Kulisy debaty w PE na temat incydentu na Hradczanach
Treść
Jedna z ostatnich debat w Parlamencie Europejskim (16 grudnia) ubiegłego roku dotyczyła podsumowania prezydencji francuskiej w Unii Europejskiej. Każdy z przewodniczących poszczególnych ugrupowań zadawał pytania prezydentowi Nicolasowi Sarkozy'emu. Najwięcej zakłopotania i pokrętnych tłumaczeń wywołały pytania o grudniowy incydent z udziałem przedstawicieli europarlamentu goszczących na Hradczanach u prezydenta Vaclava Klausa. Francuski prezydent mimo wyjątkowo słabej linii argumentacji nie miał najmniejszego zamiaru przepraszać Czech za całe zajście, a wręcz pochwalił posłów za arogancję.
Pytanie o praski incydent zadał poseł Nigel Farage z Grupy Niepodległość i Demokracja. - Prezydencie Sarkozy, z całą pewnością wniósł pan energię i dynamizm do swojej prezydencji, lecz jest jasne, że we wszystkich sprawach chce pan więcej władzy Unii i chce pan traktatu lizbońskiego - rozpoczął parlamentarzysta. - Teraz, kiedy przewodnictwo przejmują Czechy, widzimy prawdziwe oblicze Unii Europejskiej, które objawia się w przerażającym ataku na prezydenta Vaclava Klausa. Pytam więc pana - jakiej Unii pan chce? Bo to, co teraz widzimy, to Unia, która traktuje demokrację z pogardą - dodał. Podkreślił przy tym, że zachowanie europosłów w czasie wizyty w Pradze wystawia Wspólnocie najgorszą opinię bandyty i dyktatora. Najbardziej oburzający - zdaniem brytyjskiego posła - był fakt położenia przez Daniela Cohn-Bendita na biurku prezydenta Klausa unijnej flagi i nakazanie mu wywieszenia jej na zamku. - Zachował się jak niemieccy urzędnicy 70 lat temu lub sowieccy 20 lat temu - podsumował zachowanie przewodniczącego Zielonych. - Oto jest obecna twarz Unii Europejskiej - zakończył Farage, wskazując na Daniela Cohn-Bendita.
Wprawdzie francuski prezydent odpowiadał na pytania spokojnie, jednak jego argumentacja była wyjątkowo niespójna. Całkowicie przy tym odwrócił sytuację, przedstawiając prezydenta Czech jako agresora, a parlamentarzystów w charakterze posłańców pokoju. Na początek stwierdził, że ceni sobie sposób, w jaki zachowali się europosłowie obecni u Vaclava Klausa. Jak dodał, był bardzo zaskoczony i głęboko zraniony rzekomym brakiem szacunku, z jakim spotkali się oni ze strony czeskiego prezydenta. Dodał, jakoby głowa czeskiego państwa zarządziła usunięcie ze wszystkich budynków administracji publicznej flag unijnych, dlatego postępowanie przewodniczących poszczególnych partii i samego szefa europarlamentu ma pełne poparcie ze strony prezydencji francuskiej. Usunięcie unijnych flag z urzędów było dla Sarkozy'ego największą obrazą ze strony Czech zarówno dla samej Unii, jak i przedstawicieli parlamentu, a także dla symboli Europy.
"Umysłowo chorzy" przeciwnicy traktatu
Próby narzucenia przez Brukselę jej światopoglądu na siłę wywołały automatycznie temat irlandzkiego referendum w sprawie traktatu lizbońskiego. Farage, cytując przedstawiciela Irlandii Briana Crowleya, który również był obecny w czasie wizyty na Hradczanach, twierdzącego, jakoby Irlandczycy życzyli sobie traktatu, powiedział: - Cóż, przepraszam cię bardzo, synu, ale oni powiedzieli "nie" - wytykał manipulację Crowleyowi. - Proszę, uszanujcie wyniki - apelował. Jego zdaniem, Unia, której przewodniczenie przejmują obecnie Czechy, gardzi demokracją, nie umie poradzić sobie z innym punktem widzenia. Na poparcie swych słów przypominał wygłaszane przez Cohn-Bendita tezy, który twierdził, że przeciwnicy traktatu są "umysłowo chorzy". Przywoływał także stwierdzenia lewicowego posła Martina Schulza, który w swoim wystąpieniu jednoznacznie sugerował, że głosowanie na "nie" prowadzi do faszyzmu. Schulz, który próbował zaprzeczać swoim wcześniejszym wypowiedziom, odniósł się także do wizyty w Pradze. Na usprawiedliwienie swojego zachowania powiedział, że... nie był powiadomiony, iż rozmowa ta była rejestrowana. Wówczas wtrącił się także przewodniczący parlamentu Hans-Gert Poettering, twierdząc, że opublikowana w prasie rozmowa była fragmentaryczna, a tym samym kontekst ich wypowiedzi był niepełny.
Następnie, kiedy Nigel Farage zgłosił wniosek o zabranie głosu, aby sprostować wszelkie nieprawdziwe ataki pod jego adresem, przewodniczący Poettering uznał, że nie został on zaatakowany personalnie, i odmówił mu możliwości wypowiedzenia się. Dopiero po kilkugodzinnej przerwie umożliwiono brytyjskiemu parlamentarzyście wypowiedzenie się i sprostowanie fałszywych tez wysuwanych przez oponentów. Przedstawiając dokładne zapisy wcześniejszych debat, udowodnił wygłaszanie przez Martina Schulza poglądów przyrównujących przeciwników traktatu z Lizbony do faszystów. Farage skrytykował także działania Hansa Poetteringa, który wcześniej uniemożliwił mu wypowiedzenie się, w dodatku podczas debaty dotyczącej jego własnego porannego przemówienia. Oburzający jest jednak fakt, że pozwolił wówczas wygłosić mowę posłowi Schulzowi, w czasie której nazwał brytyjskiego posła kłamcą. Do końca debaty lewicowy parlamentarzysta brnął w zaparte i pomimo przytoczenia mu jego własnych słów nadal twierdził, że nie formułował opinii, iż głosowanie na "nie" prowadzi do faszyzmu. Używając znanej skądinąd retoryki, nazwał Nigela Farage'a "podżegaczem i podpalaczem" i zapowiedział walkę do samego końca z takimi ludźmi jak on.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-01-07
Autor: wa