KUL tłumaczy się z zaproszenia poseł Joanny Kluzik-Rostkowskiej
Treść
Rodzina od lat stanowi przedmiot niezwykłych sporów, wojny ideologicznej i walki duchowej. Jedni widzą w niej miejsce święte i uświęcające, inni zbędny balast, przeżytek i źródło ekonomicznych roszczeń. W Polsce również postawy wobec rodziny plasują się w kategorii odmiennie skrajnych. Oprócz uznania bądź całkowitego odrzucenia wartości rodziny ujawnia się relatywizm wobec chroniących ją norm lub sprzyjanie teoriom wyraźnie krzywdzącym człowieka i podkopujących fundamenty rodziny - typu permisywizm. Katolickiej koncepcji rodziny przeciwstawia się jej rozumienie laickie, które poprzez zakwestionowanie obszaru duchowości neguje jedynie prawdziwe integralne ujęcie ludzkiej płciowości, a także małżeńskiej i rodzinnej więzi. Jest oczywiste, że postaw tych nie da się pogodzić ani uzgodnić. W wielu sprawach niemożliwy jest konsensus, nie ma opcji pośrednich, a nawet przy próbach ich tworzenia są konstruktem nie do przyjęcia. Nieodzowna jest konieczność jednoznacznego opowiedzenia się, klarownego wyrażenia własnego stanowiska. Ma to miejsce np. przy wyborze "za czy przeciw": aborcji, eutanazji, antykoncepcji czy zapłodnieniu in vitro. Niemoralnych postaw osób je głoszących nie wolno uwiarygodniać własnym nazwiskiem ani rangą instytucji. Czy jednak ostatnie, wystosowane przez ks. dr. Włodzimierza Wieczorka, zaproszenie na Katolicki Uniwersytet Lubelski posłanki Joanny Kluzik-Rostkowskiej rzeczywiście należało zrozumieć jako uwiarygodnienie jej kontrowersyjnych poglądów (zob. M. Jasita, Katolicka rodzina w wersji Kluzik-Rostkowskiej, "Nasz Dziennik", 21 października 2008 r.)?
Wypowiedzi uznające antykoncepcję za "mniejsze zło" są z gruntu fałszywe i niebezpieczne, ponieważ mogą skłaniać do wyboru walki z płodnością jako stylu życia, który uderza w dobro dziecka, częściej prowadzi do przerywania ciąży niż do jej ochrony, a także zagraża fizycznemu i moralnemu zdrowiu człowieka. Takie zachowanie, a nawet sama sugestia je prowokująca, nie znajduje najmniejszej aprobaty u osób zorientowanych w tej dziedzinie. Z kolei odnoszące się do stosowania antykoncepcji twierdzenie "Kościół sobie, życie sobie" może przez niektórych być zrozumiane nie jako pragnienie zwielokrotnienia wysiłków formacyjnych, lecz jako uzurpowanie sobie chęci modyfikacji nauczania Kościoła (!). Taka zaś wizja budzi przerażenie spowodowane zarówno pomyleniem miejsca stworzenia ze Stwórcą, jak i wizją katastrofalnych konsekwencji, do których to może prowadzić. Zacytowane wyżej sformułowania, nie stając się wezwaniem do lepszej formacji życia, a tylko sugestią odrzucenia Bożych, stawianych ludziom wymagań, nie znajdą i nigdy nie powinny znaleźć aprobaty wśród autentycznych katolików. Cytowanie wypowiedzi pani poseł nie jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na te teorie. Wielokrotnie przewija się to nazwisko także na łamach "Naszego Dziennika", a przecież nikt roztropny nie uważa tego za przejaw identyfikowania się katolickich dziennikarzy z poglądami aprobującymi antykoncepcję czy zapłodnienie in vitro, jednoznacznie ocenianymi przez Magisterium Kościoła jako moralnie niedopuszczalne.
