Labirynt pod finansową piramidą
Treść
Zdjęcie: M.Borawski/ Nasz Dziennik
Po dwóch latach od likwidacji spółki Amber Gold śledztwo w sprawie piramidy finansowej dobiega końca. Poszkodowani najwcześniej w przyszłym roku mają szansę na odzyskanie części pieniędzy.
– Planujemy zakończyć postępowanie do końca tego roku – informuje prokurator Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej. W śledztwie uczestniczy dziewięciu prokuratorów, a także funkcjonariusze ABW z Łodzi i Gdańska.
W ocenie prokuratury, Amber Gold powstała jako tzw. piramida finansowa, pozyskując około 851 mln zł od blisko 18 tys. klientów mamionych wysokim oprocentowaniem lokat. Z tej sumy zaledwie 10 mln zł zostało zainwestowane w złoto, które miało stanowić zabezpieczenie lokat. – Jak ustaliliśmy, od początku była to piramida finansowa i z takim zamiarem powstała spółka Amber Gold – podkreśla Kopania.
Śledztwo w sprawie działalności firmy powstałej w 2009 r. wszczęto już rok później po zawiadomieniu Komisji Nadzoru Finansowego, która miała zastrzeżenia odnośnie do posiadania przez Amber Gold stosownych zezwoleń. Postępowanie jednak było niemrawe i ostatecznie po tym, jak 13 sierpnia 2012 r. firma ogłosiła decyzję o likwidacji, pozbawiając lokat kilkanaście tysięcy klientów, trafiło ono do Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Certyfikat na przynętę
Właściciel firmy Marcin P. pierwsze zarzuty usłyszał zaraz po upadku Amber Gold. Aktualnie na nim i na jego żonie Katarzynie P. ciąży ponad 40 zarzutów. Chodzi przede wszystkim o dokonanie oszustwa znacznej wartości, prowadzenie działalności bankowej bez zezwolenia i szereg drobniejszych naruszeń przepisów prawa.
Prokuratura zarzuca Marcinowi P. i jego żonie oszukanie w ramach tzw. piramidy finansowej blisko 18 tys. klientów zwabionych wysokim oprocentowaniem do wpłacania lokat. Wydawano im bezwartościowe certyfikaty, minimalną część pieniędzy przeznaczono na zakup kruszców, które miały stanowić zabezpieczenie lokat.
Obojgu grozi 15 lat więzienia. Nie przyznają się do zarzucanych im czynów i pozostają cały czas w areszcie.
W śledztwie przesłuchano ogromną ilość świadków, blisko 14 tys. osób, głównie klientów i pracowników firmy. A także pracowników banków, gdzie trafiały środki wpłacane na lokaty. Akta postępowania liczą ponad 15 tys. tomów.
Zlecono również obszerną opinię ekspertów na temat działalności finansowej spółki. Wykazała ona, według informacji prokuratury, że Amber Gold nie była finansowana z zewnątrz ani nie prano w niej brudnych pieniędzy.
Wpłacane przez klientów przez trzy lata pieniądze wydawano na bieżącą działalność spółki (214 mln zł), jak reklama, zakup nieruchomości, pensje. Tylko małżeństwo P. wypłaciło sobie aż 18,8 mln zł „pensji”. Niebagatelna kwota, bo 300 mln zł, trafiła na działalność linii lotniczych OLT Express, które realizowały połączenia krajowe.
Syndyk masy upadłościowej spółki Józef Dębiński zabezpieczył jej majątek na kwotę ok. 110 mln złotych. Do tej pory udało mu się uzyskać z niego 32 mln złotych. Sprzedano głównie nieruchomości, także ponad sto samochodów. Połowę majątku spółki stanowią udzielone przez nią pożyczki, które nie są spłacane. Dębiński tłumaczy w rozmowie z PAP, że „pożyczkobiorcy nie mogą liczyć na to, że nie będą musieli zwrócić pieniędzy; te pożyczki są takim samym składnikiem majątku byłego parabanku jak nieruchomości, złoto i te pieniądze muszą być odzyskane”. W tej sprawie wystosował już kilkadziesiąt pozwów i setki wezwań.
Cały czas jest sporządzana lista wierzycieli – osób, które wpłacały lokaty. Ma być gotowa w przyszłym roku. Ale jak zaznacza Dębiński, nie oznacza to, że mogą oni wówczas liczyć na zwrot przynajmniej części pieniędzy. – Trudno powiedzieć, kiedy wierzyciele otrzymają jakieś pieniądze, bo to zależy, czy i ile będzie sprzeciwów i zażaleń do listy wierzytelności – powiedział. Nie można też określić, jaką część wpłaconych pieniędzy wierzyciele odzyskają.
Zenon BaranowskiNasz Dziennik, 13 sierpnia 2014
Autor: mj