Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kto nie dorasta do świętości, ten nie dorośnie ani do małżeństwa, ani do kapłaństwa

Treść

Z księdzem Markiem Dziewieckim, krajowym duszpasterzem powołań, rozmawia Sławomir Jagodziński Rozpoczynamy dziś Triduum Paschalne. Jakie znaczenie dla religijnego przeżycia zbliżających się świąt ma udział w celebracjach liturgicznych tych dni? - Warto wyjaśnić, że Triduum Paschalne nie jest jedynie przygotowaniem do Świąt Wielkanocnych, ale że wszystko to, co dzieje się od Wielkiego Czwartku do Niedzieli Zmartwychwstania, stanowi integralny element Świąt Paschalnych. Święta te niosą takie bogactwo treści, że nie jesteśmy w stanie przeżyć ich w jeden dzień. Jeśli ktoś pojawi się w kościele dopiero w niedzielę, ten sporo straci z niezwykłego bogactwa prawd, jakie niosą ze sobą Święta Paschalne. Każdy z trzech ostatnich dni Wielkiego Tygodnia odsłania nam wyjątkowo ważne wydarzenia z historii zbawienia. Wielki Czwartek upewnia nas o tym, że los każdego z nas jest dla Boga ważniejszy niż Jego własny los! Syn Boży tak bardzo nas kocha, że pozwala się aresztować i zabić, byśmy już na zawsze byli pewni Jego miłości. Zanim uda się do Ogrodu Oliwnego i zostanie opuszczony nawet przez apostołów, ustanawia Eucharystię. W swej miłości wymyśla sposób pozostania z nami. Wie bowiem, że najpierw wystawimy Go na próbę miłości aż do śmierci, a później będziemy Go szukać. On do końca świata będzie pozwalał się znaleźć właśnie w Eucharystii. Wielki Piątek to ten dzień w roku, w którym rozmodlony Kościół staje w obliczu tajemnicy Drogi Krzyżowej i Męki Ukrzyżowanego Boga Człowieka. Chrystus upewnia nas o tym, że to nie droga krzyżowa, lecz droga kłamstwa i egoizmu jest drogą przekleństwa. Droga krzyżowa ma swój kres, ale historia miłości Boga do człowieka nigdy nie będzie miała końca. Wielki Piątek to dzień, w którym szczególnie mocno uświadamiamy sobie, że w każdym z nas powinno umrzeć to, co nie jest Boże i co przeszkadza nam kochać. To dzień, w którym Syn Boży bierze na siebie wszystkie krzyże i cierpienia ludzi po to, byśmy już nie krzyżowali siebie nawzajem. To dzień, w którym jeszcze raz przeżywamy fakt, że Bóg jest miłością, a nie krzyżem, i że im bardziej oddalamy się od Boga, tym większe krzyże nakładamy na samych siebie i na naszych bliźnich. Bóg pozwolił przybić się do krzyża po to, byśmy w Boży sposób radzili sobie z cierpieniem, które nigdy nie pochodzi od Niego. Wielki Piątek to także dzień tęsknoty za Eucharystią... W czasie liturgii Wigilii Paschalnej w Wielką Sobotę czytania biblijne przypominają nam historię zbawienia, której zdumiewającym i zaskakującym punktem kulminacyjnym jest przyjście Boga do człowieka. Syn Boży odsłania nam pełną prawdę o człowieku i objawia nam pełną miłość do człowieka. To miłość bez miary. To miłość silniejsza od grzechu i śmierci. To miłość, która jest śmiercią śmierci i która w nas zmartwychwstaje wtedy, gdy zaczynamy kochać tak, jak Chrystus nas pierwszy ukochał. Niedziela Wielkanocna, która zaczyna się Wigilią Paschalną, to szczyt radości dla Kościoła i dla każdego z nas. To potwierdzenie, że Zmartwychwstały jest pośród nas żywy i obecny! Ten sam na wieki! Jest tym, z którym wszystko staje się możliwe. On potrafi wyprowadzić nas z każdej niewoli, z każdego grzechu, z każdej beznadziei, z każdego lęku, z każdej formy umierania w nas tego, co Boże i święte! Wielki Czwartek to pamiątka ustanowienia sakramentów Eucharystii i kapłaństwa. Jednak poprzez święcenie w tym dniu w kościołach katedralnych olejów świętych można chyba też powiedzieć, że to święto sakramentów świętych? - Tak! I to nie jest przypadkowa zbieżność, gdyż wszystkie sakramenty są owocem obecności Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Pana w Eucharystii i w Kościele. Tradycyjnie sakramenty definiuje się jako skuteczny