Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kubilius jak Gargamel, Grybauskaite jak Hogata

Treść

Czas polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej powinien być spożytkowany na obronę praw Polaków na Litwie łamanych przez władze tego państwa. Członkowie organizacji kresowych alarmują, że polski rząd kontynuuje politykę przymykania oczu na to bezprawie. W Wilnie powinien zaistnieć dobry klimat dla polskiego partnera, członka Unii Europejskiej - tłumaczą.
Od wielu miesięcy członkowie Federacji Organizacji Kresowych oraz stowarzyszenia Memoriae Fidelis organizują pikiety pod ambasadą Litwy w Warszawie. Protestowali również podczas szczytu krajów Europy Środkowo-Wschodniej, na którym obecni byli m.in. przedstawiciele władz tego kraju. Wczoraj urządzili happening pod siedzibą polskiego rządu. - Protestujemy dzisiaj przede wszystkim ze względu na fakt, że mamy czas polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, który powinien być wykorzystany do obrony praw Polaków na Wileńszczyźnie łamanych przez władze tego kraju - mówił Aleksander Szrycht, szef stowarzyszenia. Jak podkreślał, obrona praw mniejszości narodowych i etnicznych jest jedną z głównych wartości i zasad strzeżonych w krajach wspólnoty. Tymczasem, mimo że Litwa jest członkiem UE od 2004 roku, sytuacja Polaków w tym kraju stale się pogarsza - wprowadzane jest ustawodawstwo uderzające w polskie szkoły, zakazano używania języka polskiego w urzędach, nazwach miast i ulic oraz w pisowni nazwisk i imion. Do tego państwo litewskie sankcjonuje ustawę reprywatyzacyjną, która uniemożliwia oddawanie gruntów prawowitym właścicielom. Szczególnie wtedy, gdy są Polakami z Wileńszczyzny.
- Premier tymczasem mówi ostatnio, że będzie zalecał w tej sprawie "jak najdalej idącą cierpliwość". Jak daleko ma iść ta cierpliwość? Aż zaczną zamykać do więzienia ludzi odmawiających wykonywania chorych zarządzeń litewskich władz - w stylu państwa totalitarnego? - dopytywał w imieniu pikietujących. Z jednej strony Polacy wileńscy mają świadomość i poczucie bezpieczeństwa życia w Unii Europejskiej i są pewni swoich racji. Z drugiej widzą, że władze litewskie wbrew europejskiemu prawu i standardom mogą pozwolić sobie na bardzo wiele. Na jak wiele pozwoli cierpliwość premiera? - pytali pikietujący. Przypominali ostatnie wypowiedzi Donalda Tuska, który nie pozostawiał wątpliwości, że naciski na władze litewskie są symboliczne i wrócił do tonu ugody i przyzwolenia na brutalną lituanizację Polaków. Musimy zrozumieć Litwinów. Polacy powinni rozumieć historię, jednak trzeba się zdystansować, jeżeli utrudnia ona osiągnięcie współczesnych celów - mówił ostatnio szef rządu.
- O zrozumienie jakiej historii tu chodzi? Czy to, że na prywatnym domu czy w samochodzie nie można, i to w regionie zamieszkałym przez polską większość, przywiesić sobie tabliczki po polsku, ponieważ dostanie się grzywnę od urzędu ochrony języka litewskiego? - pytał Szrycht.
Sobotnia pikieta miała charakter happeningu. Protestujący trzymali w rękach karykatury przedstawiciel władz litewskich, można było m.in. zobaczyć rysunek, na którym Andrius Kubilius jako Gargamel i prezydent Dalia Grybauskaite w roli wiedźmy Hogaty uganiają się za małymi smerfami - wileńskimi Polakami.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik 2011-07-30

Autor: jc