Kto według Niemców demontował komunizm?
Treść
Niemcom nie bardzo przypadły do gustu słowa Lecha Wałęsy wypowiedziane w rocznicę upadku muru berlińskiego, które w znacznym stopniu zmniejszają rolę cenionego nad Renem za wkład w proces zjednoczenia Niemiec Michaiła Gorbaczowa. Dla Niemców to ostatni sowiecki pierwszy sekretarz jest bohaterem i głównym ojcem demontażu komunizmu.
Prasa niemiecka niezbyt przychylnie komentuje słowa Wałęsy, który podczas uroczystości upamiętniających upadek muru berlińskiego i w trakcie zorganizowanego w Berlinie dwudniowego szczytu laureatów Pokojowej Nagrody Nobla powtarzał, że rola Gorbaczowa, jak i innych polityków w demontażu komunizmu nie była tak wielka, jak się ją przedstawia w Niemczech i całej Europie. Jego zdaniem, lewicowym politykom w Europie potrzebny jest bohater, by mogli mówić, że chociaż byli mordercy na lewicy, to przecież jest Gorbaczow, który poszedł w kierunku uzdrowicielskim i wprowadził nowy ład w Europie.
Lech Wałęsa wyraził też opinię, że Gorbaczow, który chciał reformować komunizm, jest bohaterem z tego powodu, że mu się nie udało, a nie dlatego, że mu się udało. Według byłego polskiego prezydenta, ani Gorbaczow, ani Helmut Kohl, ani ówczesny szef niemieckiego MSZ Hans-Dietrich Genscher nie wierzyli w możliwość zburzenia muru i nawet o tym nie wspominali. Wałęsa przypomniał, że w trakcie jednej z rozmów pomiędzy byłym kanclerzem RFN Helmutem Kohlem, Gorbaczowem i byłym szefem niemieckiej dyplomacji Hansem-Dietrichem Genscherem, przeprowadzonej miesiąc przed zburzeniem muru, ówczesny przywódca ZSRS twierdził, że o zjednoczeniu Niemiec będziemy mogli mówić dopiero za 100 lat. Genscher na temat ewentualnego upadku muru miał powiedzieć, że chciałby mieć takie problemy. "Na naszych grobach wyrosną drzewa, zanim to się zdarzy" - miał stwierdzić szef niemieckiej dyplomacji cytowany przez Wałęsę.
Były przywódca "Solidarności" poinformował w Berlinie, że upadek muru berlińskiego zawdzięczamy w 50 proc. Janowi Pawłowi II, w 30 proc. polskiej "Solidarności" i tylko w 20 proc. innym czynnikom.
Niemieckie media nie za bardzo jednak przejęły się słowami Wałęsy. Poza kilkoma krótkimi informacjami utrzymanymi w tonie, że były polski prezydent próbuje pomniejszać rolę Gorbaczowa lub że wbija mu szpilkę czy że wręcz zarzuca Europie kłamstwo w kwestii demontażu komunizmu, większość gazet wciąż jest pełna uwielbienia dla "Gorbiego". Co prawda kanclerz Angela Merkel i kilku innych polityków podczas berlińskiej uroczystości taktownie wspomniało Lecha Wałęsę i "Solidarność", ale jeżeli spojrzeć na wszystkie niemieckie tytuły prasowe lub śledzić publicystyczne programy telewizyjne, a nawet porozmawiać z Niemcem z sąsiedztwa na ten temat, to nazwisko Gorbaczowa będzie odmieniane we wszystkich przypadkach. Przytaczane są jego wspomnienia, opisywane losy jego rodziny (córka mieszka w Niemczech w Bawarii). Doszło nawet do tego, że w dowód wdzięczności za upadek komunizmu i zjednoczenie Niemiec w Berlinie na Axel-Springer-Passage odsłonięte zostało popiersie Gorbaczowa odlane z brązu.
Polakom ciężko jest zrozumieć niemiecką fascynację Gorbaczowem, ale dla Niemców prawda historyczna nie ma w tym przypadku większego znaczenia. Nawet wielu ludzi na Zachodzie dziwi to uwielbienie dla Gorbaczowa ze strony Niemców. Są oni przekonani, że gdyby nie ich ukochany "Gorbi", działania dyplomacji RFN oraz niezłomność enerdowskiego społeczeństwa, to nie byłoby zjednoczonych Niemiec. Wielkim Niemcom nie mieści się po prostu w głowie, że mieliby za coś dziękować małej Polsce i "Solidarności".
Waldemar Maszewski, Berlin
"Nasz Dziennik" 2009-11-12
Autor: wa