Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kwaśniewski szuka posady za Odrą?

Treść

Nord Stream ramię w ramię z byłym prezydentem Polski Aleksandrem Kwaśniewskim przekonują, że Gazociąg Północny może przynieść Polsce profity. Rzecznik prasowy koncernu Jens Mueller uważa, podobnie zresztą jak i Kwaśniewski, iż budowa gazociągu po dnie Bałtyku jest korzystną inwestycją także dla wschodniego sąsiada Niemiec, bowiem wzmocni dywersyfikację gazu do tego kraju.



Były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski okazał się gorącym zwolennikiem budowy Gazociągu Północnego. W wywiadzie dla niemieckiego portalu internetowego Der Westen wyraził opinię, że UE potrzebuje wielu źródeł energii, a Nord Stream może być jednym z nich. Twierdzi przy tym, że gazociąg ten jest projektem czysto gospodarczym i nie ma żadnych konotacji politycznych. Były prezydent uważa także, iż rosyjski projekt nie będzie prowadził do monopolizacji rynku energetycznego. - Musimy też zrozumieć, że dostawcy tacy jak Rosja, ale również inne kaspijskie państwa, także chcą zdywersyfikować transport ropy i gazu - stwierdził.
Rzecznik prasowy koncernu Jens Mueller nie zechciał bezpośrednio odnieść się do słów wypowiedzianych przez byłego prezydenta Polski. W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Mueller poinstruował jednak, jak jego zdaniem powinna wyglądać ta dywersyfikacja. Uważa, iż są dwie możliwości dostarczania rosyjskiego gazu z rury bałtyckiej także do Polski. Jedna metoda to dostarczanie gazu poprzez sieć "Opal". Zajmujący się budową gazociągów Koncern Wintershall potwierdza, że istnieje możliwość stworzenia kilku przyłączeń do nowo powstającego niemieckiego gazociągu OPAL przysyłającego na południe Niemiec rosyjski gaz wzdłuż polsko-niemieckiej granicy.
Drugim sposobem na dywersyfikację gazu w Polsce - zdaniem rzecznika koncernu Nord Stream - mogłoby być wykorzystanie istniejącego już gazociągu z Polski do Frankfurtu nad Odrą, którym płynie gaz w kierunku niemieckim, ale - jak zapewniał nas Mueller - niewielkie przeróbki konstrukcyjne mogłyby bez problemu kierunek ten odwrócić.
Na nasze pytanie, czy Nord Stream rozważał także możliwości budowy odgałęzienia nitki gazociągu biegnącej bezpośrednio od rury głównej jeszcze przed niemiecką granicą, Mueller odparł, że taki wariant także jest możliwy, ale nie jest w zasadzie omawiany ze względu na zbyt duże koszty takiej odnogi.

Jens Mueller zarzucił Komisji Petycji działania polityczne
W rozmowie z nami uznał on działania i opinie przedstawicieli Komisji Petycji PE, w tym wydany przez Parlament Europejski krytyczny raport o wpływie Gazociągu Północnego na środowisko Bałtyku, za polityczne. - Działania naszego koncernu - powiedział Mueller - są działaniami jedynie ekonomicznymi, nie zaś politycznymi, a niemiecki rząd jedynie nas w nich wspiera. - To jedynie gospodarcza inwestycja i zapewniam, że ani BASF, ani EON nie traktują jej w kontekście politycznym, a jedynie gospodarczym - wyjaśnił rzecznik Nord Stream. Zdaniem Muellera, raport Parlamentu Europejskiego autorstwa Marcina Libickiego w sprawie Gazociągu Północnego nie spowoduje zagrożenia dla realizacji tego projektu. - Przypominam, że z głównego raportu zniknęła teza, aby Komisja Europejska wstrzymała budowę tej inwestycji, a to oznacza, że duża część parlamentarzystów jest zainteresowana powstaniem tego projektu, gdyż jest on racjonalny - powiedział nam Mueller i dodał, iż sam osobiście przysłuchiwał się debacie parlamentarnej na ten temat i widział, że duża liczba posłów zarzucała upolitycznienie tej dyskusji.
W odpowiedzi na zarzuty rzecznika rosyjsko-niemieckiego koncernu Nord Stream przewodniczący Komisji Petycji, europoseł Marcin Libicki, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" stwierdził, że to właśnie Nord Stream przyjął jedyną dla siebie możliwą drogę, aby udawać, iż wszystko jest w porządku. - Jeżeli Jens Mueller twierdzi, że parlament nie zakazał budowy gazociągu, to ma rację, bowiem parlament nie jest władny zakazać - powiedział nam Libicki. - Parlament bardzo wyraźnie przedstawił, że to nie powinna być inwestycja dwustronna, lecz europejska. Ponadto opinia o budowie gazociągu musi być wydana przez niezależną instytucję, która musi zostać także omówiona z krajami i społeczeństwami nabrzeżnymi Bałtyku. Muszą być jednocześnie rozpatrywane drogi alternatywne lądowe. Parlament nie mógł zrobić nic więcej - ocenił Libicki.

To już nie lobbing, to niedozwolone naciski
Co do zarzutu o upolitycznienie sprawy polski europoseł stwierdził, że to właśnie Nord Stream potraktował sprawę bardzo politycznie i przyjął, iż zamierza zorganizować dziesięć razy droższy transport gazu niż drogą lądową. Według różnych wiarygodnych opinii, budowa gazociągu po dnie Bałtyku będzie kosztowała nawet kilkanaście miliardów euro. Profesor dr Alan Riley z City University w Londynie, pracownik naukowy Centrum Studiów Polityki Europejskiej w Brukseli, światowej sławy specjalista od tego typu inwestycji, oświadczył na forum parlamentu, że koszty te mogą dojść nawet do 17 miliardów euro. - Projekt Nord Stream stanowi jeszcze jeden przykład rosyjskich starań na rzecz budowy kosztownej infrastruktury eksportowej, w przypadku której odzyskanie kosztów budowy wydaje się mało prawdopodobne, mających na celu jedynie uniknięcie przesyłania gazu przez terytoria państw tranzytowych - ocenił. Jak poinformował nas Libicki, nawet opiniująca ten projekt komisja spraw zagranicznych PE stwierdziła, iż Nord Stream wprowadził polityczny element, zrywając z ekonomicznymi zasadami.
Marcin Libicki w rozmowie z nami wspomniał, że przed debatą w PE w imieniu koncernu Nord Stream ktoś wysyłał e-mailem do członków Komisji Petycji listy do głosowań, co jest absolutnym skandalem. - Nie przypominam sobie takiej sytuacji w Parlamencie Europejskim - stwierdził. - Są sytuacje, gdzie osoby, lobbując, zwracają się do posłów z prośbą, przedstawiając im swoje racje, ale rozsyłanie list do głosowań przez instytucje lobbujące jest sprawą niebywałą i leży na granicy skandalu - powiedział polski polityk, dodając, że takie listy dostali członkowie Komisji Petycji jako propozycje Nord Stream. Na sześćdziesięciu posłów, którzy opowiedzieli się przeciwko raportowi, połowę stanowili Niemcy.
Bez odpowiedzi pozostaje jednak pytanie, jakie profity widzi w lobbowaniu na rzecz szkodliwego dla Polski niemiecko-rosyjskiego gazociągu jej były prezydent. Może chciałby pójść w ślady byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera, który obecnie zajmuje dobrze płatne i eksponowane stanowisko w koncernie Gazprom...
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2008-07-18

Autor: wa