Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Leciwy mnich tyniecki o filozofii (61. Tydzień Filozoficzny na KUL)

Treść

Organizatorzy 61-ego Tygodnia Filozoficznego zdecydowali się na ciekawy eksperyment. Na zakończenie zamiast poprosić sławnego polskiego czy nawet europejskiego filozofa, który by mądrze podsumował trzydniowe zmagania intelektualne i wytyczył drogę polskiej myśli filozoficznej na najbliższe lata, poprosili leciwego mnicha, któremu filozofia życiowa pozwoliła wytrwać w stanie mniszym i kapłańskim ponad 60 lat, ale który nigdy nie parał się filozofią jako nauką, a do tego nie zna treści referatów tu głoszonych, ani przebiegu prowadzonych dyskusji Przekazano mu tylko „Rzeczywistość – Myśl – Działanie” jako słowa wiodące 61 Tygodnia. Tomasz Merton pisał kiedyś „Domysły współwinnego widza”, Stojący przed Państwem prelegent mógłby zatytułować swoje przedłożenie „Echa filozoficzne z głębin duszy leciwego mnicha z Opactwa Tynieckiego”. Podam na wstępie kilka słów o moich kontaktach z filozofią, by Słuchacze wiedzieli, czego się po mnie można spodziewać. Przyznam szczerze, że z lekcji propedeutyki filozofii, które prowadził w drugiej klasie humanistycznej Liceum im. Bolesława Prusa w Siedlcach, prof. Michał Cieśla, nie pamiętam zupełnie nic. Lekcje były ciekawe, prowadzone z werwą, ale wielość treści intelektualnych, które stały się potem udziałem mego mózgu, przytłoczyła tamte wiadomości. Nie jest zresztą wykluczone, że w podświadomości zostało coś, co kierowało potem rozwojem intelektualnym. Potem przyszło Wyższe Seminarium Duchowne Diecezji Siedleckiej. Tam już było wyraźnie; dwa lata filozofii i cztery lata teologii. W tajniki filozofii wprowadzał nas niezapomniany biskup Ignacy Świrski dzisiaj Sługa Boży. Podręcznik chyba był L. Boyer. Wykładano wtedy według klasycznego podziału: logika, krytyka, ontologia. Biskup dawał najpierw krótkie wprowadzenie po polsku, a potem: et nunc in lingua latina, perpulchra lingua materna repetamus. Wykłady były po łacinie, egzaminy też. Tu już zostało więcej. Jestem przekonany, że moją poprawność myślenia, której doświadczam przez długie lata kapłaństwa, zawdzięczam temu, co do dziś zostało w oderwanych wspomnieniach: De ente, de causis, de natura, de persona, distinctum subsistens in creatura rationali, dysputy scholastyczne: concedo maiorem, nego minorem, distinguo minorem et sub data distinctione nego consequens et consequentiam et explico.

Potem psychologia z podkładem filozoficznym. Profesor wykładał dość trudno. Dlatego napisałem wtedy: nie umiem jeszcze zasadniczych podstaw. I choć się uczę tyle godzin żmudnych, Nie mogę jakoś CHWYCIĆ, jak to można o rzeczach łatwych mówić w sposób trudny. I pomyślałem sobie, że filozofa ze mnie nie będzie.

Potem były już tylko dorywcze kontakty z Profesorem Stróżewskim, Profesorem Tarnowskim, Arcybiskupem Życińskim, Ks. Profesorem Rożdżeńskim, który pouczył mnie, że poza problemem bytu jest jeszcze „bycie bytu”. No i oczywiście był jeszcze ks. Tischner, znajomy od czasów jego prymicji. Mieszały się u niego problemy całkiem przyziemne, aczkolwiek w jego oświetleniu miały zawsze głębszy podtekst, z wielką filozofią.


