Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kurorty szukają pieniędzy

Treść

Proponowane przez resort skarbu zmiany w ustawie o lecznictwie uzdrowiskowym otwierają drogę do prywatyzacji wszystkich kurortów, a proces ten - przy braku stosownych gwarancji - może zakończyć się ograniczeniem oferty refundowanego lecznictwa uzdrowiskowego. To tylko jeden z możliwych scenariuszy. Istnieje założenie, że prywatne spółki będą ubiegać się o kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia. Są jednak możliwości prawne, by inwestorzy byli obligowani do rozwoju lecznictwa uzdrowiskowego. Można także pozostawić część placówek w rękach państwa i rozwijać je ze środków pochodzących z prywatyzacji pozostałych.
Proponowane w ustawie o lecznictwie uzdrowiskowym zmiany miałyby polegać m.in. na wykreśleniu z ustawy art. 64, który określa spółki uzdrowiskowe wyjęte spod procesu prywatyzacji. W ocenie posłów PiS, tego typu zmiana może oznaczać zniesienie narodowego statusu wód leczniczych i wszelkich ograniczeń w prywatyzacji tego sektora. - Lecznictwo uzdrowiskowe stanowi integralną część systemu opieki zdrowotnej, i jak określa ustawa, ma być prowadzone w zakładach lecznictwa sanatoryjnego zlokalizowanych w uzdrowiskach. Plany przekształceń tego sektora budzą obawy, czy te zadania będą właściwie wykonywane po ewentualnej ich prywatyzacji - uważa Przemysław Gosiewski, poseł PiS.
Zagrożenia w zmianach nie widzi resort skarbu, który podkreśla, że spółki uzdrowiskowe same pytają o możliwości prywatyzacyjne. Inwestor oznaczałby dla nich szanse na szybszą modernizację i zwiększenie konkurencyjności oraz możliwości sięgania po środki unijne. Jak podkreśla ministerstwo, wykreślenie art. 64 z ustawy nie oznacza natychmiastowej prywatyzacji uzdrowisk (obecnie jest siedem spółek wyjętych spod tego procesu). - Uchylenie tego artykułu nie przesądza o tym, że automatycznie wobec wszystkich spółek uzdrowiskowych, które są objęte wyłączeniem z prywatyzacji na podstawie rozporządzenia ministerstwa skarbu, zostaną wszczęte procesy prywatyzacji - podkreśla Joanna Schmid, wiceminister skarbu.
Wykreślenie art. 64 nie jest nowym pomysłem. Resort skarbu jeszcze w ubiegłym roku sygnalizował, że obowiązująca ustawa przekracza kompetencje ministra zdrowia w zakresie rozstrzygania o zasadności prywatyzacji spółek Skarbu Państwa. Zapisu broni "Solidarność". - Ten artykuł nie jest przypadkowy. Już w ustawie o uzdrowiskach z 1922 r. wymieniono wprost państwowe zakłady lecznictwa uzdrowiskowego: Busko Zdrój, Ciechocinek i Krynicę - argumentował Zdzisław Skwarek, szef Sekcji Krajowej Uzdrowisk Polskich NSZZ "Solidarność". Jak przypomniał, ustawodawca, kierując się tą historyczną przesłanką, do nowej ustawy o lecznictwie uzdrowiskowym wprowadził właśnie art. 64. Dawał on gwarancję, że z 26 spółek uzdrowiskowych, które były własnością państwa w okresie powojennym, część pozostanie w rękach państwa i pełnić będzie rolę spółek użyteczności publicznej, przeznaczonych wyłącznie do lecznictwa uzdrowiskowego. - Dziś próbuje się uzasadniać, że spółki SP podlegają wyłącznie decyzji ministra skarbu, a przy próbie nowelizacji ustawy, gdzie mają być wprowadzane błahe zmiany regulujące wielkość terenów zielonych czy parkingów, próbuje się wykreślić art. 64 - dodał. Jak twierdzi Skwarek, Ministerstwo Skarbu Państwa wprost zwracało się do spółek uzdrowiskowych, by te wypowiedziały się w kwestii prywatyzacji. - Część spółek (w tym wszystkie wyłączone z tego procesu na mocy art. 64) zadeklarowała, że chcą pozostać spółkami SP. Jeżeli dojdzie do skreślenia tego artykułu z ustawy, to po obecnych działaniach MSP widać, że nie będzie żadnego obowiązku, by jakąś spółkę wyłączyć z prywatyzacji. Ten zapis jest więc gwarancją, że część uzdrowisk pozostanie w rękach państwa
- dodał Skwarek.
