Lech - w drodze po tytuł?
Treść
- Wynik nam wyszedł, ale i tak nie uniknęliśmy błędów, które w przyszłości nie mogą się powtórzyć - powiedział trener Franciszek Smuda po zakończeniu pierwszego wielkiego szlagieru piłkarskiej jesieni w naszym kraju. Prowadzony przez niego Lech Poznań rozbił w Krakowie Wisłę aż 4:1 i zgłosił wielkie aspiracje. Na dziś to sprawnie pod każdym względem zarządzany "Kolejorz" wydaje się zdecydowanym faworytem w walce o mistrzowską koronę. Sezon zaczął źle, od niespodziewanej porażki z Bełchatowem. Potem jeszcze uległ w Gdyni Arce i zyskał opinię zespołu, który równie dobrze może przegrać w miernym stylu, jak i wygrać, grając porywająco. W niedzielę, w przenikliwym zimnie, lechici zaprezentowali się z tej drugiej strony. Świetnej. Upokorzyli mistrza Polski na jego stadionie, będąc drużyną o dwie klasy lepszą. - Wszystko wyglądało jak scenariusz z horroru: po siedmiu minutach przegrywaliśmy 0:2, nie potrafiliśmy znaleźć właściwego rytmu gry, a Lech łapał wiatr w żagle - narzekał trener wiślaków Maciej Skorża. Pewnie miał sporo racji, bo spotkanie ułożyło się faktycznie nadzwyczajnie, ale tego dnia na gości nie było siły. "Kolejorz" przeważał w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła, w przygotowaniu taktycznym, technicznym, fizycznym i mentalnym. Poznaniacy byli dwa razy szybsi i świeżsi od rozbitych i nie za bardzo wiedzących, co się dzieje, krakowian. Wygrali pewnie, zasłużenie i pokazali, że ten sezon może do nich należeć. Niby jest Legia, Polonia Warszawa, Wisła, która pewnie się podniesie, ale to Lech zdaje się mieć najlepszą drużynę, głodną sukcesów i potrafiącą grać w piłkę na naprawdę wysokim poziomie. Kiedy przed sezonem Smuda zażyczył sobie solidnego wzmocnienia składu, działacze życzenie spełnili - z nawiązką. Do Poznania trafili: świetny stoper Manuel Arboleda, szalenie zdolny, kreatywny rozgrywający Semir Stilić, dynamiczny skrzydłowy Sławomir Peszko oraz napastnik, o którym mówi się teraz "rewelacja jesieni" - czyli Robert Lewandowski. Kosztowali trochę gotówki (kiedy Skorża poprosił o transfery, wskazując, że kadra jest zbyt słaba i szczupła, by walczyć na kilku frontach, działacze... pozwolili odejść czterem czołowym zawodnikom. Pod względem koncepcji budowy zespołu Lech przerasta Wisłę o lata świetlne), ale wszyscy się sprawdzili. Ba, każdy z nich już zdołał podnieść swą wartość, i to kilka razy. Taki choćby Lewandowski został sprowadzony za 1,5 miliona złotych (wiślacy uznali, że to za dużo), dziś jest spokojnie wart ponad dwa miliony... euro. Wszyscy szybko wkomponowali się w zespół, w którym już nie brakowało zawodników jak na naszą ligę ponadprzeciętnych. Dziś Smuda dysponuje najszerszą i najmocniejszą kadrą w Polsce, większość zawodników najlepsze lata kariery ma przed sobą, każdy z nich jest głodny sukcesu. W niedzielę w Krakowie zagrali bez żadnych kompleksów, od początku nacierając z wielką siłą na zaskoczonych wiślaków. Byli agresywni, zaangażowani i zdeterminowani, ich druga linia kompletnie zdominowała boiskowe wydarzenia, obrońcy odcięli osamotnionego Pawła Brożka i to przyniosło nadzwyczajny efekt. - Wiedzieliśmy, że jeśli chcemy wygrać, to nie możemy czyhać na błąd Wisły, tylko musimy sami zaatakować i zaskoczyć rywala. Krakowianie się tego nie spodziewali, myśleli pewnie, że szczytem naszych marzeń będzie remis. Ja wyznaję taką zasadę: nastawiasz się na jeden punkt, to w 90. minucie dostajesz bramkę i nie masz nic - powiedział Smuda, który i tak miał... sporo uwag do gry swych podopiecznych, szczególnie w środkowej strefie boiska. - Przeciwko Austrii Wiedeń nie możemy sobie na takie błędy pozwolić - dodał. Czwartkowy mecz o awans do fazy grupowej Pucharu UEFA będzie dla poznaniaków najważniejszą próbą jesieni. Cel jest konkretny, nikt nawet sobie nie wyobraża, by lechici mogli się potknąć na tej przeszkodzie. W przeciwieństwie choćby do Wisły Smuda nie będzie miał problemów z przygotowaniem zespołu do gry na kilku frontach. Podczas gdy trener Wisły ma do dyspozycji 13-14 klasowych zawodników (w tym jednego napastnika i słabego bramkarza) i drży na myśl o każdej kontuzji czy kartce, to prowadzący lechitów "Franz" cieszy się z szerokiej kadry i może sobie pozwolić na posadzenie na ławce Piotra Reissa czy Hernana Rengifo. Lech nową siłą? Jak najbardziej. Patrząc na to, co ostatnio dzieje się w Poznaniu i jak drużyna jest budowana, można być pewnym, że zimą zostanie jeszcze wzmocniona, by wreszcie zrealizować marzenie i cel numer jeden. Tytuł jest realny, największą przeszkodą dla lechitów mogą być tylko... oni sami. Największą bolączką drużyny jest to, iż mecze genialne przeplata miernymi. Jeśli Smudzie tę przypadłość uda się wyeliminować, stolica Wielkopolski może zostać stolicą piłkarską. Na długo. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-09-16
Autor: wa