucji podlegają struktury stanowiące nośniki ideologii zła. Choć zmienia się kontekst społeczny, kulturowy, to człowiek, zagrożenia, którym podlega, są takie same. Czego zatem dziś, 26 lat po męczeńskiej śmierci, może nas nauczyć bł. ks. Popiełuszko? Gdzie tkwi sedno uniwersalizmu dziedzictwa, jakie zostało nam przypomniane w niedzielę, 6 czerwca, przy okazji jego beatyfikacji? Jak je zrozumieć, aby zachowało swoją aktualność?
Niewidzialny i bezwzględny
Święta Teresa mówiła, że szatan ma dwojaką taktykę docierania do człowieka. Pierwsza to wmawianie, że go nie ma. Druga - przekonywanie ludzi, że jest wszechmocny. Obie, niestety z powodzeniem, stosuje także dziś. Jeśli przyjmiemy, że komunizm był strukturalną emanacją zła, klarowna staje się strategia, jaką się posługiwał, aby utrzymać władzę nad ludźmi. Z jednej strony była to dialektyczność, która zło kazała nazywać dobrem, okrucieństwo racją stanu, ukrywała wszystko pod tyleż wzniosłymi, co fałszywymi hasłami. Z drugiej było to bazowanie na strachu.
Setki tysięcy etatowych pracowników bezpieki, agentów, donosicieli, konfidentów miały stworzyć wrażenie, że monolitu nowego świata, zbudowanego na marksistowsko-leninowskiej utopii nikt i nic nie będzie w stanie poruszyć. Dopiero kiedy to sobie uświadomimy, jasna staje się panika w szeregach partii, gdy pojawił się na warszawskim Żoliborzu, potem w hucie, a wreszcie w innych miejscach w Polsce kapłan, niemający przecież szczególnych predyspozycji kaznodziejskich, ale posiadający coś, co paliło reżimowych funkcjonariuszy jak woda święcona: odwagę. Jego słowa o sile prawdy, nienaruszalności ludzkiej godności, konieczności pokonywania w sobie lęku i nienawiści sprawiały, że ludzie przestawali się bać. Naruszone zostało zatem, gdyby chcieć użyć literackiego porównania, "jądro ciemności". Szatan został zdemaskowany. Zaczął się wściekać. "Wielu z nas otwierało oczy ze zdumienia! - wspomina Janusz Olewiński, siedlecki działacz opozycyjny, uczestnik Mszy św. za Ojczyznę. - Dokonywała się radykalna przemiana myślenia. Zaczynaliśmy rozumieć, że wolność ma swój początek we wnętrzu człowieka. I że ona jest najważniejsza. Reszta jest dopowiedzeniem. Kiedy wracaliśmy do naszych domów, było w nas coś, co sprawiało, że ZOMO, esbecy szaleli z wściekłości. Ale myśmy się ich nie bali"... Tutaj nastąpiło pierwsze i najważniejsze pęknięcie.
Prawda zawsze jest zwięzła
Choć bł. ks. Jerzy oddał swoje życie, to przecież jego śmierć nie była porażką. "Jego oprawcy nie byli w stanie, nie mogli uśmiercić Prawdy. Tragiczna śmierć naszego męczennika była w rzeczywistości początkiem powszechnego nawrócenia serc do Ewangelii. Śmierć męczenników jest istotnie posiewem chrześcijan" - przypomniał ks. kard. Amato na placu Piłsudskiego w niedzielne przedpołudnie, 6 czerwca 2010 roku. Zło, wraz ze swoją taktyką, zostało zdemaskowane. Męczeństwo pobudziło miliony ludzi do działania, sprawiło, że wielu z nich się nawróciło. To, czego może nas dziś nauczyć nowy święty patron naszej Ojczyzny, to wiara w kreatywną siłę dobra. "Zło dobrem zwyciężaj!" - stale przypominał. Nie ma wrogiego Bogu komunizmu, ale zstąpiły go nowe totalitaryzmy, które głosząc hasła wolności, w istocie zakładają człowiekowi kajdany - gorsze od tych sprzed ćwierćwiecza, bo przecież niewidzialne. Nawrócenie to powrót do Prawdy. Chrystus to Droga, Prawda i Życie. Każda próba budowania czegokolwiek bez Niego skazuje na porażkę. Błogosławiony ks. Jerzy zaświadczył, że wierność tej zasadzie warta jest każdej ceny.
ks. Paweł Siedlanowski
Nasz Dziennik 2010-10-19

Autor: jc