Ładnie nam w białych strojach
Treść
Z Urszulą Radwańską rozmawia Piotr Skrobisz Przed rokiem Wimbledon był dla Ciebie wyjątkowy. - No tak, wygrałam singla i debla, a moją radość potęgował fakt, iż dwa lata wcześniej podobny sukces świętowała Agnieszka. Był to na pewno najtrudniejszy fizycznie turniej w mojej dotychczasowej karierze. Deszcz torpedował rywalizację, z tego powodu w ciągu trzech dni musiałam rozegrać aż dziewięć meczów. Ostatniego dnia walczyłam w finale gry pojedynczej oraz półfinale i finale debla. Byłam po tym kompletnie wyczerpana, nie miałam sił, by się ruszać. A czekał mnie... tradycyjny bal dla uczestników i zwycięzców, na którym prawie nie mogłam chodzić. O ile od tego czasu się zmieniłaś? - Nie gram już, choć wciąż bym mogła, wśród juniorek, postawiłam tylko i wyłącznie na rywalizację z seniorkami i przyznaję - jest trudno. Rywalki są zdecydowanie lepsze, bardziej doświadczone, ograne. Mnie tego jeszcze brakuje. Na świecie gra mnóstwo zdolnych dziewczyn, przebijanie się przez eliminacje turniejów, nie jest prostą sprawą. A na razie, przynajmniej w dużych imprezach, muszę iść tą drogą. W Wimbledonie jednak zagrasz dzięki "dzikiej karcie". - Wierzyłam, że tak się stanie, bo zazwyczaj organizatorzy przyznawali ją najlepszej juniorce. Pewne nic jednak nie było, na szczęście skończyło się, jak skończyło. Nadzieje spore? - Jedno marzenie się spełniło - zagram. Teraz wypadałoby sprawić jakąś niespodziankę i wierzę, że tak się stanie. Wimbledon i dla Ciebie, i dla Agnieszki zawsze był dotychczas szczęśliwym miejscem, odpowiada Wam jego specyfika, otoczka? - Przede wszystkim odpowiada nam trawa. W sumie nie wiem dlaczego, bo w Polsce nie ma podobnych kortów z prawdziwego zdarzenia i nie za bardzo mamy gdzie trenować. Lubimy ten obiekt i choć zazwyczaj koncentrujemy się na grze i nie zwracamy uwagi na to, co się dzieje dookoła, w Wimbledonie trudno być obojętnym. To jedyny turniej, na którym zawodnicy muszą grać w białych strojach, fajnie, ładnie się w nich wygląda (śmiech), poza tym wokół kortów jest mnóstwo zieleni, nie ma za to reklam. Tradycja, historia tego turnieju jest odczuwalna i udziela się. Trawa stawia przed Wami duże wymagania? - Kluczową rolę odgrywa praca nóg, piłka odbija się nisko, czasami krzywo, trzeba być na to przygotowanym i błyskawicznie reagować. Jest szybka, co akurat mi odpowiada, bo preferuję grę agresywną, staram się dominować na korcie, narzucać swoje warunki, zagrać piłkę mocniejszą i kończącą. Pod tym względem zdecydowanie różnię się od Agnieszki, która lubi czekać na błąd rywalki, wykańczać ją długimi wymianami i siłą swojego spokoju. Imponuje mi głowa siostry, jej umiejętność koncentracji i skupienia się tylko na piłce. Zazwyczaj nie lubisz porównań z Agnieszką? - Wspaniale mieć taką siostrę, kiedy patrzę na jej wyniki i zwycięstwa, to mnie dodatkowo motywuje i wzmacnia wiarę, że skoro jej się udało, to uda się i mnie. Jest jednak i druga strona medalu, bo wszyscy się mnie pytają, kiedy pójdę w jej ślady, zacznę odnosić podobne sukcesy. Czuję przez to czasami sporą, naprawdę sporą presję. To nie pytać - kiedy? - Jestem jeszcze bardzo młoda i mam czas. Nie mam głowy i spokoju Agnieszki, muszę nad tym pracować. Pewnie przyjdzie, gdy nabiorę doświadczenia, rozegram więcej spotkań z mocniejszymi rywalkami, oswoję się z nimi. Agnieszce bardzo szybko udało się przebić do czołówki, ma dopiero 19 lat i już ogromny bagaż doświadczeń. Przede mną może trudniejsza droga, ale mnie nie przeraża. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-06-21
Autor: wa