Kurek odkręcony
Treść
Stronie polskiej będzie bardzo trudno uzyskać zgodę administracji niemieckiej na ponowne przesunięcie gazociągu Nord Stream lub jego zakopanie. Tym bardziej że medialnie niemiecko-rosyjski projekt został skutecznie zeuropeizowany.
Wczoraj z wielką pompą dokonano - poprzez symboliczne odkręcenie kurka - otwarcia Gazociągu Północnego. Uczestnicy uroczystości podkreślali, że jest to szeroki projekt europejski i już nikt nie nazywał go rosyjsko-niemiecką inwestycją. Nagle okazało się, że Nord Stream jest ratunkiem dla całej Unii Europejskiej i że wzmocni jej bezpieczeństwo energetyczne. Z podawanych liczb miało wynikać, że bez rosyjskiego gazu Europa po prostu nie przeżyje.
Jedynie kilka gazet wskazuje na niebezpieczeństwo całkowitego uzależnienia energetycznego od Moskwy. Tygodnik "Focus" nieśmiało przypomina, że Niemcy już obecnie importują z Rosji jedną trzecią wszystkich dostaw gazu, a wraz z Gazociągiem Północnym zależność ta jeszcze drastycznie wzrośnie. Jednak argumenty tego typu milkną w szumie ogólnego zachwytu nad obustronną kooperacją. Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew potwierdził, że jest to gospodarczy projekt, który przyniesie znakomite korzyści całej Europie. Także kanclerz Angela Merkel nie kryła zadowolenia z otwarcia gazociągu. - Projekt Nord Stream jest następnym dowodem na znakomitą współpracę rosyjsko-niemiecką - stwierdziła Merkel, dziękując wszystkim budowniczym tego wielkiego "europejskiego" - jak zaznaczyła - projektu.
Cisza nad Polską
Uroczysta oprawa otwarcia inwestycji, rzecz jasna, nie pozwoliła na to, by choć raz wspomnieć o Polce czy to w kontekście naszego protestu co do utrudnień z wpływaniem statków do polskich portów, czy to w kontekście obaw o możliwość zastosowania rosyjskiego szantażu poprzez zakręcanie kurka z gazem w rurach znajdujących się na naszym terenie. Jedynie unijny komisarz ds. energii Guenther Oettinger wzmiankował o polskich zastrzeżeniach, ale zaraz zaznaczył, że nie ma wątpliwości, iż gazociąg Nord Stream jest przyszłością dla Europy. Także kilka elektronicznych mediów w Niemczech poczyniło na marginesie relacji uwagi, że projekt od początku wzbudzał w Polsce wiele kontrowersji.
Na stronie internetowej Zarządu Morskich Portów co prawda zamieszczona jest informacja, że trwa postępowanie prawne w stosunku do konsorcjum Nord Stream przed sądem w Hamburgu (polskie porty złożyły odwołanie od decyzji niemieckiego Urzędu Żeglugi i Hydrografii, który wydał zezwolenie na ułożenie gazociągu, nie przyjmując argumentów dotyczących głębokości jego ułożenia na dnie Bałtyku), jednak dotychczasowe protesty nic nie dały. Do obecnej nitki gazociągu za kilka miesięcy dołączy druga, która jest już w budowie (ukończono około 800 km). Jak się dowiedzieliśmy, w drugim kwartale przyszłego roku rozpocznie się jej techniczny rozruch, a wkrótce potem popłynie nią gaz.
"Nasz Dziennik" zapytał przedstawiciela konsorcjum Nord Stream, dlaczego przesuwając już raz gazociąg w miejscu jego przecięcia z wodnym torem podejściowym do polskich portów, nie położono go jeszcze głębiej, tam gdzie głębokość przekracza 25 metrów. Dyrektor do spraw kontaktów z mediami Jeans Mueller stwierdził, że Urząd Żeglugi i Hydrologii w Hamburgu nie wydałby zgody na inne rozwiązanie, bo wiązałoby się to z ponownym sprawdzeniem oddziaływania rury na środowisko, a przesunięcie w głąb o blisko 2 km urząd ten potraktował jako nieistotną ingerencję w istniejący już projekt. Mueller przyznaje, że każde nowe przesunięcie lub wkopanie gazociągu będzie musiało zostać poprzedzone wystąpieniem do administracji niemieckiej i otrzymaniem od niej wszystkich niezbędnych zezwoleń. - Gdybyśmy chcieli wykonywać wszelkie życzenia poszczególnych podmiotów, które są zainteresowane przebiegiem gazociągu, jak Polska czy Finlandia, to nigdy nie udałoby nam się dokończyć budowy gazociągu - skwitował Mueller, zastrzegając na osłodę, że w przyszłości należy szukać "różnych rozwiązań".
Waldemar Maszewski Hamburg
Nasz Dziennik Środa, 9 listopada 2011, Nr 261 (4192)
Autor: au