Kto i komu jest coś winien?
Treść
Za sprawą rozgłośni "Deutschlandradio" ponownie w niemieckich mediach powróciła sprawa tzw. Berlinki, kolekcji niemieckiej kultury, która znajduje się dziś w Krakowie. Większość niemieckich mediów ogłosiła, że Kazimierz Wójcicki, który jest dyrektorem szczecińskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, rozważa możliwość oddania Niemcom "Berlinki". Sprawę ostudził przewodniczący Fundacji Pruskiego Dziedzictwa Kultury Klaus-Dieter Lehmann. Można odnieść wrażenie, że większość Niemców nie pamięta, jakie straty polska kultura poniosła w wyniku rabunkowej działalności niemieckiej podczas II wojny światowej.
Niemieckie media, wykorzystując wyemitowaną w radiu rozmowę z dyrektorem szczecińskiego oddziału IPN, poinformowały, że w jednym z wywiadów dla rozgłośni "Deutschlandradio" historyk Kazimierz Wójcicki nie wykluczył, iż Polska "w zasadzie" mogłaby zwrócić Niemcom dawne zbiory Pruskiej Biblioteki Państwowej.
W rzeczywistości podczas telefonicznej rozmowy z dziennikarzem rozgłośni polski historyk stwierdził jedynie, że do ewentualnego zwrotu "Berlinki" potrzebna jest zauważalna dobra wola niemieckiej strony, a wtedy Polska mogłyby także wykonać gest dobrej woli.
- Niemieccy dziennikarze przychodzą do nas i po prostu mówią: oddajcie nam "Berlinkę", to jest niesamowite - powiedział Wójcicki. Najpierw wydaje mi się, że musimy odnieść się do świadomości niemieckiej i ustalić, co wydarzyło się w tej materii podczas II wojny światowej w Polsce. Wójciki przypomniał, że Polska oddała już Niemcom Biblię Lutra, która jest w Berlinie.
- Teraz pytamy: Jakie gesty w kierunku Warszawy zrobili po tym Niemcy? Polska oddała w 2000 roku na ręce kanclerza Gerharda Schroedera najstarsze wydanie Biblii w tłumaczeniu Lutra, lecz nigdy nie doczekała się rewanżu - powiedział historyk IPN.
Lehmann zmienia zdanie?
Przewodniczący Fundacji Pruskiego Dziedzictwa Kultury (FPDK) Klaus-Dieter Lehmann na wstępie rozmowy wyraźnie zaznaczył, że nigdy nie stawiał Polakom żadnych żądań zwrotu historycznych niemieckich rękopisów (w tym "Berlinki").
- Mój wywiad dla dziennika "Frankfurter Algemeine Zeitung" na ten temat to była jedynie zachęta do rozmowy - stwierdził Lehmann. (W sierpniu to właśnie przewodniczący FPDK powiedział między innymi, że wywiezione z Niemiec dzieła sztuki są materialną i duchową własnością Niemców i związane są z ich kulturową tożsamością).
Podczas ostatniego wywiadu Lehmann przyznał, że w zasadzie Berlinki nie można nazwać zdobyczą wojenną, gdyż nie została ona zrabowana, a tylko zdeponowana na ziemiach wschodnich w ochronie przed alianckimi nalotami. Teraz ma nadzieję, że również w Polsce zrozumiano, iż jego zamiarem jest doprowadzenie jedynie do rozmów na ten temat.
- Należy się zastanowić nad możliwością pokazania wzajemnych gestów z obydwu stron - stwierdził Klaus-Dieter Lehmann i dodał, że sprawa ta nie powinna być omawiana przy pomocy mediów, lecz w gronie fachowców. Jeszcze raz podkreślił, że rozmawiając o zwrocie dóbr kultury, nie powinno się zapomnieć o wielu zbrodniach na Polakach i Żydach w Europie. Polska została bardzo zniszczona i teraz do głosu dochodzą także wielkie emocje, dlatego trzeba znaleźć rozsądne rozwiązanie tego problemu, to nie może być załatwione jedynie mechanicznymi decyzjami.
Lehmann nie ma nic przeciwko temu, aby Niemcy zwróciły Polsce zbiory składające się z 73 starych dokumentów zakonu krzyżackiego, które znajdują się w Niemczech - jego zdaniem - niesłusznie i mogą być oddane.
Zbiory Pruskiej Biblioteki Państwowej zostały wywiezione przez Niemców pod koniec II wojny światowej, w obawie przed nalotami, z Berlina do opactwa cystersów w Krzeszowie na Dolnym Śląsku. Po tym, jak ziemie te znalazły się w granicach Polski, zbiory zostały zabezpieczone przez polskie władze. Obecnie "Berlinka" znajduje się w Krakowie.
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2007-12-10
Autor: wa