Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Lectio Divina #17 Nie stawiajcie oporu złemu / Mt 5,38-42

Treść

Spróbujmy teraz, korzystając z takich narzędzi, jakie mamy, podejść do tego tekstu i zobaczyć, do czego on może nas prowadzić, czy do czego może nas prowokować.

Dzisiaj przechodzimy do kolejnego fragmentu. Jest on bardzo krótki.

Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię ktoś, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie.

Myślę, że w Regule, podobnie jak w Ewangelii jest bardzo dużo takich fragmentów, które, kiedy je czytamy albo słyszymy w kościele, budzą nasz niepokój, bądź zażenowanie. Czasami wywołują one taką bezradność, że aż nie wiemy, w jaki sposób do pewnych kwestii mamy podchodzić. Gubimy się w tym, w jaki sposób mamy czytać. Myślę, że możemy zrobić całą listę takich wyimków z Ewangelii chociażby: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną nie jest Mnie godzien (Mt 10,38) albo Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity (J 12,24). Są to te wszystkie te fragmenty, które dotyczą krzyża, cierpienia, umierania. Myślę, że słyszeliśmy na ten temat nieskończoną ilość kazań, czy konferencji. Natomiast myślę, że bardzo ważną rzeczą jest to, żebyśmy zaakceptowali fakt, że są takie zdania w Ewangelii, których nam nikt nie wyjaśni. Nikt nam nie wytłumaczy, co to znaczy brać krzyż i iść za Jezusem. Nikt nam nie wytłumaczy, w jaki sposób mamy obumrzeć, jak ziarno pszenicy. A jeśli ktoś próbuje robić takie rzeczy, to trzeba szybko uciekać, bo to jest jakiś manipulator albo szarlatan. Są zdania w Ewangelii, które możemy zrozumieć tylko my, nikt nam nie powie, jak mamy je rozumieć, z tego względu, że mamy je wcielić w naszym życiu. W dużej mierze od tego, kim jesteśmy, jak żyjemy, jakie są nasze obowiązki, jakie zadania stawia przed nami Bóg czy bliźni, będzie zależało to, w jaki sposób te zadania zawarte w Ewangelii będziemy wypełniać.

To od razu odsyła nas do tego, że kiedy uprawiamy lectio divina, kiedy czytamy Słowo Boże, nie mamy obowiązku od razu zrozumieć wszystkiego. Są takie teksty, z którymi się mamy zmagać do końca życia. Będą one zagadką o nas i być może będą i takie teksty, których nigdy nie zrozumiemy. Nie jest naszym zadaniem, zrozumieć i skomentować całe Pismo Święte. Mogą pozostać teksty, które są dla nas niejasne.

Po za tym pamiętajmy, że te zdania, do których wracamy i które są dla nas niejasne, pozostają w nas w jakiś sposób, ilekroć do nich wracamy. One w nas są i mają moc kształtować w nas pewien stosunek do świata. Pamiętam, że czytałem kiedyś wypowiedź Tadeusza Mazowieckiego. Mówił on, że na pytania, na które nie ma odpowiedzi, nie odpowiadamy na siłę, tylko przez nasz stosunek wobec nich. W człowieku jest gdzieś głęboko ukryta taka tendencja ucieczkowa, że musi odpowiedzieć na wszystko. Jeżeli nie odpowie, to odpowie byle co, żeby tylko nic go nie niepokoiło. Ewangelia jednak w dużej mierze ma siać w nas taki niepokój sumienia, stawiający pytanie, czy rzeczywiście postępujemy według przykazań Bożych. Jest to tekst, który ma nam pomóc wzrastać również poprzez zadawanie pytań, które rozbijają nasze dotychczasowe poglądy na świat. Może czasami zbyt są to poglądy zbyt ciasne, albo zbyt odjechane. Wszystko to jedna tworzy pewną rzeczywistość dynamiczną. Pamiętajmy o tym, że mamy do czynienia ze Słowem Bożym, które ma to do siebie, że jest twórcze, kreatywne i nigdy nie spoczywa. Bardzo pięknie o tym pisze Księga Mądrości, kiedy mówi o Duchu Bożym, który jest twórczy, niespokojny, rączy. Jest Go wszędzie pełno, tworzy nowe rzeczy. Więc to samo może odnosić się do Ewangelii.

