Kwestia tożsamości
Treść
Zjednoczone Stowarzyszenie Fryzjerów Brytyjskich rozesłało wszem i wobec oświadczenie, adresowane do mieszkańców Wielkiej Brytanii, w którym ostrzega, by "zatrzymać się i poważnie zastanowić, zanim skorzystamy z usług cudzoziemskiego fryzjera". Proszę bardzo, mogę się zatrzymywać i zastanawiać gdzie bądź; nie mam nic przeciwko temu, powiedziałbym nawet, że to mój ulubiony rodzaj sportu na świeżym powietrzu.
Oświadczenie stwierdza dalej, w tonie jeszcze bardziej złowieszczym, że cudzoziemscy fryzjerzy "należą do rozmaitych anarchistycznych i terrorystycznych organizacji w Londynie, lecz wkradli się w łaski Brytyjczyków za pomocą nieuczciwego serwilizmu, tak często mylnie branego za usłużność i grzeczność". No proszę: nie miałem dotąd pojęcia, że anarchiści i terroryści - albo, skoro już o tym mowa, fryzjerzy - wyróżniają się szczególną grzecznością. (...)
Dziennikarz z "Daily News" przeprowadził wywiad z sekretarzem Stowarzyszenia Fryzjerów, Ernestem Ringlerem, który powiedział prasie: "Wbrew pozorom, ani trochę nie przesadzamy. Co najmniej połowa fryzjerów w Londynie to cudzoziemcy (...). Jak tylko nasza organizacja zgromadzi stosowne fundusze, zamierzamy wprowadzić do użytku szyldy z rzucającym się w oczy heraldycznym emblematem, który nasi członkowie będą umieszczać przy swoich zakładach. Wtedy ludzie będą wiedzieć, czy fryzjer, do którego zamierzają pójść, jest godny zaufania". No cóż, pan Ernest Ringler ma chyba dość nieadekwatne pojęcie o trudnościach, piętrzących się na drodze naszej duchowej pielgrzymki. Życie byłoby dużo prostsze, gdyby dało się wynaleźć jakiś szyld, który nieomylnie wskazywałby obecność uczciwego człowieka. A jak może wyglądać "rzucający się w oczy" herb cechu fryzjerskiego - nie wiem i boję się nawet myśleć.
Zapewniam wszystkich mych znajomych fryzjerów, ze łzami w oczach, że nie powstrzymamy napływu imigrantów, czy to w ich zawodzie, czy w moim, za pomocą emblematów heraldycznych ani nawet regulacji prawnych. Niewielki człowiek przeciśnie się przez niewielką szparę; kto umie pływać, zawsze dopłynie; kto się czołga, doczołga się prędzej czy później. Nasza jedyna szansa, to utrzymać określonego ducha. (...) Jeśli wśród nas, Anglików, wyrasta potęga, która nie jest angielska, w takim razie my przynajmniej bądźmy angielscy - to znaczy, pogodni, normalni, tolerancyjni i pełni pogardy dla pesymizmu. Jeśli moce, gromadzące się nad światem, nie są europejskie, to my przynajmniej bądźmy Europejczykami - to znaczy chrześcijanami, rycerskimi, o otwartych sercach i wolnych duszach. Niech barbarzyńcy ani przybysze ze Wschodu nie podbiją naszych serc, zanim jeszcze dokonają podboju naszych miast. (...)
Artykuły i powieści, ostrzegające dziś przed Żółtym Niebezpieczeństwem, są same pełne najgorszych wad azjatyckich. Postrzegają ludzi jako owadzią chmarę, ukazują tryumf skażony okrucieństwem, wieszczą wojnę zakończoną rasową masakrą i rozsiewają ciche przeświadczenie, że bogowie są źli. Lecz nie taki duch powinien owładnąć nami na Zachodzie, jeśli chcemy ocalić się i przetrwać. Jeśli wygramy, to tak jak we wszystkich naszych legendach: dzięki upartemu zdrowemu rozsądkowi i starodawnemu honorowi. A jest to honor ceniący odwagę do tego stopnia wyżej niż zwycięstwo, że wszyscy nasi dawni bohaterowie, od króla Artura po Joannę d'Arc, byli bohaterami pokonanymi; honor, broniący naszych granic w godzinie próby za sprawą czegoś, co brzmiało w rogu Rolanda i czemu dał świadectwo lew spod Termopil.
tłumaczenie - Jaga Rydzewska
Gilbert Keith Chesterton - fragment eseju, który ukazał się w "The Illustrated London News" 24.04.1909 (USA).
"Nasz Dziennik" 2006-02-03
Autor: mj