Wiele niefortunnych wypowiedzi pani poseł wynikających bądź to z odrzucenia, bądź z niedostatecznego zgłębienia zasad moralności katolickiej budzi zrozumiałą niechęć osób oddanych sprawie obrony życia i trosce o rodzinę. Nie o rodzinie jednak miała nauczać zaproszona prelegentka podczas swego wystąpienia w sesji Katedry Teologii Rodziny KUL 21 października 2008 roku (!). W tej tematyce bowiem liczni etycy, psycholodzy, teolodzy, łącznie z głównym organizatorem sympozjum specjalizującym się w teologii małżeństwa i rodziny, teologii moralnej i bioetyce ks. dr. Włodzimierzem Wieczorkiem, mają zdecydowanie więcej do powiedzenia. Od specjalistów takich dziedzin, rzetelnie ukazujących jedność ciała, psychiki i ducha oraz osób ukierunkowanych na integralne i uwzględniające poszanowanie dla prawa naturalnego tworzenie więzi społecznych, należy uczyć się prawdy o małżeństwie i rodzinie. Nieprawdą jest również imputowanie przez dziennikarkę M. Jasitę wyprzedzającą swym tekstem rozpoczęcie sympozjum, że zaproszona posłanka "namiesza w głowach studentom". Czy w ogóle można było wysunąć taką obawę, skoro na konferencję zaproszone zostały największe autorytety chroniące sprawy polskiej rodziny, jak przewodniczący Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny bp. dr Kazimierz Górny, wiceprzewodniczący tejże Rady bp. dr Stanisław Stefanek i znawca prawa rodzinnego bp prof. dr hab. Andrzej Dzięga? Czy można było przypuszczać, że na fałszowanie prawdy o rodzinie dopuszczą obecni na sali pracownicy naukowo-dydaktyczni Instytutu Nauk o Rodzinie i przedstawiciele Duszpasterstwa Rodzin? O powody zaproszenia dawnej minister mającej pełnić (nie z naszej przecież nominacji) odpowiedzialność za politykę prorodzinną i przygotowującej propozycje ustaw w tym zakresie należało zapytać organizatora sesji ks. Wieczorka, a tego publicystka tekstu w "Naszym Dzienniku" - ani przed, ani po sympozjum - nie uczyniła. Czy pojawiła się na tej tak krytycznie opisanej sesji, dokonała uzupełnień i sprostowań? Czy wreszcie ujawniła fakt, że ostatecznie kontrowersyjnej posłanki na tymże sympozjum nie było?
Brak dokładnego zgłębienia rzeczywistych zamierzeń może przyczynić się do krzywdzącej oceny osoby, jak to się stało w przypadku ks. dr. Włodzimierza Wieczorka - człowieka wyjątkowej kultury, ogromnej prawości, rozległej wiedzy, rzetelności, uczciwości i oddania służbie Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie, służbie prawdzie i miłości, służbie skierowanej do człowieka, małżeństw i rodzin. Przyznam, że początkowo, na kilka dni przed sympozjum, gdy ksiądz doktor przedstawił mi zaproszenie wraz z listą prelegentów tej sesji, na nazwisko Joanna Kluzik-Rostkowska, podobnie jak inni obrońcy życia: Ewa Kowalewska czy Hanna Wujkowska, zareagowałam dużym niepokojem. Jednak treści konferencji, tematyka referatów zadana poszczególnym referentom oraz wspaniałe przemówienie uczestniczącego w przygotowaniach do wcielania w życie wytycznych Karty Praw Rodziny ks. bp. dr. Stanisława Stefanka pozwoliły mi zrozumieć przyczyny zaproszenia także tej pani. Nie miała ona komentować ani przedstawiać wykładni Karty Praw Rodziny, jak to fałszywie zasugerowała dziennikarka krajowych aktualności. Rolą pani