i widzialny znak niewidzialnej łaski. Takie określenie może być jednak mylące, gdyż jest wzięte bardziej ze świata rzeczy niż ze świata osób. Tymczasem istotą wszystkich sakramentów jest niezwykłe spotkanie Boga i człowieka. Sakramenty święte to powtórzenie w naszej epoce tego, czego dokonywał Chrystus wobec ludzi, których spotykał w czasie swojej widzialnej obecności na ziemi. To moc wychodząca z Chrystusa, który żyje na wieki. To arcydzieła Bożej łaski w Kościele, który został ustanowiony przez Chrystusa jako znak nowego i wiecznego przymierza Boga z człowiekiem. Sakrament to spotkanie Boga z człowiekiem, poprzez które człowiek zostaje przemieniony i umocniony Bożą miłością i Bożą prawdą. Takie spotkanie i umocnienie następuje w szczególnie dla nas ważnych chwilach życia. W chrzcie Bóg potwierdza, że kocha każde dziecko, które na ten świat przychodzi, i że umacnia je "szczepionką" swojej miłości. Bierzmowanie to spotkanie z Bogiem wtedy, gdy chłopcy i dziewczęta zaczynają mierzyć się z dorosłym życiem oraz z zagrożeniami zewnętrznymi i wewnętrznymi. Bóg umacnia ich wtedy Duchem Jezusa, Duchem Prawdy, która wyzwala, i Miłości, która przemienia. Eucharystia to spotkanie w codzienności z Bogiem, który nas kocha nad życie. To miejsce, w którym Ten, który jest naszą Drogą, Prawdą i Życiem, staje się naszym duchowym pokarmem. Sakrament pokuty i pojednania to spotkanie z Bogiem wtedy, gdy potrzebujemy uwolnienia z grzesznej przeszłości. To miejsce, w którym Bóg - podobnie jak marnotrawnemu synowi - urządza nam święto ocalenia oraz przemienia nas w powracających synów i córki. Sakrament chorych to spotkanie z Bogiem w obliczu starości, choroby i cierpienia. Swoim przykładem życia i umierania Chrystus dodaje nam siły i umacnia naszą nadzieję na to, że cierpienie i śmierć fizyczna nie jest kresem istnienia. Kapłaństwo to spotkanie z Bogiem, który w swej fantazji miłości umacnia tych, których sam wybiera, aby w Jego imię pokochali bliźnich tak, jak własnych krewnych, i aby byli dla nich mądrymi i ofiarnymi świadkami Boga, który rozumie i kocha człowieka. Małżeństwo to spotkanie z Bogiem, który umacnia narzeczonych na nowej drodze życia po to, by umieli kochać siebie nawzajem miłością dojrzałą, wierną i nieodwołalną na wzór Chrystusa, który nieodwołalnie ukochał swój Kościół. Większość sakramentów świętych udzielanych jest w czasie Mszy Świętej. Co przemawia za taką praktyką? - Praktyka ta wynika z faktu, że sakramenty święte najbardziej owocnie przyjmują ci chrześcijanie, którzy na co dzień żyją w obecności Boga i którzy w Eucharystii karmią się Jego Słowem i Jego Ciałem. Ponadto Eucharystia ma wymiar wspólnotowy. Jest nie tylko miejscem niezwykłego spotkania człowieka z Bogiem, ale też miejscem radosnego spotkania człowieka z człowiekiem w imię Chrystusa. On gromadzi nas wokół siebie jako swoich przyjaciół po to, byśmy stawali się dla siebie nawzajem przyjaciółmi świętymi i wiernymi. Czy w Wielki Czwartek wraca Ksiądz czasami myślami do początków swego powołania kapłańskiego, do czasów, kiedy ono się rodziło? - Ależ oczywiście! W Wielki Czwartek z roku na rok uświadamiam sobie jeszcze mocniej i z jeszcze większym wzruszeniem to, że Bóg rozumie mnie i kocha nieskończenie bardziej, niż ja byłbym w stanie zrozumieć i pokochać samego siebie. On prowadzi mnie ścieżkami zaskakującej radości. Bóg jest mistrzem od najpiękniejszych niespodzianek, które przekraczają nasze wyobrażenia i marzenia! Wiem już ponad wszelką wątpliwość, że Bóg proponuje każdemu z nas konkretne powołanie, konkretną drogę życia nie dlatego, że chce nami rządzić czy ograniczać naszą wolność wyboru, ale wyłącznie dlatego, że pragnie nam pomóc przejść przez życie drogą optymalną, najpiękniejszą dla każdego z nas. Jako nastolatek marzyłem o żonie i dzieciach. Gdy zacząłem uświadamiać sobie to, że Bóg proponuje