Prywatyzacja nie musi szkodzić pacjentom
W ocenie "S", prywatyzacja uzdrowisk oznaczać będzie ograniczenie dostępu pacjentów do tego typu lecznictwa. - Jeżeli renomowane uzdrowiska nie będą państwowymi spółkami, to staną się podmiotami nastawionymi na działalność komercyjną i klienta, który jest w stanie wydać duże pieniądze, by korzystać z oferty leczniczej. Zwykły pacjent po leczeniu szpitalnym do uzdrowisk po prostu nie trafi - uważa Skwarek. Jak ocenił, spółka świadcząca usługi SPA może od klienta zażądać dziennie ok. 300 zł, a refundacja z NFZ za pacjenta nie sięga nawet 100 złotych. Jeżeli jeszcze leczenie uzdrowiskowe "wypadłoby" z listy usług refundowanych, to zwykłego pacjenta nie będzie stać na kurację w uzdrowisku w turnusie 21-dniowym.
Projekt nowelizacji ustawy o lecznictwie uzdrowiskowym ma trafić niebawem do Sejmu. "Solidarność" będzie rekomendowała, by posłowie nie zaakceptowali proponowanych zmian. - Przecież taki zakład po prywatyzacji nie będzie miał żadnego obowiązku kontraktowania świadczeń z NFZ. W sanatorium w dobrym miejscu będzie można stworzyć hotel z kasynem, a nie bawić się w leczenie pacjentów za 80 zł - dodał Skwarek. Jak zaznaczył, aktualna lista siedmiu spółek wyłączonych z prywatyzacji to zbyt mało. - W poprzednim rozporządzeniu było ich czternaście. Było tam m.in. uzdrowisko w Polanicy, w które państwo zainwestowało sporo pieniędzy, a dzisiaj jest przeznaczone do prywatyzacji - zauważył. Skwarek podkreślił, iż w przypadku, gdy szeroka prywatyzacja uzdrowisk dojdzie do skutku, można się spodziewać, że rząd będzie chciał, by pacjent sam płacił za swoje leczenie w całości.
Zdecydowanie inaczej prywatyzację uzdrowisk ocenia Jan Golba, burmistrz Muszyny, prezes Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych RP. Jego zdaniem, w obecnym systemie prawnym spółki uzdrowiskowe Skarbu Państwa nie mają szansy konkurowania z uzdrowiskami prywatnymi, bo większość z nich nie generuje takich dochodów, które pozwalałyby na inwestowanie środków w rozwój. - Nie mam co do tego wątpliwości, że jeżeli w najbliższym czasie uzdrowiska nie otrzymają zastrzyku dużych pieniędzy, to praktycznie nie będą konkurencyjne. To już widać, bo NFZ przestaje refundować usługi lecznicze w uzdrowiskach, które mają niski standard - podkreślił.
W ocenie Golby, prywatyzacja uzdrowisk nie jest jedynym rozwiązaniem, ale w obecnych warunkach wydaje się nieunikniona. - Prywatyzacja nie jest najprostszym sposobem. SGU RP proponowało, by pozostawić 5-6 uzdrowisk państwowych, a kiedy doszłoby do prywatyzacji pozostałych - utworzyć fundusz, który byłby przeznaczony na rozwój uzdrowisk państwowych. Inaczej te placówki nie będą miały żadnych szans. Jeśli jednak tego dotąd nie zrobiono i nie ma takiej szansy, to jedyną drogą jest prywatyzacja i ratowanie tego, co jeszcze jest
- podkreślił.
W przekonaniu Golby, prywatyzacja nie musi oznaczać upadku lecznictwa uzdrowiskowego. W wielu krajach unijnych funkcjonują rozwiązania, w myśl których na inwestorów nakładane są pewne obowiązki dotyczące rozwoju takiego lecznictwa w sprywatyzowanych placówkach. Dają one gwarancję, że kurorty będą prowadziły tego typu działalność. - Inwestor jest obligowany do rozwoju lecznictwa uzdrowiskowego. Jeśli ktoś wyłoży pieniądze na ten cel, to rzeczą naturalną jest, że będzie prowadził lecznictwo uzdrowiskowe. Trudno, żeby nagle zmienił formę działalności, byłoby to nieopłacalne - dodał.
Ratunkiem dla uzdrowisk mogłaby być też odpowiednio szybko rosnąca stawka refundacji z NFZ oraz tworzenie przez placówki szerszej oferty (jak SPA). Jak zauważył Golba, obecnie w uzdrowiskach dokonuje się "pełzająca prywatyzacja". Historyczny majątek jest wyprzedawany za bezcen, gdyż placówki mają za niski standard, a właściciele nie dysponują środkami na niezbędne remonty. Po sprzedaży i modernizacji lecznictwo uzdrowiskowe jest tam często ponownie prowadzone, ale zarabia już kto inny. - Nie traktuję prywatyzacji jako jedynego remedium na poprawę kondycji uzdrowisk, uważam też, że proces ten można dobrze poprowadzić. Potrzeba jednak dobrej woli, bo możliwości prawne istnieją - dodał.