poseł było odpowiedzieć na pytanie, na ile przygotowywana przez nią i jej zespół polska polityka prorodzinna przyjmuje i realizuje wytyczne tego tak cennego dokumentu Stolicy Apostolskiej, wyrażającego rzeczywistą troskę o rodzinę. Planowanie działań wymaga aktualnych ocen rzeczywistości, także w aspekcie legislacyjnym. Trzeba odpowiedzieć na pytania: co udało się dokonać, co jest zamierzone, co jest zgodne, a co sprzeczne z faktycznym, zarówno socjalnym, jak i moralnym dobrem rodziny. Niewykluczone, że Joanna Kluzik-Rostkowska obawiała się takiego "przepytywania" przez autentycznych znawców tej dziedziny i prawdziwe autorytety zebrane w tym dniu na KUL. Prawdą jest bowiem, że nie była obecna na obradach, a zadany jej temat wygłosił jej współpracownik i doradca, ojciec wielodzietnej rodziny, syn pracującego na KUL profesora socjologii - Bartosz Marczuk. Po jego referacie, ujawniającym zaangażowanie i oddanie przedstawianej sprawie, bp Stanisław Stefanek - w swym komentarzu - ukazał gorzką prawdę o tym, że często działalność młodych aktywistów, do których niewątpliwie Bartosz Marczuk należy, paraliżowana jest przez politykierstwo osób sprawujących władzę i rozdysponowujących finanse.
Pytanie o zgodność polityki z moralnością, dobrem człowieka i rodziny, to pytanie zasadnicze i należy je stawiać nieustannie, zwłaszcza osobom obwieszczającym swe "sukcesy" w ramach tego, co nazywamy polityką prorodzinną. Pozostaje wyrazić żal, że świętowany jubileusz XXV-lecia Karty Praw Rodziny i X-lecia Instytutu Nauk o Rodzinie stał się dla redaktor "Naszego Dziennika" okazją do napisania artykułu, który Katedrę Teologii Rodziny i cały Instytut przedstawił w niekorzystnym, antyrodzinnym świetle. Szkoda, że publikacja ta nie została poprzedzona rozmową z organizatorem sesji i że nie ukazała się po obradach sympozjum. Wydaje się bowiem, że tekst ten miałby wtedy inny, bliższy prawdzie wydźwięk.
Uczciwość dziennikarska wymaga rzetelnego zgłębiania przedstawianego tematu i głoszenia prawdy o rodzinie i osobach zaangażowanych w rzeczywistą troskę o nią. Jestem za tym, by zło nazwać złem, a dobro dobrem, by dobro pochwalić, a zło piętnować zawsze i w każdej postaci, także wtedy, gdy dotyczy przyjaciół i własnego środowiska. Jest jednak prawdą, że przy organizacji sympozjum "25 lat Karty Praw Rodziny - aktualność i wartość przesłania" zło nie miało miejsca i nie było niczyim zamiarem. Pozostaje mieć nadzieję, że X-lecie istnienia Instytutu Nauk o Rodzinie KUL stworzy okazję do prezentacji sylwetek naukowych wielu wspaniałych pracowników go stanowiących oraz ich licznych dokonań: w kształceniu studentów, publikowaniu prac, udziale w konferencjach i podejmowaniu starań mających na celu prawdziwe dobro rodzin i troskę o nie. Już dzisiaj pragniemy zaprosić na planowaną na dzień 9 grudnia 2008 r. konferencję poświęconą wkładowi poszczególnych nauk w naturalne planowanie rodziny. Ufamy, że ten wciąż za mało nagłaśniany i za mało znany temat znajdzie swe właściwe odzwierciedlenie w środkach społecznego przekazu, zwłaszcza tych, które faktycznie są gotowe sprzyjać i służyć rodzinie.
dr Urszula Dudziak
Instytut Nauk o Rodzinie KUL
Tytuł pochodzi od redakcji.
"Nasz Dziennik" 2008-10-31
Autor: wa