mi kapłaństwo, to najpierw się zasmuciłem, gdyż myślałem, iż Bóg nie respektuje moich marzeń i pragnień. Zostałem księdzem z własnej woli, ale nie z własnej inicjatywy. I wtedy odkryłem, że Bóg niczego mi nie zabrał i że świetnie rozumiał moje serce i moje marzenia. Ale wiedział też, w jaki sposób te moje marzenia mogą się spełnić najpełniej i najpiękniej. I za to dziękuję Bogu w każdy Wielki Czwartek z odnowioną radością i wdzięcznością. Nasze najpiękniejsze marzenia możemy zrealizować wtedy, gdy uzgadniamy je z marzeniami Boga na temat każdego z nas! Po tylu latach kapłańskiego życia i posługi już chyba Ksiądz wie, co najbardziej pomaga kapłanowi w realizowaniu powołania, a co stanowi największą przeszkodę? - Najbardziej pomaga, oczywiście, zażyła, serdeczna więź z Chrystusem. Jestem kapłanem w imieniu Chrystusa, a nie w swoim własnym imieniu. To On mnie posyła. Moje kapłaństwo nie jest moje, lecz wyłącznie Jego. Bez Niego wszystko, co bym czynił i mówił, nie miałoby sensu ani nie mogłoby przynieść owocu. Bez Chrystusa niczego dobrego uczynić nie potrafię. W realizacji powołania pomaga mi też świadomość tego, kim jest ksiądz w zamyśle Boga. Kapłan według serca Jezusowego to specjalista od miłości. I to od miłości największej, bo od miłości Boga do człowieka! Kapłan to ktoś, kto ma szansę rozumieć całego człowieka i przyprowadzać go do Boga - największego Przyjaciela i najlepszego Wychowawcy człowieka. Kapłan to ktoś, kto pomaga Bogu ratować ludzi przed kryzysem, grzechem, krzywdą, cierpieniem. To ktoś, kto przypomina najbardziej nawet poranionym i załamanym o tym, że Bóg pragnie, by Jego radość była w nas i aby nasza radość była pełna! W wierności powołaniu pomaga mi również świadomość twardych słów, jakie Jezus kieruje do duchownych sprzed dwóch tysięcy lat, a także świadomość tego, że Jego słowa pozostają aktualne na zawsze! Wiem, że również do mnie Jezus wypowiada podobne słowa: uważaj na siebie! Pamiętaj, że pomagając innym ludziom, nie pomagasz jeszcze samemu sobie! Uważaj, byś nie stał się grobem pobielanym albo ślepym przewodnikiem tych, którzy potrzebują przewodnika nieskazitelnego jak gołąb i sprytnego jak wąż. Sprytnego tylko do tego jednego: do czynienia dobra! Gdy chodzi o przeszkody w realizacji powołania, to pragnę najpierw powiedzieć, co dla mnie przeszkodą nie jest. Otóż przeszkodą nie jest to, że ktoś ze współbraci kapłanów przeżywa kryzys, a nawet odchodzi z kapłaństwa i okazuje się apostatą. Ogromnie cierpię w obliczu tego typu bolesnych przypadków, ale się nie gorszę. Ewangelia wyjaśnia, że prawo do zgorszenia mają jedynie maluczcy. Kryzys niektórych kapłanów czy osób świeckich w Kościele działa na mnie mobilizująco. Im częściej słyszę o takich ludziach, z tym większą wiernością i ofiarnością pragnę kochać tych, do których Bóg mnie posyła. Przeszkodą nie jest też to, że wielu ludzi nie korzysta obecnie z posługi kapłanów. Wiem, iż każdy człowiek ma nieskończoną godność i wartość. Właśnie dlatego w czasie Eucharystii czy rekolekcji pojedynczą osobą cieszę się tak samo jak tłumami wiernych. Przeszkodą jest natomiast niska, prymitywna wręcz kultura, która obecnie dominuje. Jest ona nie tyle przeszkodą w realizacji powołania kapłańskiego, ile raczej przeszkodą dla ludzi świeckich, gdyż utrudnia im korzystanie z posługi kapłanów. Ci, którzy oddalają się od Boga, usiłują "uwalniać" człowieka od tego, co Boże: od prawdy, miłości, wolności, szlachetności, świętości. Niestety, demoralizatorów słucha się łatwiej niż wychowawców z tego prostego powodu, że demoralizatorzy kuszą nas iluzją łatwo osiągalnego szczęścia i nie stawiają nam dosłownie żadnych wymagań. Uleganie demoralizatorom jest na początku przyjemne, ale nieuchronnie prowadzi do kryzysu, krzywd i cierpienia. Często modlimy się o nowe powołania kapłańskie oraz o umacnianie w powołaniu