Kubica z Heidfeldem?
Treść
Przyszłość Witalija Pietrowa w zespole Renault F1 wciąż jest  niepewna. Rosjanin regularnie osiąga wyniki poniżej oczekiwań, a  kierownictwo teamu przyznaje, że prowadzi rozmowy z potencjalnymi  zastępcami. Tym razem chodzi o Niemców, Nicka Heidfelda i Adriana  Sutila. Pierwszy niedawno jeździł z Robertem Kubicą w barwach  BMW-Sauber. 
Jeszcze kilka tygodni temu mówiło się dużo o  ewentualnym angażu do Renault Kimiego Raikkonena, negocjacje potwierdził  choćby szef Kubicy Eric Boullier. Wyszła z tego spora afera, bo  zdenerwowany Fin oskarżył francuską stajnię o marketingowe  wykorzystywanie jego nazwiska, zarzekając się, że z nikim o kontrakcie  nie rozmawiał. Teraz dyrektor zespołu znów przyznał, że szanse na  zatrudnienie mają Heidfeld i Sutil. - Decyzja może zapaść podczas Grand  Prix w Abu Zabi - powiedział. Ile w tym prawdy, czy też znów pojawią się  sugestie, że Francuzi usiłują wywrzeć presję na potencjalnych sponsorów  Pietrowa - to się okaże. Nie jest jednak tajemnicą, że dla Renault  zyski (czyli miliony euro) płynące ze Wschodu nie są bez znaczenia. W  ten sposób można jakoś próbować uzasadnić umowę z kierowcą, który jednak  na razie zawodzi, i to niemal na całej linii. 
Po kilkunastu  wyścigach nasuwa się stwierdzenie, że - przynajmniej na dziś -  wymagania, jakie stawia Formuła 1, są poza zasięgiem Rosjanina. Fakty  bowiem nie kłamią. W 17 tegorocznych eliminacjach Pietrow zgromadził  zaledwie 19 punktów i plasuje się na 14. miejscu w klasyfikacji  mistrzostw świata. W swym najlepszym występie zajął piątą lokatę na  Węgrzech, ale aż pięciu zmagań nie ukończył. Podczas niedzielnego Grand  Prix Korei rozbił bolid na 41. okrążeniu, dwa tygodnie wcześniej w  Japonii roztrzaskał auto tuż po starcie. A końcówka sezonu, zdaniem  szefów Renault, miała zadecydować o jego przyszłości. "Rakieta z  Wyborga", taki pseudonim nosi Pietrow, swą przygodę z F1 może zakończyć  zatem szybko. Decydujący głos w tej materii będzie należał do Gerarda  Lopeza, właściciela francuskiej stajni. 	
Pisk 
Nasz Dziennik 2010-10-27
Autor: jc