Rzeczywistość

Jest więc rzeczywistość. Myśliciele wszystkich pokoleń i wieków zastanawiają się w imieniu niejako całej ludzkości nad podstawowymi problemami życia, dążąc do całościowego zrozumienia świata. I jest to dla nich mądrością, która jest ich umiłowaniem filosophia. Dzisiejsi filozofowie kontynuują ich prace. Kończący się 61. Tydzień Filozoficzny poświęcony był wielkiej filozofii w jej niektórych aspektach, sięgając także do praktycznych zagadnień, zwłaszcza przy temacie: działanie które nie pozostaje tylko w sferze teoretycznych rozważań, ale wszczepia aspekt filozoficzny do każdej dziedziny ludzkiego życia i działania. Doświadczenie uczy, że nie da się, zupełnie oderwać filozofii od praktyki codziennego życia. Poza fenomenem poszukuje się czegoś głębszego. Stąd mamy filozofię przyrody, filozofię historii, filozofię pracy – można tak wiele wymieniać wiele dziedzin – wreszcie w ogóle filozofię życia. Niniejsze przedłożenie ma być świadectwem człowieka, który niewiele miał do czynienie z filozofią w jej najwyższym wymiarze, jak to było podane we wstępie. Pytałem kiedyś księdza Tischnera jako mistrza: Czy wielka filozofia, to wątpić we wszystko? Tak. I w istnienie Boga? Tak. A przecież Ty jesteś głęboko wierzący? A bo ja mam swój intymny dowód na istnienie Boga. Filozofia, to mądrość. Mądrość jest dążeniem do prawdy, która jest właśnie przedmiotem dążenia rozumu. Dlatego też filozofia, to nie tylko mądrość, umiłowanie, mądrości, ale i umiłowanie prawdy. Prawda życia, to jego całokształt, upraszczając – duch i materia. Historia filozofii mówi nam o istniejących zawsze prądach materialistycznych, które próbowały wyjaśnić rzeczywistość tylko w oparciu o materię. Ponieważ nie zgłębiałem problemu, nie wiem, jaka w tym układzie była relacja do prawdy. W każdym bądź razie filozofia materialistyczna nabrała określonego wymiaru, kiedy została w niedawnych czasach (rzeczywistość minionego okresu!) wprzęgnięta w służbę marksizmu, materializmu dialektycznego. Nie uznanie istnienia Boga, a więc Prawdy obiektywnej pociągnęło za sobą implikacje filozoficzne. Kierunki filozoficzne szukające szczerze prawdy okazały się dla marksizmu niebezpieczne. Dlatego też ograniczano, a nawet znoszono wydziały filozoficzne. Obowiązującą i jedyną filozofią był tylko marksizm. Ponieważ to było ściśle powiązane z systemem politycznym, policyjnym, więc było to, co było, co starsi jeszcze dobrze pamiętają, a co pod rozmaitymi postaciami dotrwało do dzisiaj. Nie ma sfery duchowej. Jest tylko wyżej zorganizowana materia? Dzisiaj niektórzy mówią, że na odwrót – materia to jest wyżej zorganizowana energia (a czy energia ma naturę materialną, czy duchową?), a materii jako takiej właściwie nie ma. I tu znów stara filozofia wraca do pojęcia materia prima: neque quid, neque quale, neque quantum, neque aliquid eorum, quibus ens determinatur. Jest więc ani coś, ani jakieś ani ile, ani nic z tych rzeczy, którymi określamy byt. Jest więc czy jej nie ma, a jeśli jest, czym jest. Jakby mimochodem przyznawano, że filozofia materialistyczna nie obejmuje całej rzeczywistości, a więc całej prawdy. Jest wiec wadliwa. Wielkim promotorem marksizmu był profesor Adam Schaff. Nadzwyczaj inteligentny, wykształcony lwowski żyd, który przez lata cale robił wodę z mózgu tysiącom studentów, i nie tylko, wtłaczając im w swoich wykładach i publikacjach wrogość do imperializmu Watykanu i USA z Ronaldem Reaganem i przekonanie o jedynie słusznej ideologii marksistowskiej. Ziarna prawdy spoczywały jednak w jego umyśle, gdyż także w marksizmie widział braki i konieczność naprawy. Wreszcie zabrano mu legitymacje partyjną. Za poprawny na ideologa marksizmu. Kropkę nad i postawiło spotkanie w Watykanie z Janem Pawłem II, który przyjął Profesora serdeczne, mówił, że czyta jego książki itd. Od tej pory stwierdziłem, że nie mogę udowodnić nie-istnienia Boga. Przedtem udowadniał nie istnienie Boga. Kard. Koenig powiedział wtedy: Profesorze, to już krok do przodu. Miałem z nim program w telewizji, a potem w czasie którejś rozmowy zapytałem, jak on, światły przecież człowiek, brnął przez zawijasy marksizmu i niekonsekwencje ówczesnych władz Polski. Kazał mu kto? Musiał? Chciał? Pomyślał chwile i powiedział: Głupio gadałem. Szkoda, że nie mam nagranej wypowiedzi tego prominentnego ideologa filozofii marksistowskiej, po latach, gdy się nad swoim „gadaniem” zastanowił.