Do uzdrowisk pukają właściciele
W ocenie dr. hab. n. med. Krzysztofa Krajewskiego Siudy, eksperta Instytutu Sobieskiego, prywatyzacja spółek uzdrowiskowych nie powinna przynieść pacjentom nic złego. - Płatnik publiczny jest solidnym partnerem i nie sadzę, by prywatne spółki chciały rezygnować z tego typu dochodów. Myślę, że uzdrowiska będą nadal zabiegać o kontrakty z NFZ i ludzie posiadający skromniejsze zasoby finansowe także będą się w nich leczyć - podkreślił. Jak dodał Krajewski Siuda, to, czy uzdrowisko będzie prywatne, czy też nie, nie ma dziś większego znaczenia, bo wszystkie takie placówki są już spółkami. - Pozostaje tu więc tylko kwestia, kto jest ich właścicielem: Skarb Państwa czy inny podmiot, który otrzymał uzdrowisko w drodze reprywatyzacji czy też sprzedaży majątku państwowego. Tu nic się nie zmieni, nie mam żadnych obaw - dodał. W ocenie Krajewskiego Siudy, w przypadku sprzedaży uzdrowisk należy przede wszystkim zwrócić uwagę na to, czy nie zostaną pokrzywdzone osoby mające uzasadnione roszczenia w związku z tymi majątkami. Wiele uzdrowisk zostało bowiem bezprawnie przejętych przez państwo, a dziś zgłaszają się spadkobiercy prawowitych właścicieli.
Czyje wody lecznicze?
Prywatyzacja stawia też pytanie o dostęp do wód leczniczych. - Uważam, że koncesje na ich wydobycie powinny pozostać w rękach gmin, a nie stawać się własnością podmiotów, które kupią uzdrowisko. Gminy mogą skutecznie rozdzielać dobra pomiędzy wszystkich, którzy chcą prowadzić działalność leczniczą. Jeśli znajdzie się jeden nabywca, a na bazie danego surowca działają też inne obiekty, to wiemy, jak to się skończy - ocenił Jan Golba. Takie zagrożenie widzą także posłowie PiS, którzy zaproponowali, by minister Skarbu Państwa wraz z ministrem zdrowia opracowali strategię rozwoju całego sektora uzdrowiskowego. Posłom zależy, by w przyjętych rozwiązaniach zagwarantować, że lecznictwo uzdrowiskowe to dobro narodowe, do którego obywatelom należy się powszechny dostęp. Jak zastrzega SGU RP, szczególnej regulacji potrzebuje rynek wód mineralnych, gdyż choć jest on bogaty, to zaczyna podupadać. Powód? Wody o właściwościach leczniczych wypierane są przez produkty gorsze, które na skutek braku kontroli często imitują wody o leczniczych właściwościach. W takich warunkach małe spółki oferujące wody mineralne nie są w stanie konkurować z dużymi przedsiębiorstwami.
Z raportu publikowanego przez Krajową Izbę Gospodarczą "Przemysł Rozlewniczy" wynika, że roczne spożycie wód butelkowanych w Polsce sięga ok. 2,5 mld litrów. Rynek ten wart jest ok. 2,3 mld złotych. Niektóre szacunki wskazują jednak na kwoty nawet o 1 mld złotych wyższe. Na pewno w Polsce rynek wód się mocno rozwija.
- Rokrocznie konsumpcja wód zwiększa się o 5-7 procent. Według szacunków, w ubiegłym roku notowano nawet 10-procentowy wzrost - powiedział nam Wojciech Rutkowski, prezes KIG "PR". Jak zaznaczył, liderem jest marka Żywiec Zdrój (ok. 30 proc. udziału w rynku). Za nią plasują się: Nałęczów Zdrój (Cisowianka) oraz Coca-Cola HBC Polska, Nestlé Waters Polska czy Maspex. Ponadto na rynku obecni są producenci wód uzdrowiskowych (Buskowianki, Celestynki, Kryniczanki, Staropolanki, Krystynki, Połczynianki, Wienickiej Zdrój, Hetmańskiej oraz Wysowianki), którzy wspólnie promują markę Polskie Wody Uzdrowiskowe. Tu zdecydowanie największym producentem jest Staropolanka z Polanicy Zdroju. Właścicielem rozlewni jest Zespół Uzdrowisk Kłodzkich. Obecnie wystartował proces prywatyzacji tego uzdrowiska i na tym etapie trudno przewidzieć, jak się potoczy. Niewykluczone jednak, że wraz z uzdrowiskiem sprywatyzowana zostanie także rozlewnia. - Brakuje szczegółowych danych statystycznych, ale z naszych szacunków wynika, że rocznie produkuje ona ok. 100 mln litrów wód - dodał Rutkowski. Jak ocenił, udział w rynku pozostałych marek uzdrowiskowych jest zdecydowanie mniejszy. Biorąc jednak pod uwagę zwiększające się zapotrzebowanie rynku na wody mineralne, można założyć, że rozlewnie będą miały warunki do rozwoju.
Ciekawostką jest fakt, że wartość wody doceniana jest w krajach arabskich, gdzie stanowi ona towar deficytowy - za litr butelkowanej można tam kupić średnio pięciokrotnie więcej paliwa. Rekordowo droga jest woda w Wenezueli, gdzie za butelkę dobrej wody mineralnej można zatankować do pełna.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2010-02-12

Autor: jc