Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kwalifikacja jest, teraz medal

Treść

Polscy siatkarze zagrają w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Londynie! Kwalifikację zdobyli w Japonii, zajmując drugie miejsce w rozgrywanym tam Pucharze Świata. Wczoraj, w spotkaniu o lokatę pierwszą, ulegli Rosji 2:3. Dzień wcześniej, w takich samych rozmiarach, przegrali z Brazylią.
Przed weekendowymi spotkaniami Biało-Czerwoni byli w komfortowym położeniu. Do pełni szczęścia, czyli trzeciego miejsca - ostatniego gwarantującego awans na igrzyska - potrzebowali tylko punktu, czyli jednej porażki 2:3. Nie mieli jednak zamiaru kalkulować, kombinować czy też walczyć o nikłą przegraną. Chcieli oba mecze wygrać, bo obu rywalom, Brazylii i Rosji, mieli coś do udowodnienia. Na "Canarinhos", przykładowo, w starciu o stawkę nie znaleźli sposobu od 2002 roku. I w sobotę długo wydawało się, że tę serię przerwą. W dwóch pierwszych setach Polacy grali bowiem nadzwyczajnie, sprowadzając najlepszą drużynę świata do roli uczniów i biernych obserwatorów swych popisów. Marcin Możdżonek i Piotr Nowakowski udanymi blokami doprowadzali przeciwników do rozpaczy, Zbigniew Bartman atakował z niebywałą skutecznością i nasi błyskawicznie zapewnili sobie paszporty do Londynu. Kiedy w trzecim secie prowadzili 13:8, mieli wszelkie atuty w ręku. A jednak nie potrafili skończyć sześciu kolejnych akcji, Brazylijczycy stratę odrobili i uwierzyli, że mogą jeszcze coś zdziałać. A Polacy, być może z nadmiaru emocji, pogubili się. Już do końca meczu nie byli w stanie wrócić na właściwe tory, oddali pole rywalom, którzy skrzętnie z tego skorzystali. - Byliśmy szczęśliwi z awansu, ale rozgoryczeni po porażce - przyznał potem Bartman, ale bądźmy szczerzy - była to bodaj najmilsza porażka naszych reprezentantów w historii.
Wczoraj, w meczu o pierwsze miejsce, Polacy (potrzebowali zwyciężyć 3:0 lub 3:1) zmierzyli się z Rosją. Spotkanie od początku było niezwykle wyrównane, ale nasi grali zrywami, chwile doskonałe przeplatając słabymi. Przez to przegrali pierwszego seta, choć prowadzili w nim 18:15. Ostatecznie o wszystkim musiał rozstrzygnąć tie-break. Nasi, poczynając sobie doskonale, wypracowali bezpieczną przewagę (aż 14:9) i gdy wszyscy oczekiwali kropki nad i - stanęli. Nie potrafili dobrze rozegrać piłki, zakończyć akcji skutecznym atakiem, a Rosjanie bezlitośnie to wykorzystali. Odrobili straty, wygrali seta, wygrali cały mecz. Po jego zakończeniu nikt jednak nie rozpaczał z powodu niewykorzystanej szansy i wpadki, która nie miała prawa się zdarzyć. - Zagraliśmy niewiarygodny turniej. To naprawdę niesamowite, gdzie doszliśmy po zaledwie sześciu miesiącach wspólnej pracy - cieszył się trener Andrea Anastasi. Wtórowali mu zawodnicy. - Był to najbardziej wyczerpujący fizycznie i psychicznie turniej, w jakim zagrałem. Na szczęście zakończyliśmy go zdrowi i z kwalifikacją, która była naszym celem - powiedział kapitan ekipy Marcin Możdżonek.
Na igrzyskach, prócz Polski i Rosji, zagra również Brazylia.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Poniedziałek, 5 grudnia 2011, Nr 282 (4213)

Autor: jc