I jeszcze o tym profesorze: Jestem dumny – mówił – że jestem Żydem. Wielka przeszłość państwa Izraela – Dawid, Salomon… Ale jestem antysemitą, bo ci dzisiejsi żydzi, zwłaszcza amerykańscy!… Ciąg dalszy odbiega już od filozofii, to są raczej socjologiczne odniesienia człowieka znającego dobrze swój naród.

Mamy więc czystą filozofię, która także w fenomenach poszukuje czegoś głębszego. Już małe dziecko pyta – co to, skąd, dlaczego. Gdy u gospodarzy zdechła owieczka, dziecko będące tam na wakacjach, pytało matki: Cy ta owiecka zdechła, bo była chora, cy dlacego? Jest ona wszczepiona, jak to było mówione, we wszystkie praktyczne dziedziny życia.

Podobnie, jak jest i czysta muzyka, gdzie feeria dźwięków zachwyca sama w sobie bogactwem inwencji kompozytorów. A ona też schodzi niżej. Powstają opery, oratoria, pieśni, piosenki na każdą okazję. I wreszcie małe dziecko zaśpiewa: Wlazł kotek na płotek i to o kotku wesołym i o kotku smutnym, kiedy się obniży w odpowiednim miejscu.

A czysta matematyka? Przeglądałem kiedyś doktorat z matematyki. Chyba 20 stron. Nawet nie rozumiałem, czego nie rozumiałem. No i na co, i po co? No tak, po to, by murzyńskie dzieci śpiewały sobie: modżia na modżia ni ngapi, modźia na modżia ni mbili, modźia na mbili itd. (jeden i jeden, to ile? jeden i jeden, to dwa, jeden i dwa to ile itd.). Polskie dzieci uczą się tabliczki mnożenia, gospodynie układają budżet domowy, uczeni konstruują maszyny liczące, które umożliwiają wysłanie statków w przestrzeń kosmiczną itd. Choć zresztą nawet proste rzeczy mogą powodować komplikacje. Opowiadają, że wielbicielka Einsteina zwróciła się do niego: Uwielbiam mistrza, ale nie mogę do końca pojąć tej teorii względności. 2+2= 4 i już. Ja pani powiem: dwa włosy na głowie to za mało, dwa włosy w zupie, to za dużo – miał odpowiedzieć Uczony.

A czysta teologia? Był czas, że teologowie lubowali się w zagadnieniach formalnych. Dzisiaj tu i ówdzie można też to dostrzec. Ale… Kiedyś odwiedził Tyniec Karl Rahner. Skromny, szczupły człowiek, lekko uśmiechnięty. Byłem onieśmielony, a jednocześnie uradowany, że mogłem z taką sławą zamienić parę słów. Wyraziłem podziw dla pracy teologów, zaznaczając, że my na froncie, proboszczowie i katecheci, nie mamy możliwości orać zbyt głęboko. A przecież my pracujemy dla Was – odpowiedział teolog.

Dawne porzekadło mówi: Philosophia ancilla theologiae. Filozofia służką teologii. Owszem. Kiedy człowiek w raju stał się jako Bóg wiedzący dobro i zło, nie wiedział, że zniszczył przez to wspaniałość swego rozumu. I Pan Bóg dał mu Objawienie nie w formie gotowego podręcznika, ale jako zbiór puzzli: historia, poezja, dogmaty, bajki, pouczenia moralne i co tam jeszcze. A ty, człowieku, takiś mądry, zrób z tego sensowną całość. Jezus nie tworzy systemu, a człowiek często potrzebuje systemu. Żeby więc choć trochę pojąć niepojęte, próbuje do treści objawionych dopasować określony system filozoficzny. Coś z filozofa Arystotelesa, coś z Platona. I jakoś sobie tłumaczymy – choćby Trójcę świętą – jedność Boga – jedna natura, trzy Osoby. Przypominam: persona distinctum subsistens in natura rationali. A Eucharystia? Substantia – accidens. Istota ta sama, formy zewnętrzne – różne. Pasuje? I tak dalej i dalej. Ale i na odwrót. Gdy filozofia staje bezradna wobec problemu: skąd to i po co, teologia mówi: A jest taki Pan Bóg, który, objawił człowiekowi w Chrystusie początek i koniec wszystkich rzeczy.

