Kto nie boi się Brukseli
Treść
Dwie niemieckie stocznie nad Bałtykiem: w Wismar i Warnemuende, które na  początku czerwca ogłosiły upadłość, otrzymają od swojego rządu 190 mln euro  kredytu na podtrzymanie produkcji. W kontekście działań niemieckiego rządu  bulwersujące wydają się poczynania rządu Donalda Tuska, który przyjmując  specustawę stoczniową, zgodził się na zamknięcie stoczni w Gdyni i Szczecinie.  Wciąż nie wiadomo do końca, kto nabył obie firmy i w jakim wymiarze wznowi  produkcję, a pracę łącznie z kooperującymi ze stoczniami zakładami może utracić  kilkadziesiąt tysięcy osób.
Pieniądze rządu Angeli Merkel umożliwią  stoczniom rozpoczęcie budowy dwóch promów dla szwedzkiego armatora Stena Line.  Dzięki tej interwencji uda się uratować 2,5 tys. miejsc pracy dla stoczniowców w  Niemczech.
Bardzo aktywna postawa rządu niemieckiego przy jednoczesnej  bierności ekipy Tuska powoduje, że nasi stoczniowcy są oburzeni postawą  polskiego rządu. - My od początku sygnalizowaliśmy, że przemysł stoczniowy za  naszą zachodnią granicą jest wspierany. My o tym głośno mówiliśmy, ale na nikim  to wrażenia nie robiło - mówi Krzysztof Fidura, wiceprzewodniczący  "Solidarności" Stoczni Szczecińskiej Nowa. Dodaje, że właśnie dlatego panią  komisarz Neelie Kroes przywitano gwizdami w czasie jej wizyty w ubiegłym  tygodniu w stoczni w Szczecinie, "bo przecież nie jeździliśmy do Brukseli tylko  po to, żeby sobie z nią porozmawiać, ale po to, żeby jej decyzja była bardziej  przychylna dla stoczni". Tymczasem decyzja komisarz była najgorsza z możliwych -  nakazująca sprzedaż bez poszukiwania inwestora branżowego. Czy jednak rząd PO -  PSL musiał się na to godzić? - Problem w tym, że Niemcy chcą walczyć o swoje  stocznie, a rząd polski w ogóle nie ma takiego zamiaru. Mówi, że UE mu kazała -  twierdzi poseł Wojciech Jasiński (PiS), minister skarbu w rządzie Jarosława  Kaczyńskiego. - Spójrzmy na to w aspekcie niemieckiego Trybunału  Konstytucyjnego. Kto w istocie jest suwerenem: czy UE, czy Niemcy? I okazuje  się, że w Niemczech suwerenem są Niemcy. A w Polsce? "Unia nam kazała" - jak  mówi rząd. Im się nie chce walczyć o polski interes narodowy - dodaje były szef  resortu skarbu. 
Fidura zwraca uwagę na ważny aspekt sprzedaży polskich  stoczni. - To jest dziwne, że sprawą stoczni w momencie kryzysu zajmowała się  komisarz ds. konkurencji. To znaczy, że ona przez likwidowanie konkurencji  wewnątrz UE powoduje, że u nas jest zagrożonych bezrobociem kilka tysięcy ludzi  - podkreśla.
Neelie Kroes bardzo mocno zaangażowała się w sprawę polskich  stoczni, a nie reaguje w przypadku interwencji państwa niemieckiego w ratowanie  ich stoczni oraz innych branż, np. przemysłu motoryzacyjnego (na co poszły  miliardy euro), co robi wrażenie, jakby wycinała polską konkurencję i sprzyjała  stoczniom zza zachodniej granicy. - Wszyscy nas przekonywali, że w UE obowiązują  takie same zasady. Jeśli by się potwierdziło, że za udzielanie pomocy publicznej  w formie gwarancji polskie stocznie poniosły bardzo daleko idące konsekwencje, a  rząd niemiecki wspiera swoje, to powinna być zdecydowana interwencja rządu  polskiego, bo albo wszystkich obowiązują te same przepisy, albo jest to próba  eliminacji polskiego przemysłu stoczniowego z rynku światowego - podsumowuje  Dariusz Adamski, przewodniczący "Solidarności" w Stoczni Gdynia.
Rzecznik  Ministerstwa Skarbu Państwa Maciej Wewiór, odpowiadając na pytanie "Naszego  Dziennika" dotyczące powyższego problemu, powiedział: - Nie znam dokładnie  sytuacji z niemieckimi stoczniami, trudno mi to komentować.
Dodał  jednocześnie, że nie ma wątpliwości, kto nabył stocznie - to firma Stichting  Particulier Fonds Greenrights. Problem w tym, że o tej firmie niewiele wiadomo,  a ilość podmiotów wymienianych przy tej transakcji jako pośredników jest spora.  
Udzielona stoczniom w Gdyni i Szczecinie pomoc publiczna po wejściu Polski  do UE została uznana przez KE za nielegalną i firmy zostały zlikwidowane. Rząd  Tuska zgodził się z interpretacją KE i przyjął tzw. specustawę stoczniową, która  weszła w życie w styczniu bieżącego roku. Na jej mocy majątek obu stoczni został  podzielony na fragmenty i sprzedany. Inwestor ma 21 lipca br. zapłacić za  majątek stoczni.
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2009-07-15
Autor: wa