Po trzecie, myślę, że teksty biblijne nie mają nigdy jednego tylko znaczenia. Być może brzmi to troszeczkę obrazoburczo. Jeżeli jednak w ogóle bierzemy się za jakiekolwiek literaturoznawstwo (prawdopodobnie to słowo mało kojarzy się z biblią), pierwszą rzeczą, której się uczymy jest przekonanie, że każdy tekst jest maszynką do produkowania sensów. I teraz nie chodzi o to, żebyśmy mówili, że nie ma czegoś takiego jak prawda. Chodzi o to, że Słowo Boże jest tak bogate, tak wielorakie – jak mówi Księga Mądrości – że potrafi oświecić, nadać sens życiu każdego człowieka. W zależności od tego, w jakiej obecnie sytuacji się znajdujemy, tak to Słowo Boże się akomoduje, że pomoże nam ono zrozumieć nasze życie. Teksty, które czytamy, kiedy one do nas wracają, nieustannie przybierają nowe znaczenie. Nam one pomagają pojąć wolę Bożą, żeby zrozumieć, czego Bóg od nas chce. Na tym też polega piękno i głębia lectio divina, że ze Słowem Bożym możemy prowadzić nieustanny dialog. Ono jest ciągle to samo, ale nigdy takie samo. brzemiennie nie zmienia się, ale sens jakby ciągle rośnie.

Święty Grzegorz Wielki w swoim komentarzu do Księgi Hioba mówił, że Słowo Boże rośnie wraz z czytającym je. To jest bardzo ciekawa intuicja świętego papieża, która właśnie zaznacza pogłębianie znaczenia tekstu, który mamy w ręku. Szczególnie dotyczy to tekstów tak prowokujących jak te, o których powiedzieliśmy sobie przed chwilą. W pewnym sensie można powiedzieć, że ten tekst, który słyszeliśmy, również należy do takich prowokujących tekstów. Na pewno zalicza się on do tekstów, na które musimy odpowiedzieć własnym życiem. Myślę, że ciężko byłoby z takich tekstów zbudować prawo, które będziemy narzucać tak, jak Talibowie narzucają wszystkim Koran. Ewangelia dotyka tego, co w człowieku najbardziej wrażliwe i delikatne. Dotyka ona nerwu wolności i prawa do decydowania o swoim życiu, o tym, co człowiek czyni, co zapomni, co wybaczy. Ten tekst dotyka jakby wprost tego, o czym teraz mówimy.

Spróbujmy teraz, korzystając z takich narzędzi, jakie mamy, podejść do tego tekstu i zobaczyć, do czego on może nas prowadzić, czy do czego może nas prowokować. Na samym początku Jezus mówi o tym, że istnieją powszechne opinie: „słyszeliście, że powiedziano: oko za oko, ząb za ząb”. Co ciekawe, zwróćmy na to uwagę , że, po pierwsze, Jezus nie odrzuca tego stwierdzenia, nie mówi, że to jest nieprawda, albo, że ten kto to powiedział jest głupi, albo, że to jest wbrew woli Bożej. On mówi: tak ludzie myślą, tak się toczy świat, oko za oko, ząb za ząb. I w pewnym sensie, żeby tę Ewangelię „ugryźć” na samym początku trzeba zmierzyć się z potocznym sposobem myślenia, do którego również i my przynależymy. Dopiero wtedy z Ewangelią można próbować zmieniać ten potoczny sposób funkcjonowania. To zupełnie tak, jak św. Benedykt mówi w Regule: „Słuchaj synu nauk mistrza i nakłoń ku nim ucho swego serca”. Zobacz, co mówi świat, a dopiero potem spróbuj zobaczyć, co na ten temat mówi Ewangelia.