Krytycy tomizmu i jego źródeł, medytują nad tym, jakby ubrać naukę Chrystusa w inny system filozoficzny. Nie śledzę – nie wiem, jakie są owoce prób. Filozofia służką teologii, czy także służką wiary?

Jezus jest mądrością, a więc i prawdą Jam jest droga i PRAWDA i życie (a tu jeszcze wchodzi w grę miłość – nowa kategoria!). A więc rozum z natury swej dąży do Niego – anima humana naturaliter christiana (Tertulian). Warto pod tym kątem przeglądnąć encyklikę Veritatis splendor. A co na to Reguła św. Benedykta? Bardzo prosto. Zaleca szukanie Boga, a potem: niczego nie przenosić nad miłość Chrystusa. I tu mamy miejsce na kolejny obszerny artykuł.


Myśl

Można ją pojmować w różny sposób: jako wytwór pracy umysłu, pomysł, zamiar lub chęć, pogląd, ideę lub koncepcję, zawsze będzie niemal synonimem wolności i godności człowieka.

A czasopisma – organy myśli wolnej noszą dumne tytuły, np. Myśl Filozoficzna, Myśl Narodowa, Myśl Niepodległa, Myśl Niezależna itd.

Biblijna prawda, że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga jest niekiedy interpretowana w ten sposób, że Człowiek – Jezus był w myśli Bożej pierwszy i na Jego wzór Bóg stworzył Adama. Czy tak było? Nie wiemy – umrzyj, to się dowiesz, z Balladyny Słowackiego.

A można też postawić tezę, że jednak myśl jest najbardziej podobna do Boga. Dociera wszędzie w tempie super błyskawicznym. Jest na krańcach rozwijającego się wszechświata i w najmniejszej drobinie mikrokosmosu. Przenika materię i ducha. Tak jak Pan Bóg, tylko że Bóg jest obecny wszędzie naraz (ubiquitas Dei), a myśl musi zawsze wędrować. I anegdota: Pan Bóg jest wszechobecny, a Jan Paweł II już tam był. I druga – mały mnich: jeśli Pan Bóg jest wszędzie, to dlaczego ja tak często jestem gdzie indziej?

Myśl kojarzy się zawsze z wolnością. I dlatego, gdy władze komunistyczne ograniczały wolność i chciały zrobić z człowieka posłusznego robota, głoszono obrazoburcze hasła w rodzaju: myśl – myślenie ma fenomenalną przyszłość.

Ponieważ wolna myśl jest miejscem, w którym rodzi się wolny czyn, więc systemy totalitarne uciekają się nawet do środków farmakologicznych, by skłonić człowieka do określonego sposobu myślenia. Jest to niedopuszczalny gwałt zadany jego naturze. A jak myśl może chcieć wpłynąć na myśl i płynące z niej działanie drugiego człowieka świadczy relacja, ponoć prawdziwa, od naszego wschodniego sąsiada, że kogoś tam zatrzymano przed świętem państwowym, bo był podejrzany o to, że mógł mieć zamiar wzięcia udziału w manifestacji antypaństwowej. Jak nazwać taką filozofię życia i rządzenia?

 


Działanie

Nie filozofuj, bierz się do roboty! Czyżby przeciwstawienie? Ten 61. Tydzień pokazał, że filozofowanie też może być robotą – działaniem. Uważam, że działanie filozofa, to jest przepojenie mądrością, prawdą i miłością każdego działania, któremu się oddaje; i prośba, by profesorowie uwzględnili takie predylekcje słuchaczy, jak choćby Tomasz Merton, który nie negując sensu omawiania jednego filozofa szczegółowo, a innych, tylko w kwestiach polemicznych, pragnął wykładów wspomagających dokładniejsze poznanie różnych poglądów. Ufam, że podsumowanie przez kompetentnego mówcę wskaże filozofom i nie tylko, kierunki i metody dalszych działań tak na terenie wielkiej filozofii, jaki w praktycznych jej zastosowaniach. Jak widać, nasza uczelnia egzaminy przeprowadza. Właśnie miałem zaszczyt zaprezentować pracę domową, która jak ufam, zostanie przyjęta, a czeka mnie jeszcze egzamin ustny z Panią Profesor Kijewską, którą serdecznie proszę o wyrozumiałość.


Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Źródło: ps-po.pl, 13 sierpnia 2019

Autor: mj