Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kto kogo dyskryminuje?

Treść

Przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców (TSKN) na Śląsku Opolskim Norbert Rasch w wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung" sugeruje, że w Polsce nie są przestrzegane zasady wolności słowa.

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" zapytał Norberta Rascha, dlaczego niemiecka mniejszość w Polsce nie zabrała oficjalnie stanowiska popierającego Erikę Steinbach w konflikcie z Polską o jej uczestnictwo w radzie Fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie". Przedstawiciel mniejszości niemieckiej w Polsce odparł, że po pierwsze, nikt ich o to nie pytał, a po drugie, to wiemy doskonale, że po zabraniu głosu bardzo źle by nas oceniono w Polsce. - Każdy, kto w Polsce jakkolwiek tłumaczy pozycję Związku Wypędzonych, ten jest zaatakowany bez możliwości obrony - powiedział Rasch.
- Dlatego nie mieszaliśmy się do tej sprawy - dodał. - Wszystkie większe media są w polskich rękach i oni by nas zniszczyli w ciągu kilku dni - podkreślił Rasch. Zdaniem przewodniczącego TSKN, istnieje niepisany układ, że dopóki niemiecka mniejszość nie wtrąca się w konflikty polsko-niemieckie, to Polacy nie dopominają się ich opinii na ten temat. Inaczej - jak przyznaje Rasch - było tylko w przypadku Powiernictwa Pruskiego i ich roszczeń, kiedy to strona polska - jego zdaniem
- dość agresywnie domagała się ich ustosunkowania się do tych roszczeń.
- Jesteśmy na Górnym Śląsku dużą mniejszością, ale i tak zbyt małą, aby wytrzymać skierowaną przeciwko nam jakąś kampanię - stwierdził Rasch.
Na pytanie, czy status mniejszości niemieckiej w Polsce jest zagrożony, Norbert Rasch odpowiedział, że niemiecka mniejszość w Polsce jest całkowicie inna niż w Rumunii czy na Węgrzech. - My należymy do nacji, która napadła w 1939 roku na Polskę (...) W Polsce bylibyśmy zmiażdżeni, gdybyśmy oficjalnie przeciwstawili się takiemu autorytetowi, jakim jest Władysław Bartoszewski.
W kwestii ogólnego stosunku Polaków do mniejszości niemieckiej na Górnym Śląsku Rasch stwierdził, że w zasadzie zajmuje się on sprawami kultury i dlatego nikomu nie przeszkadza. Ale przyznał także, że istnieje kilka spraw powodujących niepokoje, jak na przykład kwestie budowania wojennych pomników (wiele polskich środowisk od dawna protestuje przeciwko germanizacji Opolszczyzny i budowaniu na tym terenie pomników gloryfikujących niemiecką III Rzeszę i niemieckich żołnierzy).
Dla części niemieckich publicystów wypowiedzi Norberta Rascha to wyraźny dowód na brak wolności słowa w Polsce. Tak to potraktowała Judith W., opisując ten wywiad w internecie na stronie www.cdu-politik.de. "Wypowiedzi Rascha każą przypuszczać, że w Polsce i w polskiej prasie łamana jest wolność słowa" - napisała autorka.
Próbowaliśmy skontaktować się z przedstawicielem mniejszości niemieckiej w Polsce Norbertem Raschem i zapytać go, jak to jest z tym rzekomym brakiem wolności słowa, ale przez cały dzień był nieuchwytny. W Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym Niemców (TSKN) na Śląsku Opolskim, gdzie Rasch pełni funkcję przewodniczącego, dowiedzieliśmy się, że jest nieobecny, natomiast w radzie miasta Prószków, gdzie jest radnym, dowiedzieliśmy się, że go nie będzie.
Zapytaliśmy wiceprzewodniczącego Sejmiku Województwa Opolskiego Andrzeja Leona Zielonkę (PiS), czy faktycznie w jakimkolwiek stopniu mniejszość niemiecka ma prawo czuć się ograniczana. Jego zdaniem, absolutnie nie. - Jest zupełnie odwrotnie - powiedział nam Zielonka, dodając, że od wielu lat mniejszość niemiecka współrządzi sejmikiem, zawsze w koalicji z innym ugrupowaniem, co także świadczy raczej o braku jakiegokolwiek ograniczania, a wręcz twierdzę, że są postrzegani na naszym terenie jako współmieszkańcy. Przecież mniejszość niemiecka ma przedstawicieli we wszystkich departamentach gminnych czy powiatowych - podkreślił wiceprzewodniczący sejmiku.
Jego zdaniem, istnieje kilka spraw kontrowersyjnych, jak budowa pomników niemieckim żołnierzom z drugiej wojny światowej czy tworzenie polsko-niemieckich napisów, ale nie jest to ograniczenie. - Moim zdaniem, nikt na Opolszczyźnie nie ogranicza mniejszości niemieckiej - twierdzi Zielonka, dodając, że często jest odwrotnie, ludzie mają pretensje o to, że za dużo pieniędzy unijnych idzie do tych powiatów, gdzie właśnie rządzi ta mniejszość.
Kto jest bardziej uprzywilejowany?
Zapytaliśmy przedstawicieli Polonii w Niemczech, co sądzi o sugestiach, że mniejszość niemiecka w Polsce jest zagrożona i boi się swobodnie wypowiadać. Aleksander Zając, członek Konwentu Organizacji Polskich w Niemczech, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" stwierdził, iż zarzuty (czy nawet sugestie), że mniejszość niemiecka w Polsce czuje się w jakikolwiek sposób ograniczana, są absurdalne.
- Przypomnę, że przedstawiciele mniejszości niemieckiej mają nawet swoich ludzi w Sejmie, nie mówiąc o lokalnych władzach - powiedział nam Aleksander Zając. - Przecież niemiecka mniejszość ma największe przywileje ze wszystkich grup mniejszościowych w Polsce - dodał. Ponadto zauważył on, że mniejszość niemiecka ma silne oparcie w strukturach samorządowych i to nie tylko polityczne, ale także finansowe (dotacje z budżetu państwa). - Warto przypomnieć, że niemiecka mniejszość w Polsce posiada swoją prasę i ma dostęp do radia i telewizji regionalnej - stwierdził przedstawiciel Polonii w Niemczech i dodał ze smutkiem, że Polacy w Niemczech mogą o tym jedynie pomarzyć. Jak twierdzi Aleksander Zając, bez precedensu jest fakt, że niemiecka mniejszość może w Polsce uczyć się ojczystego języka, na co polski rząd przeznaczył sumę 14 milionów złotych. Nasz rozmówca przypomniał, że dla porównania rząd niemiecki na naukę języka polskiego w Niemczech przeznaczył jedynie ok. 200 tys. euro, pomimo że według ustaleń traktatowych ma taki obowiązek. - I chciałbym koniecznie przypomnieć, że tu, w Niemczech, polskie dzieci uczą się polskiego nie w szkole, jako języka obowiązkowego (poza dosłownie kilkoma wyjątkami), lecz jedynie jako przedmiotu dodatkowego. Zdaniem Aleksandra Zająca, jest wiele przykładów na to, że dysproporcja w traktowaniu mniejszości niemieckiej w Polsce i Polonii w Niemczech jest ogromna, na niekorzyść tej ostatniej.
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2009-03-25

Autor: wa