Na samym początku mamy do czynienia z potocznym mniemaniem, na sposób którego funkcjonuje ten świat. Potem następuje streszczenie nauki Chrystusa Pana:

nie stawiajcie oporu złemu, lecz jeśli ktoś cię uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię ktoś żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie.

Tak naprawdę, to są rady, które powinny być ułożone i czytane w analogiczny sposób, jak narzędzia dobrych uczynków w czwartym rozdziale Reguły św. Benedykta. W tym tekście uderza to, że jest on niezwykle osobisty: „kto uderzy ciebie”. Ciebie, a więc nie twoją żonę, nie twojego syna, nie twoją matkę, tylko tego, kto uderzy Ciebie w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Z jednej strony jest to nawiązanie do Prawa Mojżeszowego, które – co ciekawe – grzywną karało surowiej uderzenie w prawy policzek niż w lewy. Pewnie wiąże się to z tym, że w prawy uderzyć trudniej. Łatwiej uderzyć w lewy policzek niż w prawy. W lewy uderza się odruchowo, a w prawy z rozmysłem, trzeba się nieźle nagimnastykować żeby uderzyć w prawy.

Myślę, że cały ten tekst można podsumować stwierdzeniem, o którym pisze św. Paweł w dwunastym rozdziale Listu do Rzymian, kiedy mówi: nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 12,21). Brzmi to jak wyciągnięcie ostatecznych wniosków z tego, o czym w omawianej przez nas perykopie ewangelicznej mówi Pan Jezus. I tak myślałem sobie, w jaki sposób to zdanie skomentować i zdaje się, że nie ma co się silić na egzegetyczne wygibasy. Lepiej sięgnąć po świadectwo życia świętych. Mam tu na myśli akurat świętego, który był wspominany nie tak dawno, kilka dni temu, a którego myślę większość z nas pamięta, czyli bł. księdza Jerzego Popiełuszkę.

To, co byśmy dzisiejszemu fragmentowi Kazania na górze mogli zarzucić jest naiwność. Istotnie byłaby to naiwność, żebym komuś nadstawiał prawy policzek. Ktoś mnie wtedy zadepcze. Kiedy ja nie będę stawiał oporu złu, a ktoś mnie nabije na rożno i będzie mnie grillował. Takie jest nasze odruchowe myślenie, kiedy czytamy ten tekst. Jednak życie świętych jest najlepszym komentarzem Słowa Bożego. Wiemy, w jaki sposób ksiądz Jerzy działał. Była to najlepsza ilustracja tych słów. Z jednej strony nie uległ złu, czyli nie rozdawał ludziom gumowych pał, żeby szli na ZOMO. Nie nawoływał, żeby brać karabiny i wygonić ruskich bagnetami za Bug. Z drugiej zaś strony temu złu nie uległ. Potrafił on w jakiś sposób w ludziach zmobilizować olbrzymie pokładu dobra, które w sobie mieli. Z związku z tym chyba ciężko sobie wyobrazić upadek systemu komunistycznego bez tej działalności, którą ksiądz Jerzy prawie czterdzieści lat temu rozpoczął i męczeńsko zakończył.