wszystkich księży. Co sprawia, że powołanie może wygasnąć? Czy dar się skończył, czy też człowiek nie przyjął tego daru? - Powołanie nigdy nie wygasa, gdyż jest ono przejawem troski Boga o człowieka! Bóg powołuje, bo kocha, a przecież kochać nikogo i nigdy nie przestanie! Możliwość "wygasania" powołania wynika z faktu, że każdy człowiek jest naprawdę wolny. Bóg obdarzył nas prawdziwym życiem i prawdziwą wolnością, byśmy mogli odpowiedzieć miłością na miłość. Ale to oznacza, iż możemy odpowiedzieć inaczej: egoizmem, naiwnością, bezmyślnością, niewiernością... Warunkiem trwania w powołaniu jest codzienna, ufna modlitwa, nawrócenie, szczere i stanowcze dążenie do świętości. Ostatnio w liberalnych mediach stało się modne mówienie o kryzysie kapłaństwa, który - według tychże mediów - dotyka Kościoła w Polsce. Jak Ksiądz skomentuje tego typu opinie? - Wiem, że liberalnym mediom Kościół bardzo przeszkadza. Zwłaszcza Kościół silny wiernością wobec Boga i miłością do człowieka. Kościół - za przykładem Chrystusa - uczy bowiem krytycznie myśleć i dojrzale kochać. Tymczasem liberalne media chcą nas "uwolnić" od myślenia i od miłości. Dążą do tego, by współczesny człowiek był zdolny jedynie do życia "na luzie", do kierowania się "orientacją seksualną", do poddawania się emocjom i temu, co "nowoczesne". Takie media chcą, by współczesny człowiek zadowolił się związkami "wolnymi" i niepłodnymi oraz by tworzył cywilizację egoizmu i śmierci, łudząc się przy tym, iż tworzy cywilizację miłości i życia! Właśnie dlatego "troska" liberalnych mediów o to, co dzieje się w Kościele, jest kiepsko skrywaną formą walki z chrześcijaństwem w ogólności i z Kościołem katolickim w szczególności. Mimo to media skrajnie krytyczne wobec Kościoła - wbrew swym zamierzeniom - spełniają pozytywną rolę w tym znaczeniu, że pomagają nam uświadomić sobie fakt, o którym wolelibyśmy może czasami zapomnieć, że wśród nas, ochrzczonych, są nie tylko ludzie święci, ale także słabi, uzależnieni, grzeszni, a czasem nawet cyniczni i pozbawieni sumienia. Z tego powodu każdy ochrzczony potrzebuje dyscypliny, czujności, nawrócenia. Potrzebujemy tego także my, księża. Jednak odnowa może dokonać się tylko od wewnątrz Kościoła, tylko w Chrystusie, wyłącznie Jego mocą. Jako krajowy duszpasterz powołań co powiedziałby Ksiądz młodemu człowiekowi, który stoi przed decyzją, jaką drogą pójść w dorosłym życiu? Co najbardziej pięknego, według Księdza, jest w powołaniu kapłańskim? - Młodym ludziom pragnę najpierw powiedzieć, że podstawowym powołaniem każdego z nas jest świętość! Kto nie dorasta do świętości, ten nie dorośnie ani do miłości małżeńskiej i rodzicielskiej, ani do miłości kapłańskiej. Każdy młody człowiek potrzebuje nie tyle specjalisty od podpowiadania specyficznej drogi życia, ile raczej szlachetnego wychowawcy, który - na wzór Jezusa - kocha i wymaga. Kto dorasta do świętości, ten zwykle nie ma problemów z odkryciem powołania ani z wiernym i radosnym trwaniem w powołaniu. Zapewniam wszystkich nastolatków, iż powołanie kapłańskie czy zakonne nie oddala nas od ludzi ani od silnych więzi, które przynoszą wzruszenie i radość. Przeciwnie, im bliżej jesteśmy Boga, tym mocniej i tym mądrzej kochamy człowieka! Korzystam z okazji, by Czytelnikom "Naszego Dziennika" złożyć życzenia z racji Świąt Paschalnych. Pamiętajmy o tym, że najbardziej groźna dla człowieka nie jest śmierć widzialna, którą raz na zawsze pokonał Zmartwychwstały, lecz śmierć niewidzialna, którą każdy z nas ma szansę nieustannie pokonywać mocą przyjaźni z Bogiem. A niewidzialna śmierć to życie w kłamstwie i w egoizmie. Wielkanoc przeżywają najbardziej owocnie ci ludzie, w których umiera kłamstwo i egoizm, a zmartwychwstaje Boża prawda i Boża miłość. I tego właśnie życzę z serca każdemu z nas. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-03-20

Autor: wa