Przywołuje ten przykład naszego błogosławionego, żeby pokazać, że istnieje takie odczytanie Słowa Bożego, które nie idzie ani w naiwność, ani nie popada w odrzucenie. Święty człowiek, który czyta Słowo Boże, w mocy Ducha Świętego, potrafi odnaleźć w tym Słowie inspirację do tego, w jaki sposób powinien naprawdę postępować. Ten tekst, który dzisiaj czytamy, dobrze współgra z tym fragmentem Reguły, który dzisiaj rozważaliśmy po Mszy świętej. Próbowałem kiedyś czytać kazania Popiełuszki. W niesamowity sposób mówił on swoje kazania. A były to takie kazania, które każdy ksiądz mógł powiedzieć. Tam nie ma odwołań do św. Tomasza, do św. Augustyna. On znał ludzi i wiedział, że na przykład mąż siedzi w więzieniu za strajk, czy dzieci oddali do sierocińca, albo że smutni panowie w płaszczach nachodzą żonę i ciągle ją straszą, że jak nie przekona męża to będą kłopoty; że nie ma mięsa, że strach wyjść na ulicę wieczorem, bo można dostać pałą w głowę. W tym całym dramacie i w tej biedzie ludzkiej on nazywa rzeczy po imieniu, mówi o prawach, które ludzie mają, ale nigdzie nie nawołuje do nienawiści ani do zemsty.

Pierwszym naszym frazeologicznym skojarzeniem jest, że jeśli mówimy o prawach człowieka, mamy na myśli walkę. A Ewangelia i św. Paweł pokazują, że prawa to nie jest to, o co się walczy, ale i to, co się dostaje. Myślę, że Popiełuszko potrafił, czytając Ewangelię, spojrzeć troszeczkę dalej. Wiedział, że nie ma potrzeby odpowiadać przemocą na przemoc, bo wtedy krąg się zamknie. Ale na przemoc odpowiedzieć miłością i miłosiernym przebaczeniem. A przede wszystkim miał on na uwadze to, o co polski język wzbogacił języki świata, przypomniał o dwóch pojęciach: solidarności i miłosierdziu Jeżeli możemy być jako Polacy z czegoś dumni jako wspólnota językowa to z tego, że ludzie, którzy z naszego kręgu kulturowego się wywodzą, przypomnieli światu te dwa kluczowe rzeczowniki, bez których ciężko sobie wyobrazić dzisiaj przyszłość, czyli solidarność i miłosierdzie. Bez tych dwóch słów nie ma przyszłości dla naszego świata. Popiełuszko był jakby takim wizjonerem, który potrafił zobaczyć dalej, i co więcej pociągnąć za sobą ludzi. On umarł, a parę lat później system komunistyczny się rozpadł. Prześwituje tu ta świadomość, że na kłamstwie czy przemocy nie można niczego zbudować. I tego nie trzeba wysadzać dynamitem, tylko można to przepracować w taki sposób.

Jeden z przyjaciół i uczniów bł. ks. Jerzego napisał taką książkę, którą zadedykował Popiełuszce, nazywając go ojcem naszej wolności. Kiedy myślimy o Popiełuszce, myślę, że słowo wolność staje się symbolem nadziei. A pamiętajmy o tym, że Popiełuszko żył w samym środku stanu wojennego, kiedy to wszystko go spotkało. Przywołuję ten przykład w kontekście tych słów Ewangelii i słów św. Pawła, o których żeśmy mówili, pokazując, w jaki sposób możemy twórczo dać się ponieść słowu, które Chrystus Pan powiedział. To słowo nieustannie musi być akomodowane. Przykład ten zachęca nas do patrzenia na Ewangelię poprzez pryzmat życia świętych. Czasami sięgamy po komentarze biblijne, jakieś dzieła egzegetyczne. To są oczywiście wszystko bardzo ważne rzeczy, ale ostatecznie wykładnikiem Słowa Bożego jest jednak życie świętych, którzy to Słowo Boże przyjęli z wiarą i w jaki sposób nim żyli. Z tym chciałem was zostawić: i z tym językiem. Jest taka myśl, która ostatnio za mną chodzi bardzo mocno, że świat, w którym żyjemy w dużej mierze tworzony jest przez język, którym się posługujemy.

Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Benedictus”, który prowadzony jest przez oblatów benedyktyńskich.

Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.

Żródło: cspb.pl,

Autor: mj